Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • STRONA GŁÓWNA
  • O AUTORCE
  • SPIS RECENZJI
  • WSPÓŁPRACA
  • MÓJ BOOKSTAGRAM
  • PATRONATY
  • ARTYKUŁY
    • Wizyta w studio Harry'ego Pottera
    • Co podarować książkoholikowi na święta?
    • Bookstagram - jak zacząć?
    • 21 ulubionych książek na 21 urodziny
    • Podróż z książką
    • Czytelnicy polecają świąteczne książki
    • Blogerzy polecają świąteczne książki
    • Jak poradzić sobie z lekturami szkolnymi?
    • Co blog zmienił w moim życiu?
    • O BOOKSTAGRAMIE
    • CYTATY
    Facebook Instagram Pinterest

    Książki Dobre Jak Czekolada | blog z recenzjami książek


    Nadchodzi koniec roku, a wraz z nim wysyp kalendarzy, dzienników, a także książek z motywującymi i inspirującymi cytatami na każdy dzień. I dziś mam dla Was tego typu pozycje. Czytaliście "Cudownego chłopaka"? Ja nie. Ale po lekturze "365 dni cudowności" mam w planach ten tytuł.

    "365 dni cudowności. Księga wskazań pana Browne'a" (bo tak brzmi pełny tytuł) to myśli na każdy dzień w roku o odwadze, przyjaźni, miłości i życzliwości. Przejrzałam te cytaty i wiele musiałam sobie zapisać, ponieważ były tak piękne. Jeśli obudzicie się pewnego szarego dnia, bez żadnej siły, by stawić czoła wyzwaniom od losu, taki cytat może być kopniakiem motywacyjnym.

    Osobiście lubię takie książki. Mam już ich kilka, ale nie zaglądam do nich codziennie, tylko wtedy, gdy tego potrzebuję. Kiedy czuję, że przydałoby mi się jakieś słowo wsparcia. W "365 dniach cudowności" z pewnością to wsparcie odnajdziecie.

    Po każdym miesiącu, czy też na każdy nowy miesiąc, czeka nas dłuższa wypowiedź od pana Browne'a. Mówi o przyjmowaniu pomocy, najważniejszych wartościach w życiu człowieka, Co ciekawe same cytaty przysyłały dzieci z całego świata, było ich mnóstwo, ale do książki zostało wybranych jedynie 365.

    Jeśli chodzi o dziennik z "Cudownego Chłopaka" to jest już to miejsce całkowicie "nasze". W dzienniku znajdziemy mnóstwo miejsca na notatki, a strony są wzbogacone o fantastyczne cytaty, które niejednokrotnie zmusiły mnie do refleksji. Dobrze, że jest tyle miejsca i można naprawdę się rozpisać, wypisać wszystko to, co leży ci na sercu. Skromna, delikatna szata graficzna cieszy oko, a sam dziennik pozwala stworzyć swoją własną książkę, chociażby z cytatami, inspirującymi myślami, a może jakimiś przemyśleniami, Co tylko dusza zapragnie.

    Poniżej znajdziecie zdjęcia tych dwóch wydań, a oba tytuły są do wygrania u mnie na Instagramie.


    Wyświetl ten post na Instagramie.



    Post udostępniony przez Książki Dobre Jak Czekolada (@ksiazkidobrejakczekolada) Gru 8, 2018 o 7:31 PST



    Zdjęcia "365 dni cudowności".









    Zdjęcia "Dziennika".







    Myślę, że obie książki będą świetnym pomysłem na prezent dla bliskiej osoby.
    Przyznaję trzy kostki czekolady.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    To nie jest książka świąteczna, nie dajcie się zmylić okładce!

    Po kilkudziesięciu latach Greta wraca do pięknego domu na wsi, gdzie spędziła kilka lat w młodości. Niestety kobieta nie jest w stanie wspominać przeszłości, ponieważ w wyniku wypadku straciła pamięć. Gdy przybywa do Marchmont Hall w Walii, trafia w miejsce, które wywołuje u niej przypływ kilku faktów z minionych lat. Potem przypomina sobie, co się wydarzyło, a czytelnik poznaje niezwykłą historię samej Grety, jej córki Cheski, a także wnuczki - Avy.

    Zaglądamy do Londynu w latach czterdziestych. Wraz z młodziutką Gretą zakochujemy się w amerykańskim żołnierzu. Towarzyszymy jej, gdy przeżywa miłość swojego życia, a potem, gdy los zaczyna się z niej śmiać, a problemy urastają do ogromnych rozmiarów.

    Jest nam też szkoda jej wiernego przyjaciela, który nigdy jej nie opuścił, a wiernie wspierał na każdym kroku. Trochę kojarzyło mi się to z "Love Rosie" Ceceli Ahern, bo ta dwójka tak krąży wokół siebie, i krąży, i krąży przez wiele lat, a jednak brakuje im odwagi i odrobiny szczęścia, aby mogli spędzić ze sobą wspaniałą przyszłość.

    To nie jest książka świąteczna. To nie jest powieść o miłości. To cudowna, wielowątkowa historia, która dosłownie Was pochłonie. Będzie wraz z bohaterami całym sobą przeżywać każdy rozdział. Riley porusza temat schizofrenii, skutków debiutu na wielkim ekranie w dzieciństwie, przemilczenia pewnych ważnych faktów, braku odwagi, by wyznać swoje uczucia, co za każdym razem może skończyć się dramatycznie.

    Miłość mogła odmienić przeznaczenie i rządzić życiem. I rządziła jego życiem.
    Mama miała rację: nie wolno zmarnować ani jednego dnia.


    Lucinda Riley jest według mnie mistrzynią wielopokoleniowych opowieści, jeśli można to tak nazwać. Znakomicie łączy przeszłość z teraźniejszością, bawi się z czytelnikiem wątkami, które niekiedy są splątane tak bardzo, że w życiu nie domyślilibyśmy się, co jest punktem wspólnym.

    Zakochałam się w twórczości tej autorki po przeczytaniu zaledwie kilku stron "Siedmiu sióstr" i szybko postanowiłam, że przeczytam wszystko, co wyjdzie spod pióra Riley. Uwierzcie mi, warto!

    Trudno jest pisać o tak znakomitej książce, bo z całych sił chcę Was przekonać do sięgnięcia po tę powieść. O takich tytułach trzeba mówić i to głośno. Lucinda Riley pisze o życiu, które niejednokrotnie zaskakujemy, a kiedy spojrzymy na pewne wydarzenia z perspektywy kilku pokoleń, możemy być naprawdę zszokowani tym, co ujrzymy.

    Nie sposób oderwać się od "Drzewa anioła". Ta historia jest jak podróż - przez okno obserwujemy to, co się dzieje i nie możemy wysiąść dopóki pociąg się nie zatrzyma. Tak, czytałam tę książkę w pociągu i przeczytałam ją zanim dotarłam na miejsce, a liczy ona ponad 500 stron (może miało w tym udział 70-minutowe opóźnienie, ale nieważne), więc naprawdę czyta się ją błyskawicznie, a jednocześnie nie chce się z nią rozstać. Wszystko, co Riley pisze, zapada na długo w pamięci i zmusza do głębokich refleksji. "Drzewo anioła" to właściwie trzy książki w jednej, ale łączące się w jedną, niezwykłą całość. Poruszająca, zaskakująca, z całą gamą emocji - tak mogłabym opisać pokrótce ten tytuł.

    Czy polecam? Ja Was gorąco zachęcam, abyście sięgnęli po "Drzewo anioła", a najlepiej od razu zażyczyli sobie wszystkie książki tej autorki pod choinkę. ;)

    Oczywiście przyznaję cztery kostki czekolady i niecierpliwie wyczekuję kolejnych historii od Lucindy Riley.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze

    Najnowsza książka Remigiusza Mroza jest zupełnie inna niż wszystkie pozostałe. Tym razem autor postanowił podzielić się cząstką siebie, swojego życia, swojej pasji, czyli sztuką pisania.

    Sięgając po "O pisaniu na chłodno", z jakiegoś powodu założyłam, że będzie to książka pełna porad, jak zacząć swoją przygodę z pisarstwem, jak wydać własną książkę. Jednak czytając pierwszą część, odniosłam wrażenie, że jest to jednak autobiografia Remigiusza Mroza, przez co byłam rozczarowana. Wynikało to z mojego błędnego przekonania o tematyce najnowszej publikacji bestsellerowego polskiego pisarza. Druga część "O pisaniu na chłodno" faktycznie skupia się już na warsztacie, jednak, by dotrzeć do tej właściwej treści, musimy przebrnąć przez życie prywatne Remigiusza Mroza, a nie każdego to interesuje.

    Autor opowiada o swoim dzieciństwie, potem studiach. Wspomina, skąd wzięła się u niego miłość do książek, jak zaczął pisać. Podoba mi się humor autora oraz jego felietonowe zacięcie. Momentami ironicznie pisze o samym sobie, czym szybko zyskał moją sympatię. Jednak ile można czytać o tytułach powieści, które Mróz czytał... Przyznaję - to, przynajmniej dla mnie, stało się nużące.

    W dalszej części autor szczerze i prosto z mostu wyjaśnia, w jaki sposób udaje mu się pisać tak szybko. Jego sekret nie jest spektakularny, jednak ludzie mają skłonności do dramatyzowania i spiskowania. Ileż to powstało teorii, że to nie Remigiusz Mróz pisze swoje książki, a ktoś robi to za niego, bo przecież jeden człowiek nie jest w stanie napisać i wydać tak wielu książek rocznie! Okazuje się, że to możliwe. I to w całkiem łatwy sposób.

    Czy dobrze zrobiłem, podejmując to ryzyko i podporządkowując wszystko pisaniu? Zajmuję się tym, o czym zawsze marzyłem, nie muszę martwić się o przyszłość i każdy nowy dzień to każda kolejna przygoda. W tej chwili nie zrobiłbym niczego inaczej, ale czy za dziesięć, dwadzieścia lat będę uważał podobnie?

    Jak wspomniałam wcześniej, książka dzieli się na dwie części - "Pisarski memuar" opowiada o życiu prywatnym Mroza, dowiadujemy się, jak zaczęła się jego przygoda z książkami, ale także jakie trudne były początki oraz czego to go nauczyło; część druga zatytuowana jest "Przybornik użytkownika słowa" i porusza tematykę warsztatową. Tutaj znajdziemy mnóstwo cennych porad od uwielbianego w Polsce autora, ale nie tylko. Pisarz przytacza także rady i wskazówki, a także zwyczaje i zabobony twórców literatury z całego świata. Część warsztatowa porusza naprawdę ważne zagadnienia, istotne głównie dla amatorów i osób, które dopiero chcą rozpocząć swoją literacką karierę. Moja wspólokatorka studiuje pisarstwo i faktycznie, część tematów omawianych przez Mroza jest w zakresie już wstępnych zajęć na pierwszym roku tego kierunku.

    Dzięki Remigiuszowi Mrozowi zaglądamy za kulisy świata wydawców i możemy poznać rynek wydawniczy od tej drugiej strony. Pisarz pomaga nam zrozumieć machiny sterujące działaniami wydawnictw i wyjaśnia, jak najlepiej przygotować się na odmowę, która raczej na pewno nastąpi. I to nie jedna. I nawet nie dwie. Tak naprawdę przyda nam się hak na te odmowy, bo będzie ich wiele.

    Mróz niejednokrotnie sprawił, że naprawdę głośno się śmiałam. Jego analiza twórczość L.A James czy przekazywanie wiedzy o procesie przedredakcji, które pokazał za pomocą metafory odnoszącej się do kebaba... Nigdy bym się nie domyśliła, że to taki zabawny i sarkastyczny człowiek. Co prawda do tej pory przeczytałam jedynie "Hashtag", choć w domu nie brakuje żadnej książki Mroza, o co zadbała moja mama, to jednak nie sądzę, abyśmy byli w stanie poznać tę stronę pisarza, czytając jego twórczość. Dopiero "W pisaniu na chłodno" uwidatnia się jego humor, cięty język (czy raczej pióro), którym zyskał moją sympatię.

    Nie byłam przygotowana na otrzymanie takiej książki. Spodziewałam się poradnika, jak pisać, a otrzymałam książkę, w której tak naprawdę znajdują się dwa gatunki, bo poza wspomnianym i wyczekiwanym przeze mnie poradnikiem, znajdziemy tam też autoobiografię, która była dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Muszę jednak przyznać, że prawdopodobnie potrzebowaliśmy tej biografii. Powstawało zbyt dużo dziwnych teorii o osobie Remigiusza Mroza, stał się on niemal zjawiskiem mitologicznym, a każdy Polak chciał znać jego sekret szybkiego pisania. Z teorii, że Remigiusz Mróz jest tak naprawdę grupą ludzi, piszącą książki, śmiał się nawet sam Mróz. Jednak Polacy naprawdę tak sądzili, bo przecież "nie da się" tak szybko pisać i wydawać. Da się. Mróz to udowadnia, a także przełamuje o wiele więcej znanych zasad pisania w swojej książce.

    Zapadły mi w pamięć słowa autora "Hashtagu" o wenie. Uważa on, że nie ma pojęcia weny, jest profesjonalizm i konsekwencja. Zgodzę się z nim w tej kwestii, ale ciekawa jestem Waszych opinii.

    Tak na marginesie "O pisaniu na chłodno" jest pięknie wydana, co widać na na pierwszy rzut oka. Twarda oprawa, świetna kolorystyka, czego chcieć więcej? Nawet jakość papieru jest wyższa niż zazwyczaj. A tytuł? Przyklaskuję pomysłodawcy (nie wiem, czy był to sam autor, czy ktoś w wydawnictwie), bo jest genialny w swojej prostocie.

    Dlaczego nie cztery kostki czekolady, skoro wiele się nauczyłam, wielokrotnie śmiałam się i po prostu dobrze bawiłam podczas czytania? Dlatego, że to miał być poradnik, nie autobiografia. Przypomnę, że w paczce z książką znalazłam także notes i długopis, więc zadbano o to, bym mogła zaraz po lekturze zasiąść do pisania. Sam tytuł sugeruje, że będzie o pisaniu. Było, ale tylko połowicznie. Nie mówię, że nie podobała mi się część autobiograficznie, bo przecież już wcześniej przyznałam, że moim zdaniem potrzebowaliśmy tego spojrzenia na życie prywatne pisarza. Jednak reklamuje się tę książkę jako poradnik, a nie autobiografię z poradnikiem.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
    Share
    Tweet
    Pin
    2 komentarze

    Lana ma piętnaście lat i zna sekret tego świata. Wszyscy są przeklęci. Co jest twoim przekleństwem?

    Wszyscy jesteśmy przeklęci - absolutnie każdy z nas.
    Naszą zgubą nie okażą się wcale nieodparte chęci czy uzależnienia. To nie przez chciwość ani pragnienie wylądujemy na kolanach. Nasze przekleństwa wpaja nam się jako zalety; ideały, do których powinniśmy dążyć. Tyle że to są właśnie cechy uznawane za najbardziej zaszczytne, powodujące największe zniszczenie.

    Reebeca Donovan zawładnęła moim sercem już dawno, gdy w 2014 roku wydała "Powód, by oddychać" rozpoczynający serię "Oddechy". Skoro jako szesnastolatka płakałam podczas czytania jej powieści, a potem te książki podkradała moja mama i ją również wzruszyła twórczość Donovan, wiedziałam, że muszę ponownie przeczytać coś tej autorki. "Gdybym wiedziała" otwiera cykl "Ani słowa" i po przeczytaniu prologu wiedziałam, że Donovan znowu wstrząśnie całym moim światem.

    Później nie było tak dobrze, Miałam wrażenie, że coś tu nie gra, a ja nie mogłam odnaleźć się w świecie piętnastolatki pracującej w nieciekawym barze i zażywającej narkotyki. Miałam jednak wiarę w autorkę i czytałam dalej, na szczęście z każdym kolejnym rozdziałem akcja się rozkręcała, a emocje intensyfikowały. Działo się coraz więcej, a ja byłam przyklejona do książki.

    O tej książce trudno mówić, bo nie ma w niej nic typowego. Podczas czytania myślałam, że w swojej recenzji jako główną wadę uwzględnię tak wielu chłopaków kręcących się wokół głównej bohaterki, która, jak wspomniałam wcześniej, ma jedynie piętnaście lat. Jej koledzy, którzy chcieli być kimś znacznie więcej, byli starsi, nawet o kilka lat i nieco mnie to odpychało od tej książki. Jednak autorka nie pisze nam o romansie między nastolatką a wkraczającym w dorosłość chłopakiem. Nie. To nie jest romans, więc relacja czy związek nie znajduje się tutaj na pierwszym miejscu.

    "Gdybym wiedziała" to powieść o tym, co gubi ludzkość. Każdy z nas ma swoje przekleństwo; coś, co sprawia, że popełniamy lekkomyślnie błędy, za które słono płacimy cierpieniem. Najciekawsze jest to, że tymi "przekleństwami" jest to, co uważamy za nasze największe zalety - taki paradoks. Matkę Lany zgubiła wiara, babkę - zaufanie, ciotkę - życzliwość, a samej Lany największą zgubą jest szczerość. Niezależnie od tego, czy prawdę przemilczy, czy wypowie ją na głos, prawda zniszczy jej życie.

    Lana znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Wpadła w tarapaty i choć jest niewinna, prawda wygląda dla każdego inaczej. Jej przekleństwo, jakim jest szczerość, sprawia, że dziewczyna właściwie niszczy sobie życie. Czy jest jakaś szansa, aby Lana uratowała siebie i nie zagroziła innym?

    Co jest Twoim przekleństwem i kiedy doprowadzi Cię to do upadku?

    - Miłość to nie jest coś, czego można się trzymać albo określić jako coś namacalnego. Istnieje, bo my nią jesteśmy. To istota nas samych.
    - No to czemu sprawia taki ból? Łamie tyle serc? Niszczy życia?
    - To nie miłość. To strach. Strach rządzi naszymi umysłami. Za każdym razem, kiedy za dużo myślimy i próbujemy do czegoś się przekonać, przemawia przez nas strach. A kiedy jest zagrożony, kiedy kontrolę zaczyna przejmować miłość, strach staje się głośniejszy, próbując nas przekonać, że nie jesteśmy godni, żeby nas kochano, i że będziemy tylko cierpieć. Ale miłość nigdy nie sprawia bólu. Nigdy.

    "Gdybym wiedziała" zapoczątkowała nową, znakomitą serię. I choć początkowo z trudem weszłam w świat głównej bohaterki, później odnalazłam się w nim i zrozumiałam przesłanie oraz lekcję, jakiej Donovan nam udziela. Z niecierpliwością oczekuję kolejnych tomów i następnych książek tej autorki. Nie znajdziecie w jej twórczości banałów i ckliwości. To miejsce na prawdziwe uczucia, łamiące serca historie o niesprawiedliwych wyrokach życia. Koniecznie przeczytajcie tę książkę, a także wcześniejsze powieści autorki.

    Rebecca Donovan za "Gdybym wiedziała" otrzymuje ode mnie trzy kostki czekolady.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Feeria Young.
    Share
    Tweet
    Pin
    3 komentarze
    Nowsze Posty
    Starsze Posty

    Bookstagram

    Polecany post

    Wydane w Polsce książki z zestawień Goodreads

    Od 2022 roku z niecierpliwością czekam na nowe zestawienie najlepszych romansów według Goodreads. W lutym 2022 roku pojawiła się lista 64 na...

    Wybierz coś dla siebie

    • Kalendarze/dzienniki (4)
    • Kryminał/sensacja/thriller (38)
    • Literatura dla dzieci (2)
    • Literatura fantastyczna (40)
    • Literatura historyczna (14)
    • Literatura kobieca (232)
    • Literatura młodzieżowa (90)
    • Literatura piękna (1)
    • Literatura współczesna (7)
    • Literatura świąteczna (14)
    • Patronat (29)
    • Poezja (4)
    • Reportaż (1)
    • artykuł (15)
    • cytaty (23)
    • hate-love (18)
    • wywiad (4)

    Najpopularniejsze

    • Bookstagram. Jak zacząć?
      2 października 2018 roku minął rok odkąd prowadzę bookstagrama. Zakładając konto na Instagramie, nie przypuszczałam, że osiągnie ono tak ...
    • Zostawiłeś mi tylko przeszłość
      (...) wiedz, że mi przykro, ale nie bądź na mnie zły, że znowu to wszystko przeżywam. Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Tak to się wszyst...
    • Karminowe serce
      Czasami, kiedy wszystkie drogi prowadzą donikąd, ucieczka wydaje się jedynym rozwiązaniem. Brakuje słów, żeby wytłumaczyć to, co było. Br...

    Archiwum

    • ►  2025 (3)
      • ►  lutego (3)
    • ►  2024 (27)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (1)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (1)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (3)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2023 (25)
      • ►  listopada (2)
      • ►  października (2)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (1)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (1)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (2)
    • ►  2022 (42)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (5)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (5)
      • ►  czerwca (2)
      • ►  maja (4)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2021 (51)
      • ►  grudnia (9)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (1)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (3)
      • ►  maja (6)
      • ►  kwietnia (3)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (5)
    • ►  2020 (71)
      • ►  grudnia (5)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (10)
      • ►  września (12)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (5)
      • ►  marca (13)
      • ►  lutego (10)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2019 (55)
      • ►  grudnia (1)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (2)
      • ►  sierpnia (6)
      • ►  lipca (7)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  lutego (15)
      • ►  stycznia (1)
    • ▼  2018 (85)
      • ▼  grudnia (4)
        • 365 dni cudowności & Cudowny Chłopak Dziennik
        • Drzewo anioła
        • O pisaniu na chłodno
        • Gdybym wiedziała
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (6)
      • ►  września (9)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (19)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (8)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  marca (6)
      • ►  lutego (6)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2017 (65)
      • ►  grudnia (7)
      • ►  listopada (7)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (9)
      • ►  czerwca (8)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (4)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2016 (21)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (8)
      • ►  października (9)
    Facebook Instagram Pinterest

    Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates