Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • STRONA GŁÓWNA
  • O AUTORCE
  • SPIS RECENZJI
  • WSPÓŁPRACA
  • MÓJ BOOKSTAGRAM
  • PATRONATY
  • ARTYKUŁY
    • Wizyta w studio Harry'ego Pottera
    • Co podarować książkoholikowi na święta?
    • Bookstagram - jak zacząć?
    • 21 ulubionych książek na 21 urodziny
    • Podróż z książką
    • Czytelnicy polecają świąteczne książki
    • Blogerzy polecają świąteczne książki
    • Jak poradzić sobie z lekturami szkolnymi?
    • Co blog zmienił w moim życiu?
    • O BOOKSTAGRAMIE
    • CYTATY
    Facebook Instagram Pinterest

    Książki Dobre Jak Czekolada | blog z recenzjami książek


    Kiedy usłyszałam o "Przeklętych świętych", wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Moi ulubieni blogerzy polecali tę powieść, więc naprawdę miałam wysokie oczekiwania. Spodziewałam się interesującej młodzieżówki z odrobiną magii. A co dostałam? Historię nudną jak flaki z olejem...

    Miała być to opowieść o cudach i wierze w nie. Obiecywano nam zagadkowe miasteczko, ciekawe postacie, wciągające wątki i tajemnice. Niestety, tego w "Przeklętych świętych nie znajdziecie".

    W miasteczku Bicho Raro dzieją się cuda. Trójka nastolatków prowadzi swoją nielegalną rozgłośnię radiową w starej ciężarówce. Rodzina Soria rodziła się z umiejętnościami czynienia cudów, dlatego do ich domu przybywali wędrowcy z całego świata.

    My, Soria, musimy być ostrożni przy pątnikach, bo jeśli wpłyniemy na nich po pierwszym cudzie, ogarnie nas nasz własny mrok, a to jest coś strasznego, czego nikt nie chciałby ujrzeć, gorsze niż mrok kogokolwiek z nich.

    I dlatego rodzina cudotwórców nie zaprzyjaźnia się z osobami, szukającymi cudów. Nie rozmawiają z nimi, nie spędzają czasu, jedynie zapewniają schronienie i upragniony cud. Gdyby złamali te zasady i zbliżyli się do pątników, wpłynąłby na nich mrok, co już kiedyś się wydarzyło i było nauczką na wiele lat.

    Wy i każdy inny pątnik możecie pognać do Bicho Raro, aby otrzymać cud. "Cud", powiecie? Tak, cud. Cud, który sprawi, że wasz wewnętrzny mrok stanie się widoczny w niezwykły i szczególny sposób. Gdy już ujrzycie, co was dręczyło, możecie to przemóc, a następnie odejść wolni i spokojni.

    Najsmutniejsze jest to, że ta książka miała potencjał, ale autorka (którą możecie znać z "Króla kruków") go zmarnowała. "Przeklęci święci" zachwyca klimatem, lecz niestety tylko tym. Będąc w połowie tej historii, zastanawiałam się, czy akcja kiedykolwiek się rozkręci - odpowiedź brzmi "nie". Niby pod koniec już prawie coś się dzieje, ale "prawie" to słowo kluczowe. Tu wszystko jest na pół gwizdka, postacie, które mogłyby rozkochać w sobie czytelników, były nijakie i czasami zastanawiałam się, kto jest kim. Autorka tak kiepsko ich opisała, że naprawdę, nie dziwcie mi się. Obiecanych tajemnic nie odnalazłam. Po wciągającej fabule ani śladu. Tak, jak wspomniałam na początku - "Przeklęci święci" są po prostu nudni. Niestety, jest to dotychczas moje największe rozczarowanie 2018 roku i dlatego przyznaję jedynie jedną kostkę czekolady. A mogło być tak dobrze, bo zapowiadało się naprawdę wyjątkowo!

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Uroboros.

    Share
    Tweet
    Pin
    10 komentarze

    Ostatnio tomiki poezji stały się niezwykle popularne. Wiersze próbują pisać wszyscy - już nie tylko sławni poeci, ale i blogerzy, influencerzy, youtuberzy i inne sławne osoby. Potem grafik musi się napracować, aby zamknąć całość w pięknym opakowaniu, a nazwisko sprzeda wszystko. W ten sposób jakość poezji, którą otrzymujemy, gwałtownie spada.

    Kiedy poznałam twórczość Rupi Kaur, byłam zachwycona. Podobało mi się, że współczesna poezja nie jest skomplikowana i trudna w odbiorze, jak było to z wierszami, które musiałam interpretować w szkole. Potem poznałam tomik "Chłopcy, których kocham" i na nowo się zakochałam. Wiele osób miało tak samo, jak ja - przekonali się do poezji, dzięki prostej i nieskomplikowanej współczesnej poezji. Dlatego wiedziałam, że muszę mieć w swoich rękach tomik "znowu pragnę ciemnej miłości".

    "znowu pragnę ciemnej miłości" to całkowicie subiektywny wybór wierszy Joanny Lech. Miłośniczka poezji postanowiła zebrać prace swoich ulubionych poetów w jeden tomik. Tak pięknie pisała we wstępie o tej antologii, że byłam przekonana, że czeka mnie tam naprawdę coś wspaniałego.

    Niestety, już pierwsze wiersze sprawiły, że zastanawiałam się, O CO CHODZI. Miałam problem ze zrozumieniem tematu poematów, mimo że miały być o miłości, a przecież współczesna poezja, zazwyczaj jest prosta w odbiorze. To, co znalazłam na początku tomiku, zniechęciło mnie. Bo, jak mam przebrnąć przez tyle stron, skoro nie rozumiem, o czym czytam? Nie wiem, co autor chciał mi przekazać, o czym opowiada. Poczułam się po prostu... głupio.

    Wtedy na Instagramie odezwało się do mnie wiele osób, mówiących, że mieli dokładnie taką samą sytuację. Że to tylko początek jest taki, dalej jest o wiele lepiej. I faktycznie. Znalazłam nawet kilka perełek. Zachwyciły mnie wiersze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz Jacka Podsiadło. Ich słowa uratowały ten tomik.








    Z wszelkimi zbiorami, czy to opowiadań, czy też wierszy, czy czegoś innego, jest tak samo - nie sposób, aby Wam się wszystko spodobało. Ten tomik opowiada o miłości, a znajdziecie tam wiele zupełnie różnych stylów, wyznań i emocji. Do mnie przemówiło pióro Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Podsiadło, dzięki czemu wiem, że to ich poezję chcę poznać bliżej. Natomiast to nie znaczy, że te wiersze muszą spodobać się Wam, ale może do Was trafi poeta, którego twórczości ja nie zrozumiałam.

    Zbiory dają nam możliwość poznania wielu, zupełnie różnych spojrzeń na jeden temat. Nie musi do nas wszystko przemawiać. Wiersze trzeba interpretować, a każdy z nas zrobi to na własny sposób. Być może za kilka lat odnajdziemy jeszcze inne przesłanie w ulubionych z poematów. Kto wie?

    Jak już wspomniałam, tematem tej antologii jest miłość. Przeczytamy tu o miłości nieszczęśliwej, o złamanych sercach, o zdradzie, tęsknocie, ale i pożądaniu, czułości i przyjaźni. Bo miłość ma wiele twarzy, a każda z nich jest inna.

    Tak, nie zrozumiałam wielu wierszy. Tak, kilka mnie zaskoczyło swoim absurdem. Ale też znalazłam tu kilka naprawdę wspaniałych wyznań, które mnie zachwyciły. Czy polecam ten tomik? Tak. Może Wam nie spodoba się żaden wiersz, a może znajdziecie tu wiele autorów, których twórczość będziecie chcieli poznać lepiej. Jesteśmy inni. Mamy różne gusta.

    To, co wiem na pewno, to fakt, że "znowu pragnę ciemnej miłości" jest pięknie wydany. Okładka zachwyca, lśni niczym gwiazdy na nocnym niebie. W środku też wszystko wygląda bardzo elegancko i estetycznie.

    Sam pomysł Joanny Lech też mi się podoba. Chciała zebrać swoje ulubione wiersze i pokazać je szerszemu gronu, udało jej się to. A to jak wstęp jest napisany... Coś wspaniałego!

    Trudno jest mi ocenić ten tomik, bo tak naprawdę podobała mi się jedynie niewielka część jego zwartości. Zakochałam się w twórczości jedynie kilku autorów. Ale tak to jest ze zbiorami, trudno, żeby podobało nam się wszystko. Dwie kostki czekolady ode mnie.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu WAB, Grupie Wydawniczej Foksal.



    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    Chyba nie przesadzę, nazywając tę książkę najbardziej wyczekiwaną w ciągu ostatnich kilku lat. Na zakończenie historii Babi i Stepa czekaliśmy naprawdę długo, ale już jest.

    Od momentu, w którym poznali się główni bohaterowie, upłynęło wiele lat. Ostatni raz widzieli się sześć lat temu, przed ślubem Babi. Od tego czasu oboje ułożyli sobie życie i próbowali o sobie zapomnieć. No właśnie, próbowali.

    Step jest znaną i cenioną osobą w branży telewizyjnej. Rozwija się, a praca sprawia mu przyjemność. Jest mężczyzną, a po dawnym chuliganie zostały jedynie wspomnienia. Każdy kolejny dzień przybliża go do ważnego momentu w jego życiu - ślubu. Gin, skradła jego serce, a razem sprawiają wrażenie idealnej pary. Jednak nad ich związkiem na nowo zawisa widmo niezamkniętej sprawy z Babi.

    Role się odwracają. Teraz to Babi chce zawalczyć o miłość Stepa. Mimo że od kilku lat jest żoną i ma dziecko, to wie, że nie jest to to, czego pragnie. Wciąż kocha Stepa i zamierza go odzyskać. Pojawia się w jego życiu z nadzieją, że uda jej się powstrzymać ukochanego mężczyznę przed poślubieniem Gin.

    Dlaczego? Dlaczego los ciągle wystawia nas na próbę? Żebyśmy sprawdzili, czy wybór, którego dokonaliśmy, jest tym właściwym? Czy to naprawdę było konieczne?

    Jeśli czytaliście poprzednie tomy, to dobrze wiecie, że styl Federico Mocci jest specyficzny. "Trzy razy Ty" liczy sobie osiemset stron, a właściwa historia zamknęłaby się w trzystu stronach. Autor szczegółowo opowiada nam nie tylko o losach Babi i Stepa, ale i drugoplanowych bohaterów. Do tego na każdym kroku pojawia się jakaś piosenka, która idealnie opisuje sytuację danych postaci. Widać, że Moccia szukał natchnienia w muzyce.

    Mimo że do stylu Mocci mam kilka zastrzeżeń, to jednak nie mogłam nie poznać zakończenia tej historii. Wiele lat wyczekiwałam tej części, zamknięcia tego rozdziału i kiedy już to dostałam, poczułam się nieco rozczarowana. Dlaczego? Bo moim zdaniem autor stchórzył. Nie pozwolił swoim bohaterom na odważne zachowania, musiał wprowadzić wydarzenie, które uratuje ich przed podjęciem trudnych, ale koniecznych decyzji. To spowodowało, że nie dowiedziałam się, co tak naprawdę zrobiliby w tej sytuacji Step, Babi i Gin, bo jedno zdarzenie sprawiło, że rozwiązanie przyszło samo, a oni byli wolni od kłopotów. Nie tego oczekiwałam od tej książki.

    Czuję ciekawość i żal do niej za ten czas, który upłynął, za lata rozłąki, za to wszystko, czego doświadczała beze mnie: radość, smutek, łzy. Czy mnie wspominała? Czy gościłem w jej myślach i sercu? Chociaż raz? A może mnie pragnęła, ale zwalczyła sobie to uczucie, by potem nie żałować, by odstawić mnie na bok i żyć w przekonaniu o słuszności dokonanego wyboru, bo ze mną nie zaznałaby szczęścia?

    Tak naprawdę w tej ostatniej części nie dzieje się dużo. Są może trzy kluczowe wydarzenia, reszta to lanie wody, opowiadanie o problemach bohaterów drugo i trzecioplanowych. Byle przedłużyć akcję, rozciągnąć ją w czasie, jeszcze nie kończyć książki. I w ten sposób "Trzy razy Ty" jest grubaskiem, liczącym sobie osiemset stron... 

    Jak wspomniałam wcześniej, zakończenie uratowało główne postacie przed podjęciem trudnych decyzji. Ale wcześniej, gdy zastanawiali się co zrobić, uderzyła mnie ich tchórzliwość. Step był przerażony, utknął w beznadziejnej sytuacji i nie potrafił zawalczyć o swoje szczęście. Bardzo irytowało mnie jego zachowanie. Widziałam w nim przestraszonego chłopca, a nie dojrzałego mężczyznę.

    Do zachowania Babi też miałam wiele zastrzeżeń, ale ona przynajmniej walczyła. Była gotowa do wszystkiego, aby odzyskać dawną miłość, szczęście i Stepa.

    Ja uważam, że każdy wie, co by go naprawdę uszczęśliwiło. To jedynie kwestia odwagi, by o to zawalczyć.

    Podsumowując "Trzy razy Ty" trzeba przeczytać, aby poznać zakończenie tej historii, ale nie oczekujcie zbyt wiele. Moim zdaniem autor poszedł na łatwiznę, pozbawił nas spektakularnych scen wyboru Stepa. Tyle czekałam, aby dowiedzieć się, co on zrobi, kogo wybierze, Babi czy Gin, a Federico Moccia postanowił odebrać nam szansę na dowiedzenie się tego. Spodziewałam się czegoś lepszego. Ode mnie jedynie dwie kostki czekolady.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.




    Share
    Tweet
    Pin
    11 komentarze

    Kilka wieków temu na terenach Rusi życie wyglądało zupełnie inaczej niż teraz. Ruś jest już chrześcijańska, ale daleko od Moskwy, ludność wciąż trzyma się dawnych wierzeń. O dom dba Domownik, końmi opiekuje się Waziła, a w lesie mieszka Lesownik i Rusałka.

    Ludzie wiodą proste życie. Latem cieszą się zbiorami, zimą oszczędzają jedzenie, a każdy dzień wypełniony jest pracą od świtu do zmierzchu. Życie umilają sobie opowiadaniem bajek, tylko czy na pewno są to tylko bajki? Opowieść o Mrozie rozpoczyna tę historię.

    Akcja książki trwa kilkanaście lat. Wydarzenia zapoczątkowuje wieść, że Marina spodziewa się dziecka. Żonie Piotra Władimirowicza marzy się córka, która będzie niezwykła, jak matka Mariny. Kiedy kobieta zachodzi w ciążę, wie, że jest to dla niej niebezpieczne, ale postanawia urodzić dziecko. 

    Kiedy dziewczynka bierze swój pierwszy oddech, jej matka po raz ostatni wypełnia płuca powietrzem.

    Wasia była małym leśnym chochlikiem - brzydka, dzika, pełna energii, nieposłuszna. Ku niezadowoleniu ojca i niani znikała na długie godziny w lesie.

    Wasia podrasta i zauważa, że magiczne postacie, które widzi dookoła siebie, są niezauważalne dla pozostałych osób. Ale to się zmienia - kiedy ojciec wraca z nową żoną, cichą i bogobojną Anną, Wasia spostrzega, że macocha przeraźliwie boi się Domownika i wszystkich innych niezwykłych przyjaciół dziewczynki. Jednak Anna uważa je za demony i gardzi nimi. Wasia nie rozumie lęku macochy.

    Na prośbę Anny do wsi przybywa nowy pop, a jego misją jest wykorzenienie z ludzi ich pogańskich wierzeń. Przelęknieni ludzie przerywają dbanie o magiczne istoty, a te nie mają siły opiekować się ludzkimi gospodarstwami. Wszystko zmierza w złym kierunku. Nadchodzi trudny czas dla mieszkańców wsi.

    W tej całej sytuacji jedynie Wasia wie, co się dzieje. Na barkach nastoletniej dziewczynki spoczywa trudne zadanie - musi uratować wieśniaków i dawne wierzenia. Czy to możliwe, aby jej się to udało? Zwykłej dziewczynce? A może Wasia nie jest zwyczajną dorastającą kobietą?

    "Niedźwiedź i słowik" to pierwszy tom niezwykłej serii, a jednocześnie debiut Katherine Arden. Autorka świetnie poradziła sobie ze stworzeniem klimatu w książce. Szczegółowo opisała życie na Rusi kilka wieków temu. W dodatku zadbała o każdą postać - nie tylko o głównych bohaterów, ale i o pozostałe osoby występujące w książce.

    Tak naprawdę jedynym rozczarowaniem było dla mnie zakończenie. Myślałam, że pierwsza część tej historii skończy się jakoś bardziej dosadnie, jeśli wiecie, co mam na myśli.

    "Niedźwiedź i słowik" jest fantastyczną baśnią dla dorosłych. Dzięki niej w kilka chwil uciekniecie od rzeczywistości XXI wieku i spędzicie wspaniałe godziny, wędrując z Wasią po lasach Rusi.

    Przyznaję trzy kostki czekolady.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.


    Share
    Tweet
    Pin
    8 komentarze
    Długo kazano nam czekać, ale wreszcie nadchodzi. Premiera drugiego tomu serii DANCE, SING, LOVE oficjalnie już w lipcu, ale książkę można było zakupić na Warszawskich Targach Książki, dlatego ja swój egzemplarz mam na półce.

    Livia ma za sobą tragiczny wypadek. Jako jedna z niewielu osób przeżyła zamach na lotnisku. Płonęła żywcem, ale opanowanie Jamesa uratowało ją. Wyszła z wypadku z licznymi poparzeniami, jej kariera tancerki stanęła pod dużym znakiem zapytania.

    Żyłam. Dostałam od losu drugą szansę i zamierzałam z niej skorzystać, nawet jeśli moja kariera tancerki była prawdopodobnie zrujnowana.

    Życie Livii zmieniło się o 180 stopni. Nie jest w stanie tańczyć. Nie przypomina już dawnej siebie. James odsunął się od niej, a ona martwi się, że to z powodu licznych ran i blizn. W dodatku były chłopak Livii mści się na niej w okrutny sposób, co odbija się jeszcze bardziej na jej wizerunku. Wcześniej nie mogła tańczyć z powodu uszkodzeń ciała, teraz wszyscy się od niej odwrócili, a zleceń brak.

    To zdecydowanie najgorszy okres Livii. Czy dziewczyna będzie wystarczająco silna, by podołać trudnościom, jakie stawia przed nią los? Czy James i Livia przetrwają próbę, na jaką wystawiony będzie ich związek?


    W drugim tomie DANCE, SING, LOVE dzieje się naprawdę dużo. Chciałabym powiedzieć, że więcej niż pierwszym, ale to nieprawda. Jeśli czytaliście pierwszą część, to wiecie, że tak naprawdę można byłoby ją podzielić na trzy tomy, a wydarzeń wbijających w fotel czytelnika nie brakuje. Tak samo jest w "W rytmie serc". Bałam się, że autorce zabraknie pomysłów na fabułę, ale te obawy były niepotrzebne. Layla Wheldon świetnie sobie poradziła i utrzymała moje zainteresowanie losami Livii i Jamesa.
    Bardzo podoba mi się, że na każdej stronie tej książki znajdziemy odpowiednią do chwili piosenkę. Można sobie ją włączyć i jeszcze lepiej wczuć się w klimat.

    Już w pierwszym tomie obserwowaliśmy zmianę bohaterów, ale to w drugiej części pod wpływem wielu negatywnych wydarzeń, a może po prostu wyzwań od losu, Livia i James dojrzewają, tak samo, jak ich uczucia. Powiedziałabym, że to wszystko, przez co muszą, przejść sprawia, że ta dwójka tak naprawdę dorasta i staje się dojrzałymi ludźmi. To nie jest już rozkapryszona gwiazdka i zagubiona tancerka.

    W DANCE, SING, LOVE znajdziecie momenty wzruszające, wywołujące łzy, ale także sceny zabawne, które spowodują u Was śmiech. Nie brakuje też sytuacji, gdzie po prostu jesteśmy zirytowani zachowaniem bohaterów. 

    Dobrze zaplanowana fabuła, przemyślane szczegóły, wartka akcja i wciągająca treść, a do tego gwiazdy, taniec, muzyka. Czego chcieć więcej? Ja uwielbiam tę serię i nie mogę doczekać się premiery trzeciego tomu.


    Share
    Tweet
    Pin
    8 komentarze
    Nowsze Posty
    Starsze Posty

    Bookstagram

    Polecany post

    Wydane w Polsce książki z zestawień Goodreads

    Od 2022 roku z niecierpliwością czekam na nowe zestawienie najlepszych romansów według Goodreads. W lutym 2022 roku pojawiła się lista 64 na...

    Wybierz coś dla siebie

    • Kalendarze/dzienniki (4)
    • Kryminał/sensacja/thriller (38)
    • Literatura dla dzieci (2)
    • Literatura fantastyczna (40)
    • Literatura historyczna (14)
    • Literatura kobieca (232)
    • Literatura młodzieżowa (90)
    • Literatura piękna (1)
    • Literatura współczesna (7)
    • Literatura świąteczna (14)
    • Patronat (29)
    • Poezja (4)
    • Reportaż (1)
    • artykuł (15)
    • cytaty (23)
    • hate-love (18)
    • wywiad (4)

    Najpopularniejsze

    • Bookstagram. Jak zacząć?
      2 października 2018 roku minął rok odkąd prowadzę bookstagrama. Zakładając konto na Instagramie, nie przypuszczałam, że osiągnie ono tak ...
    • Zostawiłeś mi tylko przeszłość
      (...) wiedz, że mi przykro, ale nie bądź na mnie zły, że znowu to wszystko przeżywam. Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Tak to się wszyst...
    • Karminowe serce
      Czasami, kiedy wszystkie drogi prowadzą donikąd, ucieczka wydaje się jedynym rozwiązaniem. Brakuje słów, żeby wytłumaczyć to, co było. Br...

    Archiwum

    • ►  2025 (3)
      • ►  lutego (3)
    • ►  2024 (27)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (1)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (1)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (3)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2023 (25)
      • ►  listopada (2)
      • ►  października (2)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (1)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (1)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (2)
    • ►  2022 (42)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (5)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (5)
      • ►  czerwca (2)
      • ►  maja (4)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2021 (51)
      • ►  grudnia (9)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (1)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (3)
      • ►  maja (6)
      • ►  kwietnia (3)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (5)
    • ►  2020 (71)
      • ►  grudnia (5)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (10)
      • ►  września (12)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (5)
      • ►  marca (13)
      • ►  lutego (10)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2019 (55)
      • ►  grudnia (1)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (2)
      • ►  sierpnia (6)
      • ►  lipca (7)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  lutego (15)
      • ►  stycznia (1)
    • ▼  2018 (85)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (6)
      • ►  września (9)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (19)
      • ▼  czerwca (5)
        • Przeklęci święci
        • Znowu pragnę ciemnej miłości
        • Trzy razy Ty
        • Niedźwiedź i słowik
        • DANCE, SING, LOVE. W RYTMIE SERC
      • ►  maja (8)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  marca (6)
      • ►  lutego (6)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2017 (65)
      • ►  grudnia (7)
      • ►  listopada (7)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (9)
      • ►  czerwca (8)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (4)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2016 (21)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (8)
      • ►  października (9)
    Facebook Instagram Pinterest

    Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates