Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • STRONA GŁÓWNA
  • O AUTORCE
  • SPIS RECENZJI
  • WSPÓŁPRACA
  • MÓJ BOOKSTAGRAM
  • PATRONATY
  • ARTYKUŁY
    • Wizyta w studio Harry'ego Pottera
    • Co podarować książkoholikowi na święta?
    • Bookstagram - jak zacząć?
    • 21 ulubionych książek na 21 urodziny
    • Podróż z książką
    • Czytelnicy polecają świąteczne książki
    • Blogerzy polecają świąteczne książki
    • Jak poradzić sobie z lekturami szkolnymi?
    • Co blog zmienił w moim życiu?
    • O BOOKSTAGRAMIE
    • CYTATY
    Facebook Instagram Pinterest

    Książki Dobre Jak Czekolada | blog z recenzjami książek


    Na prywatnym półwyspie usytuowany jest zamek Pa Salta. Mężczyzna adoptował sześć córek z różnych części świata i nadał im imiona Siedmiu Sióstr, jego ulubionej gromady gwiazd. Pierwszy tom serii "Siedem sióstr" skupia się na Mai, najstarszej z córek.

    Książka rozpoczyna się śmiercią Pa Salta, która silnie wpływa na życie dziewcząt. Najsilniej odczuwa to Maja, która jako jedyna mieszkała obok ojca. Pa Salt zostawia każdej z córek list ze wskazówkami, skąd pochodzą, aby miały możliwość odszukania swoich korzeni, jeśli tylko tego zapragną. Maja waha się, jednak słowa ojca zapisane przed śmiercią sprawiają, że dziewczyna znajduje w sobie odwagę i wyrusza ze Szwajcarii do Brazylii, gdzie rozpoczyna poszukiwania swoich biologicznych rodziców.

    Lucinda Riley zachwyca swoim stylem, pisze płynnie, a jej słowa czyta się z przyjemnością. Historia, którą stworzyła, chwyciła mnie za serce i już w połowie książki byłam pewna, że jest to coś niezwykłego, a przecież to dopiero pierwszy tom! W sierpniu na polskim rynku wydawniczym pojawi się czwarty tom, a autorka zapowiedziała, że cała seria będzie składała się z siedmiu części, jednak będziemy musieli na nie poczekać.

    Wielką zaletą tej książki jest fakt, że autorka nie potraktowała postaci drugoplanowych po macoszemu. Każdy bohater tej powieści jest opisany na tyle szczegółowo, że czytelnik widzi wyraźnie nie tylko jego charakter, ale i motywacje do takiego, a nie innego zachowania, jego przemianę i czynniki, które wpłynęły na nią. Jednocześnie Lucinda Riley nie przedłuża i nie zanudza czytelników, przekazywana przez nią historia jest po prostu fascynująca, dokładnie przemyślana, ale i podana w przepiękny sposób.

    Przypomnę, że seria będzie liczyć siedem tomów i autorka zapowiedziała już, że każdy tom rozpoczyna się od tego samego wydarzenia, w tym samym miejscu, opisuje jednak przygody innej siostry. 

    Sama inspiracja konstelacją Siedmiu Sióstr, pomysł na postać tajemniczego Pa Salta, który adoptuje dziewczynki pochodzące z różnych części świata i nadaje im imiona gwiazd, może zachwycić. W tej książce znajdziemy również mnóstwo alegorycznych wersji mitów i legend, co nadaje historii niezwykły klimat.

    Wspomnę tutaj, że patrząc na okładkę i tytuł oraz pierwsze rozdziały, odniosłam wrażenie, że jest to literatura fantastyczna, ale byłam w błędzie, co nie oznacza, że jestem rozczarowana.

    Miłości nie ogranicza odległość ani żaden kontynent. Oczyma sięga gwiazd.

    W pierwszym tomie przeplata się historia Mai odkrywającej swoje pochodzenie z opowieścią o jakże emocjonującym życiu jej prababki Izabeli, rozgrywającą się w latach dwudziestych XIX wieku w Brazylii oraz we Francji. Co ciekawe, ważnym elementem akcji jest budowa statuy Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro. Mamy okazję poznać tajemnice procesu powstawania jednej z najbardziej imponujących budowli na świecie.

    Historia Mai zmusza do refleksji nad strachem, który powstrzymuje nas przed prawdziwym życiem. Ludzie, którzy wciąż żyją wyrzutami sumienia, tak naprawdę nie żyją, jedynie istnieją. Maja rozkwita na naszych oczach, ale czeka ją długa droga, by stać się kobietą odważną. Czytelnik ma zaszczyt obserwowania tego rozwoju, który być może wpłynie również na samego odbiorcę. Maja tak naprawdę wraca do świata żywych, zaczyna oddychać pełną piersią, po wielu latach zwykłej egzystencji.

    "Siedem sióstr" zachwyciły mnie nie tylko romantyczną historią (a nawet romantycznymi historiami), ale i stylem pisania autorki, która jednym zdaniem potrafi sprawić, że motyle w moim brzuchu ożywają. W pierwszym tomie emocji nie brakowało, była też cenna lekcja oraz niezwykły klimat minionego wieku. Dołączając do tego sam pomysł na fabułę, mamy książkę, o której długo nie zapomnę. Jest to najlepsza powieść, jaką czytałam w tym roku, dlatego czym prędzej biorę się za kolejne tomy, a ponieważ w kolejnych częściach następne siostry będą odkrywać swoje korzenie, czeka nas podróż po całym świecie, ale i daleko w przeszłość. Czy może być coś piękniejszego? Koniecznie przeczytajcie tę serię, bo gdybym mogła, to nagrodziłabym pierwszy tom nie czterema kostkami czekolady, a całą tabliczką i to tej mojej ulubionej, o smaku OREO. Rozumiecie więc, że to wielka miłość. :)

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

    Share
    Tweet
    Pin
    16 komentarze

    Każdego roku w okresie Bożego Narodzenia Gaspard z niechęcią przybywa do Paryża. Zamyka się wynajętym mieszkaniu i pisze sztukę. Tej zimy po raz kolejny przyleciał do miasta miłości, jednak tym razem w wyniku pomyłki nie będzie sam - w jego apartamencie znajduje się Madeline.

    Żadne z nich nie chce towarzystwa, ale jednocześnie nie zamierzają rezygnować z pobytu w przepięknym mieszkaniu słynnego malarza. Są skazani na siebie przez kilka najbliższych dni. Gaspard i Madeline poznają tragiczne losy Lorenza, dowiadują się, że przed śmiercią namalował trzy obrazy, które nigdy nie zostały odnalezione. Madeline, która pracowała w policji, rozpoczyna małe śledztwo, a Gaspard jej towarzyszy. Nikt nie wie, co przyniosą ich poszukiwania.

    Fascynująca twórczość Lorenza wciągnęła ich oboje, znaleźli się pod jej przemożnym wpływem. Wszystko, co dotyczyło tego artysty - sens jego malarstwa czy tajemnice życia prywatnego - otoczone było w ich myślach przedziwną aurą irracjonalnej nadziei, że gdy wreszcie odkryją jego sekrety, staną się ich własnością. Nie przyznawali się do tego, oboje jednak wierzyli nierozsądnie, że tajemnice malarza pozwolą im dotrzeć do jakiejś głęboko ukrytej prawdy - szukając obrazów Lorenza, szukali bowiem również siebie.

    Madeline wraca do gry - dostaje od losu szansę, by po tropach dojść do rozwiązania zagadki, której nie odkryli najlepsi policjanci. Gaspard, zamiast pisać zamknięty w czterech ścianach, otwiera się na świat i z zaangażowaniem godnym detektywa śledczego, poszukuje obrazów Lorenza.

    "Apartament w Paryżu" to moje drugie spotkanie z twórczością Guillaume Musso. Znany na całym świecie francuski pisarz słynie z zakończeń książek, których nikt nie może przewidzieć. I taki też jest finał jego najnowszej powieści - nie ma sposobu, aby ktokolwiek się domyślił, jak Musso zakończy akcję. Muszę jednak wspomnieć, że dla mnie wydarzenia kończące "Apartament w Paryżu" są nieco nierealne. Nie sądzę, aby w rzeczywistości taka akcja mogła mieć miejsce i nikt nie zwróciłby na to uwagi. Chętnie podyskutowałabym z Wami na ten temat, ale teraz za dużo mogłabym Wam zdradzić.

    Wydarzenia rozgrywają się zaledwie kilka dni, a dzieje się dużo. Śledztwo jest na tyle wciągające, że trudno przerwać czytanie. Poszukiwania zaginionych dzieł Lorenza sprawia, że bohaterowie przechodzą wewnętrzną przemianę, stają się bardziej dojrzali i znajdują w sobie odwagę, by podjąć śmiałe decyzje.

    Co prawda Paryż nie jest ukazany tutaj jako piękne i urokliwe miasto, a wręcz przeciwnie. Szare, brudne i przygnębiające. Jednakże Musso stworzył niezwykle artystyczny klimat. Opisy miejsc zachwycają, chociażby pracowni malarskiej. Autor wspomina wielokrotnie o obrazach, a czytelnik aż chce je zobaczyć na własne oczy.

    "Apartament w Paryżu" może mnie nie zachwycił na tyle, abym dała cztery kostki czekolady, ale jednak spędziłam z tą książką kilka miłych godzin. Musso oczarował mnie klimatem książki, a zakończenie zdecydowanie zaskoczyło. Niestety było kilka momentów, gdy akcja mi się dłużyła. Nie wiem, jak wypada ta książka na tle pozostałych powieści Musso, mogę porównać ją jedynie do "Dziewczyny z Brooklynu", którą czytałam zimą i wydaje mi się, że najnowsze dzieło Musso wypada trochę słabiej.
    Premiera "Apartamentu w Paryżu" już 1 sierpnia.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.


    Share
    Tweet
    Pin
    9 komentarze

    "Ucieczka z martwego życia" zachęca okładką, intryguje tytułem, ciekawi opisem. Zapowiada się na naprawdę dobrą książkę, ale niestety mnie rozczarowała.

    Brenner to nauczyciel muzyki oraz niemieckiego. Kiedyś grał w zespole, jednak wyrzucono go z niego, z czym do tej pory nie może się pogodzić. Solidarnie razem z nim odszedł Charlie, czarnoskóry Niemiec i zarazem najlepszy przyjaciel Brennera. 

    Życie nauczyciela muzyki ma odmienić niezwykle utalentowany uczeń - Rauri. Brenner już planuje, że będzie jego menadżerem i wróci do świata muzyki i wielkich pieniędzy. Jak to wszystko się potoczy?

    Nie wiemy, dlaczego śnimy, a często także, dlaczego nie pamiętamy, co nam się śniło. Nie wiemy, czy gdzieś tam czeka na nas wielka miłość. Nie wiemy, czy gdzieś tam czeka na nas tysiąc wielkich miłości. Nie wiemy, kiedy umrzemy, a także nie wiemy dlaczego. Nie wiemy, czy umrzemy osamotnieni, czy szczęśliwi.
    Naszą egzystencją jest cały kosmos niewiedzy. W zasadzie mamy życie do dupy, jako że końcem jest śmierć, a przez to koniec jest zawsze zły. Wszystko, co możemy zrobić, to wyprzeć ten fakt i mieć nadzieję, że nie będzie tak źle. Naszym zdaniem może być tylko jedno: zakłamywanie własnej niewiedzy. Musimy zapomnieć, aby nie zwariować. Musimy odpuścić. Musimy poddać się życiu, bezbronnie wydać się na jego pastwę, aby nie oszaleć.
    Nasze możliwości jako ludzi są ograniczone. Możemy sobie pooglądać trochę telewizję, popieprzyć, wyjść na miasto i stworzyć nieco sztuki, ale prawdopodobnie nawet Requiem Mozarta czy Hamlet widziane z kosmosu są odpadkami, ludzkimi odpadkami, nad którymi istoty wyższe czy każda pozaziemska inteligencja tylko pokręcą głową.
    Co więc należy robić? Naćpać się do imentu? Zabić? Oglądać telewizję i mieć nadzieję, że jakoś to w miarę spokojnie minie?
    Uważam, że śmiech to właściwa reakcja, być może najlepsza. I być może miłość (...)

    Obiecano nam piękną, wakacyjną opowieść o tym, że wszystko jest możliwe. A co dostaliśmy? Historię może i z ważnym przesłaniem, jednak podaną w nudnej i mało interesującej formie. Nigdy nie czytałam tak długo książki, a raczej nie męczyłam się tak długo z książką, jak z "Ucieczką z martwego życia".

    Narrator, a jednocześnie autor, ujawnia nam się kilka razy i zdradza szczegóły powstawania książki, jego rozmowy z Brennerem, ustalanie szczegółów, intymne rozmowy. To nadaje wyjątkowego klimatu książce, jednak nie zmienia faktu, że fabuła nie wciąga. Mamy kilka dziwnych sytuacji, jak uczeń z bronią, opis dwa razy przejechanego psa, czy życiowa podróż bohaterów do Stambułu, podczas której siłą napędową są narkotyki, więc nie brakuje adrenaliny.

    Mimo to ta książka nie przypadła mi do gustu. Autor chciał nam opowiedzieć wzruszającą historię o tym, że nawet kiedy nasze życie jest szare i nudne, a na horyzoncie nie widnieje żadna szansa na zmiany, to zawsze jest nadzieja. Możemy uciec z naszego martwego życia, a możliwość na tę ucieczkę, odmianę, może pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Niemniej sposób w jaki Benedict Wells to przekazał, sprawił, że ziewałam na co drugiej stronie. Tak, wiem, że ta książka to jedna wielka metafora, ale dla mnie jest mało interesująca.


    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze

    Elza ucieka z domu, zostawiając za sobą całe dotychczasowe życie. Bliska jej sercu sąsiadka wręcza jej trochę pieniędzy oraz maszynę do szycia, przedmiot, który ma pomóc jej rozpocząć nowy rozdział. Dziewczyna chce złapać stopa, jednak przeznaczenie stawia jej na drodze Kubę. Tatuaże, kolczyki, ale ciepłe spojrzenie. Elza woli zabrać się z nowo poznanym młodym mężczyzną, niż tkwić pośrodku drogi do nowego życia, gdzie ktoś ją może odnaleźć. Razem ruszają w drogę do Krakowa, podczas której świetnie się im rozmawia i być może jest to początek przyjaźni.

    Na zewnątrz możemy udawać twardych i niewzruszonych. Ale w głębi serca wszyscy szukamy miłości. Pragniemy być kochani. Czuć się potrzebni. Mieć własne miejsce, w którym moglibyśmy być sobą.

    Elza nie ma gdzie spać, dlatego Kuba proponuje jej, aby przenocowała u niego w mieszkaniu. Następnego dnia rozpoczyna poszukiwania pracy i mieszkania, a ponieważ nie jest to takie proste, Kuba, niczym jej anioł stróż proponuje jej wynajmowanie pokoju w jego i Michała mieszkaniu.

    W znalezieniu pracy Elzie pomaga Kaśka, przyjaciółka Kuby. Krok po kroku dziewczyna próbuje zapomnieć o przeszłości i ułożyć sobie życie na nowo, jednak los stale podrzuca jej kłody pod nogi. Wsparciem w tej sytuacji jest dla niej niewątpliwie przystojny tatuażysta, ale i on musi walczyć ze swoimi demonami przeszłości, które upomniały się o niego w najgorszym możliwym momencie.

    Dwójka ludzi wkraczających w dorosłość i mnóstwo problemów, którymi są zarzucani. Pośrodku tego wszystkiego rozpala się uczucie, jednak sekret Elizy może łatwo zgasić je i zaprzepaścić szansę na coś pięknego. 

    Chcę, żeby był tatuażem, który zasłoni stare nieudane wzory i wyryje w mojej duszy coś pięknego. Coś, o czym nigdy nie będę chciała zapomnieć.

    "Z nicości" to trzeci tom serii "Z popiołów" Martyny Senator. Do tej pory byłam pewna, że będzie to trylogia, jednak w ostatnich dniach pojawiła się informacja, że to jeszcze nie koniec, co bardzo mnie uszczęśliwia. W książce przewijają się postacie z pozostałych części, dlatego lepiej przeczytać najpierw dwa pierwsze tomy. 

    Kuba to mężczyzna, którego pokochałam od pierwszego "przeczytania". :) Wygląda jak bad boy za sprawą tatuaży i kolczyka, ale tak naprawdę to wspaniały człowiek. Musi walczyć o to, aby zarabiać na swoim hobby, co nie cieszy jego rodziców. Jego praca jest misją, co udowadnia na każdym kroku. To nie tylko robienie tatuaży, często jest to ogromna pomoc dla ludzi, czego dowodem są, chociażby kobiety po mastektomii, które chcą ukryć blizny po stracie piersi. Tatuaże Kuby niosą przesłanie. A on sam jest dla innych niczym anioł stróż. Nie potrafi zignorować prośby o pomoc, nie potrafi nie podać swej dłoni. Dla najbliższych jest skłonny do ogromnych poświęceń, co niejednokrotnie udowodni. Jak tu w nim się nie zakochać? :)

    Natomiast Elza to dziewczyna, która ma za sobą kilka trudnych lat, a teraz próbuje zacząć wszystko od nowa. Ambitna i niezłomna w walce o swoje marzenia. Nie boi się ciężkiej pracy. Wie, że czeka ją długa droga, by otworzyć własną firmę, ale nie poddaje się. Złe doświadczenia sprawiają, że boi się zbliżyć do kogokolwiek, ale nie można jej się dziwić. Skrywa ogromny sekret, który może zrujnować jej nowy rozdział w życiu.

    Jeśli śledzicie mnie na bieżąco na Instagramie, to wiecie, że ostatnio miałam czytelniczy zastój. Trafiałam na dobre książki, jednak nie porywały mnie one. Brakowało mi czegoś, co mnie zachwyci, wzruszy, wzbudzi we mnie mnóstwo emocji. "Z nicości" było tą książką, która rozpętała burze w moim sercu. Uwielbiam twórczość Martyny Senator i z całego serca polecam Wam nie tylko "Z nicości", ale i wszystkie pozostałe powieści tej autorki. 


    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    We francuskim miasteczku zamordowano starego krawca, a jego krwią zapisano na ścianie napis: SKOŃCZYĆ TO, CO ZOSTAŁO ZACZĘTE. Jednocześnie w mieście pojawia się blady człowiek, który stracił swoją tożsamość i próbuje odnaleźć siebie. Jego psychiatra ostrzega policję, że jest to niebezpieczny mężczyzna i trzeba go jak najszybciej odnaleźć.

    Wnuczka zamordowanego krawca wie, że śmierć dziadka to ostrzeżenie. Musi chronić swojego synka, Leo, który ma niezwykły dar. Leo wie, kiedy ludzie mówią prawdę, a kiedy kłamią. Widzi ludzkie emocje za pomocą kolorów. Jest wyjątkowym chłopcem, dlatego grozi mu też wyjątkowe niebezpieczeństwo. Tylko jedna osoba może uratować chłopca. Czy będzie to Solomon Creed?

    Widział znacznie więcej niż większość ludzi, zdecydowanie za dużo, a to doprowadzało ją do płaczu, bo chciała, żeby był jak wszystkie inne dzieciaki, a nie mogła z tym nic zrobić.

    W tej książce dzieje się naprawdę dużo. Mamy nawiązania do drugiej wojny światowej i obozów koncentracyjnych. Poznajemy historię ludzi, którzy cudem uratowali się z jednego z obozów. Jednocześnie mamy też chorobę psychiczną, pionierskie badania, które sprawiły, że Salomon Creed zapomniał, kim był. A temu wszystkiemu towarzyszy ucieczka przed mordercą i śledztwo, mające na celu odkrycie, kim jest i czego chce zabójca starego krawca.

    Byli błędami historii. Błędami, które należało usunąć.

    "Chłopiec, który widział" to książka, w której dzieje się tak wiele, że można się pogubić. Jest interesująca, bo połączenie wydarzeń z okresu drugiej wojny światowej z mrocznym zabójstwem w czasach teraźniejszych i zamknięcie całości w thriller, jest naprawdę ciekawym pomysłem, co należy docenić. Jednak czytelnik musi skupić się, aby nie pogubić się w akcji i wyłapać, co łączy przeszłość z teraźniejszością oraz oczywiście, kim jest morderca. Niestety nie potrafiłam się wciągnąć w fabułę i brakowało mi elementu zaskoczenia, jednak może jest to jedynie moja opinia. Uważam, że mimo to "Chłopiec, który widział" jest książką wartą przeczytania. Być może Wam będzie się ją czytało lepiej niż mnie.



    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    "Mroczny duet" to druga i zarazem ostatnia część serii, którą zapoczątkowała "Okrutna Pieśń" (kliknij TUTAJ, aby przeczytać recenzję).

    Po zabójstwie ojca Kate rozpoczyna nowe życie. Poluje na potwory i czuje się z tym świetnie. Można powiedzieć, że otaczają ją przyjaciele, a ona nie jest już samotna. Narodziła się zupełnie nowa wersja Kate.

    (...) Kate znalazła cel, sens. I kiedy spogląda teraz na swoje odbicie w lustrze, nie widzi już smutnej, zagubionej czy samotnej dziewczyny. Widzi dziewczynę, która nie boi się ciemności.
    Dziewczynę, która poluje na potwory. I która jest w tym cholernie dobra.

    W tym czasie August staje na czele armii w Prawdziwości, co nie uszczęśliwia go. Odpowiedzialność, jaka na nim spoczywa wręcz go przeraża. Miasto pogrążone jest w wojnie między ludźmi a potworami czającymi się w ciemności. W dodatku pojawia się nowy rodzaj potwora i nikt nie wie, jak sobie z nim poradzić.

    Kate postanawia dołączyć do armii Augusta, jednak, czy dostanie na to pozwolenie? Czy uda im się połączyć siły i stworzyć tytułowy Mroczny Duet?

    August zauważa, że świat nie jest jedynie czarno-biały, a dzieli się na mnóstwo odcieni szarości. Czy będzie w stanie dalej karać swą pieśnią za grzechy?

    Jeśli czytaliście moją recenzję "Okrutnej Pieśni", wiecie, że tak naprawdę dopiero pod koniec akcja mnie porwała i zaczęło się coś dziać. Przez większość książki jednak byłam znudzona i niestety ta sytuacja powtórzyła się podczas czytania "Mrocznego Duetu". Szczerze mówiąc, gdybym nie wiedziała wcześniej, że drugi tom jest zarazem ostatnim tomem, nie domyśliłabym się tego po przeczytaniu "Mrocznego Duetu".

    Drugą część tej serii czyta się naprawdę szybko, jednak fabuła nie porywa. W całej tej książce może były dwa wydarzenia, które mnie zaintrygowały. Cała reszta sprawiła, że zastanawiałam się, ile jeszcze stron pozostało mi do końca. Wiem, że wielu z Was pokochało "Okrutną Pieśń", jednak ja nie jestem w tym gronie. Autorka raczej zraziła mnie do swojej twórczości. Jedyne, co podobało mi się to monologi postaci, które pojawiają się co jakiś czas w książce i urozmaicają jej treść.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

    Share
    Tweet
    Pin
    9 komentarze

    "Hashtag" był moim pierwszym spotkaniem z twórczością Remigiusza Mroza. Od lat moja mama namawiała mnie, abym znalazła chwilkę i przeczytała coś tego autora, wybór miałam duży - w biblioteczce mamy znaleźć można każdą powieść Mroza. I wreszcie nadszedł dzień, w którym sięgnęłam po "Hashtag".

    Teresa, w skrócie Tesa, to młoda kobieta, której życie w jednej chwili odmienił jeden SMS, a dokładniej powiadomienie o dotarciu paczki. Tajemnicza przesyłka zawiera kartkę z nadrukowanym napisem TESA, więc z pewnością nie jest to żadna pomyłka, choć kobieta nie wie, o co chodzi. Brakuje informacji o nadawcy, który jednak musi ją znać, skoro zwraca się do niej jej przezwiskiem. Na kartce znajduje się również #apsyda.
    W pudełku Tesa zauważa też ametystową trupią czaszkę.

    Nie mając pojęcia, co to wszystko może oznaczać, Tesa rozpoczyna w internecie poszukiwania tajemniczego hashtagu. Na Twitterze znajduje jeden tweet, który zawiera tajemnicze zdjęcie. Z pomocą męża odkrywa, że na zdjęciu uchwycono przestrzeń za uczelnią, w której studiowali jeszcze kilka lat temu. Jednak osoba, która napisała tego tweeta, jest zaginioną studentką tejże uczelni. To wszystko prowadzi do wspomnień z tamtego okresu i do wykładowcy - Krystiana Strachowskiego.

    Zaintrygowana kobieta postanawia nie zawiadamiać policji, a na własną rękę dowiedzieć się, czego chce od niej osoba, która wysłała jej tę paczkę.

    Wtedy przychodzi kolejna przesyłka, a mąż Tesy znika bez śladu.

    Jedyną osobą, która może pomóc kobiecie, jest Strachowski.

    Dwie zaginione osoby i dwa tweety. Jedna przesyłka i jeden hashtag.
    Matematycznie rzecz biorąc, nie było to przesadnie skomplikowane równanie, problem polegał na tym, że suma tych rzeczy sprowadzała się z jakiegoś powodu do mnie. Nie potrafiłam jednak postawić choćby roboczej hipotezy, dlaczego tak mogło się stać.

    Kolejne przesyłki, kolejne tweety, kolejne zaginione osoby. Co stało się z zaginionymi? Czemu po tylu latach pojawia się na ich kontach na Twitterze wpis z tajemniczym hashtagiem i co z tym wspólnego ma Tesa?

    To, co pierwsze zwróciło moją uwagę to interesujący i oryginalny pomysł na fabułę. Wykorzystanie jednego z portali społecznościowych sprawia, że czuje się realność całej sytuacji. Każdego dnia ludzie używają hashtagów, dla osób aktywnych w sieci nie jest to nic nowego. A zastosowanie hashtagu do kierowania zachowaniem Tesy było błyskotliwym pomysłem, który bardzo mi się spodobał. Przyszło mi na myśl, że faktycznie byłby to ciekawy pomysł na zbrodnię w tak rozwiniętych technologicznie czasach, w jakich żyjemy.

    Rozdziały opisujące przebieg śledztwa Tesy w sprawie hashtagu, przeplata się z rozdziałami zawierającymi historię sprzed 8 lat. Dowiadujemy się, jak wyglądało życie Tesy na studiach, kiedy to zachwyciła swoją wiedzą wykładowcę Strachowskiego. Widzimy, jak poznała swojego męża. I stopniowo czytamy o wydarzeniach, które przyczyniły się do obecnej sytuacji Tesy.

    Zakończenie jest zaskakujące i choć kombinowałam, jak mogłam, to nie wpadłabym na taki motyw oraz oczywiście podejrzewałam nie tę osobę, którą powinnam.

    Sprawiało to wrażenie starannie zaprojektowanego labiryntu, w którym byłam prowadzona wedle tego, co zamierzył sobie jego twórca.

    Remigiusz Mróz bawi się czytelnikiem. Podsuwa mu pod nos sytuacje, które uważamy za pewnik, a mają jedynie uśpić naszą czujność, zmylić nas i udaje mu się to doskonale.

    "Hashtag" przepełniony jest trudną terminologią, jednak słyszałam, że to żadna nowość dla osób, które znają książki tego autora. Profesjonalne (i często zagadkowe dla przeciętnego czytelnika) terminy dotyczą finansów, internetu oraz filozofii i właśnie te trzy dziedziny mają bardzo duże znaczenie w akcji książki.

    Czy polecam? Tak. Wykorzystanie internetu to nie jedyny wątek, który mnie zaskoczył. Mróz poruszył również kwestię przyczyn samobójstw oraz feedersów, którzy mają obsesję na punkcie karmienia swoich partnerek.

    Ta książka to dla mnie powiew świeżości w thrillerach, które do tej pory czytałam. Akcja rozgrywająca się w Warszawie oraz wykorzystanie znanego mi Twittera sprawia, że poczułam, jak realna jest sytuacja opisana w książce.

    Może nie wciągnęła mnie książka na tyle, abym dała cztery kostki czekolady, jednak muszę docenić pomysł na fabułę, wprowadzenie w błąd czytelnika i ogólne wrażenie. Trzy kostki czekolady wędrują do "Hashtagu". Możliwe, że po tym, jak często słyszałam komplementy na temat książek Remigiusza Mroza, oczekiwałam czegoś spektakularnego, a dostałam "po prostu" naprawdę interesujący kryminał.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze

    Człowiek musi zostać zauważony. Musi mieć kogoś, dla kogo będzie najważniejszy, i kogoś, komu przysłoni świat.

    On - siedemnastoletni chłopiec o niebieskich oczach, które widziały zbyt wiele. 
    Ona - dziewczyna bez imienia, która ma wszystko poza odrobiną matczynej miłości.
    Co się stanie, kiedy los połączy ich ścieżki?

    W jej domu zawsze było mnóstwo dzieci, z racji, że jej rodzice są rodziną zastępczą i zajmują się maluchami, których nikt nie chce. Tym razem trafił do nich Adam, przed którym przestrzegał ją ojciec - to chłopak, który sprawia kłopoty. Obawiali się, co ta sytuacja przyniesie, ale nie potrafili mu nie pomóc.

    Tak Adam wkracza w życie rok młodszej od niego nastolatki, której życie na pozór wydaje się naprawdę dobre. Ma miłego chłopaka, otoczona jest grupką przyjaciół, mieszka w pięknym domu, niczego jej nie brakuje. Jednak to nie jest prawda. Adam uświadomi jej, jak wiele ich łączy, mimo że dzieli ich cały świat. Zobaczył w niej wszystko to, co ukrywała, jedynie patrząc w jej smutne oczy.

    Jego chłodne dłonie gładziły mój policzek czule i delikatnie, jakbym mogła się za chwilę rozpaść. Może tak właśnie by było, gdyby to był ktoś inny. Rozpadłabym się na milion części, z których nie dałoby się mnie już nigdy poskładać. Jednak to nie był ktoś inny. To był on. Chłopak, który mnie uratował.

    Niech wspaniała okładka Was nie zmyli - "Adam" to piękna i jednocześnie smutna historia. Nikt nie zasługuje na tyle cierpienia, nikt nie powinien znaleźć się w takiej sytuacji jak ten siedemnastoletni chłopak.

    Agata Czykierda-Grabowska zawsze zachwycała mnie swoimi książkami, romansami, przez które szybciej biło mi serce. Tworzyła postacie młodych mężczyzn, których każda z nas chciałaby spotkać na swojej drodze. "Adam" to zupełnie inna książka. Opisana z niezwykłą dojrzałością historia o życiu, które nie zawsze jest kolorowe, o tragediach, które mogą spotkać każdego bez wyjątku i nie mają litości nawet dla młodych, niewinnych ludzi. 

    Trudne wybory, dojrzałe decyzje, wiele złych doświadczeń. Czy Adam ma jakiekolwiek szanse na dobre życie, na piękną przyszłość? Czy miłość może go uratować? Czy jeden uśmiech może rozjaśnić całe życie i napełnić serce nadzieją?

    Agata Czykierda-Grabowska sprawiła, że serce pękło mi w pół. Marzyłam o szczęśliwym zakończeniu tej książki. Błagałam o uśmiech losu dla Adama. Po przeczytaniu tej książki byłam przepełniona przeróżnymi emocjami i wiele musiałam przemyśleć. Tę książkę polecam każdemu. W środku znajdziecie mnóstwo nawiązań do bajek i baśni, które sprawiają, że ta historia staje się jeszcze bardziej magiczna, jednak wciąż pozostaje smutna i łamiąca serce. Nie ma innej możliwości niż cztery kostki czekolady. Gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po "Adama".


    Premiera książki zaplanowana jest na 18 lipca.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce Agacie Czykierdzie-Grabowskiej oraz Wydawnictwu Znak.
    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze

    Michelle Richmond zawładnęła moim czytelniczym sercem książką "I że cię nie opuszczę" (kliknij TUTAJ, aby przeczytać jej recenzję), dlatego z radością oczekiwałam jej drugiej powieści i oto jest - "Rok we mgle".

    Abigail spędza poranek nad oceanem wraz z Emmą, sześcioletnią córeczką Jake'a. Z racji, że kobieta wkrótce ma się pobrać z ojcem dziewczynki, spędzają dużo czasu razem, by zaprzyjaźnić się i pomóc Emmie lepiej przyswoić nadchodzące zmiany.

    Tego dnia nad oceanem unosi się gęsta mgła, a sześciolatka na chwilę oddala się od Abigail, która na kilka sekund skupia swoją uwagę na martwej foce, na drobnych szczegółach, które nie mają większego znaczenia. Kilka sekund zamienia się w kilkanaście a kilkanaście w kilkadziesiąt. Kilkadziesiąt sekund, które Abigail będzie żałować do końca swego życia. Po tym czasie Emma zniknęła. Co się z nią stało?

    Jest pewna dziewczynka, na imię jej Emma, spacerowałam z nią po plaży. Była przy mnie i nagle zniknęła. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie chwili, kiedy zniknęła, odtworzyć tego, co się stało. Nie mogę cofnąć czasu.

    Rozpoczynają się poszukiwania zaginionej sześciolatki. Narzeczona Jake'a jest pewna, że Emma nie zbliżyłaby się do oceanu, ponieważ panicznie boi się wody. Gdzie więc jest? Co się z nią dzieje? Czy ktoś ją porwał? Jeśli tak, to dlaczego i czy dziewczynka cierpi? Policjanci najchętniej uznaliby, że było to utonięcie i zamknęliby sprawę, jednak Abigail nie pozwala na to. Wraz z Jake'm każdego dnia nagłaśniają sprawę w mediach, rozdają ulotki, pytają, szukają, jednak nie są ani trochę bliżej odnalezienia Emmy.

    Abigail nie może sobie przypomnieć żadnego znaczącego szczegółu, ważnego tropu, który mógłby naprowadzić ich na ślad zaginionej. Robi co może, jednak nie sposób wygrać walki ze swoją pamięcią, która jest niezwykle ulotna, a mózg może z łatwością ingerować w nasze wspomnienia. Czy kiedyś będzie w stanie wybaczyć sobie spuszczenie oczu z Emmy?

    "Rok we mgle" zapowiadał się naprawdę interesująco. Historia zaginionej dziewczynki zawiera wiele wątków. Widzimy, jak ta tragedia wpływa na ojca oraz jego przyszłą żonę, nie potrafią myśleć o niczym innym, poza Emmą. Ich ślub staje pod znakiem zapytania. Nagle w ich życie wkraczają osoby, których nie widziano od wielu lat. Nadzieje na odnalezienie dziewczynki maleją. Ludzie się poddają, angażują w ważniejsze sprawy, jednak czy słusznie? Czy Abigail i Jake powinni pogrzebać Emmę i spróbować wrócić do normalności, czy może powinni kontynuować poszukiwania bez względu na wszystko? Czy jest jeszcze jakaś szansa, że Emma wróci cała i zdrowa do domu?

    Niestety tym razem Michelle Richmond mnie rozczarowała. Pomysł na fabułę nie był tak zaskakujący, jak w "I że cię nie opuszczę". Tym razem brakowało mi uczucia grozy i przerażenia. Przez większość czasu miałam wrażenie, że nic się nie dzieje, a akcja stoi w miejscu. Tę książkę czyta się powoli, a czasami wręcz trudno się skupić na czytanych słowach... Dopiero pod koniec akcja nabrała tempa, jednak wtedy zakończenie okazało mi się niezwykle nieprawdopodobne i miałam wrażenie, że jest to jedynie sen Abigail. Koniec "Roku we mgle" wydaje mi się trochę naciągany... 

    Ta książka ma swoje wady i zalety, jednak może Wy będziecie mieć zupełnie inne zdanie o "Roku we mgle" niż ja, dlatego tak jak zawsze, zachęcam Was do przeczytania i sprawdzenia, czy Wam spodoba się nowa powieść Michelle Richmond. Ode mnie niestety tylko dwie kostki czekolady.
    Premiera książki zaplanowana jest na 19 września.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
    Share
    Tweet
    Pin
    10 komentarze

    W jednym ze szwedzkich miast krzyżują się losy dwóch kobiet - Stelli i Isabelli. Stella to dojrzała kobieta, ma męża, trzynastoletniego syna, piękny dom, pracuje jako terapeutka. Jej życie jest poukładane i spokojne. Natomiast Isabella jest o połowę od niej młodsza. Niedawno zmarł jej ojciec, a matka poinformowała ją, że nie był to jej biologiczny tata. Dziewczyna bardzo to przeżyła. Teraz studiuje, mieszka sama, a jej kontakt z matką nieco się ochłodził, choć rodzicielka z całych sił próbuje nie stracić córki.

    Isabella trafia do Stelli na terapię. Stella zauważa w niej swoją tragicznie zmarłą córkę - Alice. Te same oczy, te same elfie ucho. Terapeutka jest pewna, że jej córka nie umarła, a została porwana, a teraz sama ją odnalazła. Angażuje się w sesje terapeutyczne Isabelli całym sercem, próbuje dowiedzieć się czegoś o swojej rzekomej córce. Nikt jej nie wierzy, jednak ona jest przekonana. Zachowanie Stelli powoli wymyka się spod kontroli. Czy Isabella jest jej zaginioną córką? A może Stella ma kolejny nawrót choroby? To nie pierwszy raz, kiedy widzi swoje maleństwo w obcym dziecku...

    Zaufaj mi. Uwierz. Powiedz, że jesteś moja.
    Wyciągam do ciebie rękę, aby pokazać, że nie jestem niebezpieczna. Wiem, że rozumiesz. Wiem, że ty też to czujesz.
    Żyjesz we mnie, od zawsze.

    Jesteś tu w środku.
    W mojej krwi.

    To trudna książka. Autorka świetnie opisała emocje, które targały każdym z narratorów, a mamy ich aż troje - Stellę, Isabellę oraz Kirsty, matkę Isabelli. Dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy dogłębnie psychikę każdej z tych kobiet oraz motywy, które były napędem do podejmowania danych decyzji.

    Z początku ciężko wkręcić się w fabułę. Akcja rozkręca się powoli. Długo czułam się znużona tą książką, ale walczyłam dzielnie. Tak naprawdę dopiero druga połowa jest interesująca, a pod koniec książki, naprawdę czuje się przerażenie i lęk o losy bohaterów.

    "Powiedz, że jesteś moja" to opowieść o błędach młodości, rodzicielstwie, które niejednokrotnie może przerosnąć rodzica. Znakomicie zaplanowana akcja, drobiazgowo opisane wydarzenia, które sprawiają, że czytelnik ma ciarki na całym ciele. Zakończenie szokuje i trzyma w napięciu. Polecam każdemu, kto lubi thrillery psychologiczne.


    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
    Share
    Tweet
    Pin
    7 komentarze

    "Przesilenie" to zarazem czwarty i ostatni tom serii Kwiat Paproci. W życiu Gosi wiele się zmieniło. Budzi się w szpitalu, na szczęście z jej dzieckiem wszystko jest w porządku. Czas na poważne rozmowy z Mieszkiem. Czy uwierzy, że po ponad tysiącu lat bezpłodności spowodowanej działaniem kwiatu paproci, teraz będzie ojcem? Zdecydowanie nie będzie łatwo.

    Nad Bielinami wciąż krąży widmo Witka, który po ostatnich wydarzeniach zniknął bez śladu. Kim jest chłopak i czy wciąż zagraża bezpieczeństwu innych?


    Ku złości Gosi Swarożyc wciąż nie daje jej spokoju, a ona gdzieś na dnie serca, czuje do niego odrobinę pożądania. Czy bóg ognia zdoła rozpalić tę uczucie na tyle, by Gosława porzuciła Mieszka?


    W ostatniej części przygód uczennicy szeptuchy jak zawsze nie brakuje emocji i wrażeń. Jednak zakończenie pozostawia niedosyt. Na wiele pytań nie znalazłam odpowiedzi. Na przykład chciałabym się dowiedzieć, czy Gosia w końcu zdecydowała się zostać szeptuchą czy jednak lekarzem?


    Po przeczytaniu "Przesilenia" sama nasuwa się myśl "chcę więcej", ale czy na pewno? Nie lubię, kiedy autor robi z serii, która odniosła sukces tasiemca - na siłę pisze kolejne części, byle tylko sprzedać więcej egzemplarzy. Dlatego zakończenie w tym miejscu wydaje mi się dobrym pomysłem. Można nawet je nazwać zakończeniem otwartym, bo wiele wątków zostało zostawionych do interpretacji. Jak wiecie, ja całkowicie jestem zakochana w tej serii i nie mogę uwierzyć, że jest to już koniec. Z pewnością będę wracać do tych książek i zamierzam przeczytać też inne powieści tej autorki.


    Polecam całą tą serię, bo szybko wciąga, ale przede wszystkim dzięki niej poznajemy bliżej słowiańską kulturę, możemy przeczytać, co by było, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu, jak wtedy wyglądałoby nasze życie. To również okazja do przeczytania o naturalnych sposobach leczenia wykorzystywanych przez szeptuchy, ludowych tradycjach, obrzędach, sposobie życia na wsi. To wszystko jest tak fascynujące, że po przeczytaniu pierwszego tomu "Szeptuchy" chce się upleść wianek z polnych kwiatów, założyć go na głowę i biegać boso po lesie, nie zważając na kleszcze i mrówki. Polecam z całego serca (oczywiście polecam serię "Kwiat Paproci, a nie kleszcze i mrówki).

    Dziękuję Wydawnictwu WAB za możliwość zrecenzowania całej serii "Kwiat Paproci".
    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze


    Tak jak poprzednio - będzie krótko zwięźle i na temat, bo nie chcę dużo zdradzać, ale jeśli nie czytaliście pierwszego tomu serii "Kwiat Paproci" pod tytułem "Szeptucha" (kliknij TUTAJ, aby przeczytać recenzję), to lepiej nie patrzcie na tę recenzję, za dużo spoilerów! ;)

    Żerca to trzeci tom Kwiatu Paproci. Gosia przeżyła Noc Kupały, jednak wraz z szeptuchą opłakują stratę Mszczuja. Mieszek zniknął i nie odzywa się już od ponad miesiąca. Pocieszeniem Gosi jest obecność nowego żercy, młodego i przystojnego zastępcy Mszczuja, jednak dziewczyna wciąż tęskni za ukochanym i cierpi. Nie potrafi o nim zapomnieć.

    Chcę przestać o nim myśleć. Chcę przestać za nim tęsknić. Chcę przestać żyć nadzieją na naszą wspólną przyszłość. Chcę przestać go kochać.

    W lesie robi się coraz niebezpieczniej. Gosia nie rozumie co się dzieje, Noc Kupały minęła, więc o co teraz chodzi demonom? Zniknięcie Radka, o które jest oskarżana Gosia sprawia, że dziewczyna znowu jest w niebezpieczeństwie. Coś złego czai się w lesie, a uczennica szeptuchy musi odkryć co to jest i jak z tym walczyć. W dodatku Swarożyc coraz częściej odwiedza Gosię i wciąż nie wiadomo, jakiej przysługi będzie od niej oczekiwał. Gosława jest w poważnych tarapatach. Coraz częściej zastanawia się, czy dobrze zrobiła, zawierając umowę ze Swarożycem. Czy bóg zmusi ją do zabójstwa? Jeśli tak, to kogo? I czy młoda kobieta będzie w stanie zabić z zimną krwią?

    Teraz jeśli każe mi kogoś zabić, to będę musiała zrobić to z premedytacją. Moje życie nie będzie zagrożone. To ja komuś zagrożę. Będę taka jak oni, jak wąpierz i strzyga.

    Problemy mnożą się błyskawicznie w życiu Gosławy, czy uda jej się zapoznawać nad tą niebezpieczną sytuacją?

    W trzecim tomie tej słowiańskiej serii nie brakuje emocji i akcji zapierającej dech w piersi. Autorka przyzwyczaiła nas już, że w każdej części pojawiają się nowe słowiańskie istoty, a czytelnik ma okazję poznać kolejne ludowe legendy i magiczne sposoby szeptuchy, a także obrzędy i święta. Słowiański świat ma przed nami coraz mniej tajemnic, a jednocześnie wciąż jest wiele do odkrycia i ciekawość czytelnika jeszcze nie jest zaspokojona. "Kwiat Paproci" to zdecydowanie jedna z moich ulubionych serii, a po jej przeczytaniu z pewnością sięgnę też po inne książki Katarzyny Bereniki Miszczuk.



    Dziękuję Wydawnictwu WAB za możliwość zrecenzowania całej serii.

    Share
    Tweet
    Pin
    2 komentarze

    Będzie krótko zwięźle i na temat, bo nie chcę dużo zdradzać, ale jeśli nie czytaliście pierwszego tomu serii "Kwiat Paproci" pod tytułem "Szeptucha" (kliknij TUTAJ, aby przeczytać recenzję), to lepiej nie patrzcie na tę recenzję, za dużo spoilerów! ;)

    Noc Kupały to drugi tom serii Kwiat Paproci. Tym razem Gosia musi podjąć bardzo trudną decyzję, jeśli się pomyli, może być to jej ostatni błąd w życiu. Komu odda kwiat paproci? Jednemu z bogów czy Mieszkowi, który jest coraz bliższy jej sercu? Czy Gosia będzie w stanie podarować Mieszkowi szansę na zakończenie jego życia?

    Współczułam Mieszkowi. Był sam przez tyle tysiącleci, a teraz zamierzał samotnie umrzeć.
    Czy mogłam coś z tym zrobić? A może raczej - czy powinnam?


    Uczennica Szeptuchy czuje się coraz lepiej w tych słowiańskich klimatach. Odnalazła tu szczęście, jednak nie na długo. Jej życiu grożą nie tylko żądni kwiatu bogowie, ale i Ote, dawna ukochana Mieszka. Czy Gosia dożyje Nocy Kupały i jak potoczą się jej losy podczas tej magicznej chwili?

    Wiem, że możesz się w nim zakochać. Tylko pamiętaj, że on tak jak pozostali chce cię jedynie dostać kwiat. Musisz myśleć o sobie! Nie daj mu się zwieść!

    W drugim tomie Kwiatu Paproci nie brakuje emocji i szalonych przygód. Niejednokrotnie Gosia jest o włos od śmierci. Poznajemy jeszcze więcej słowiańskich tradycji, obrzędów, a także magicznych sposobów na różne dolegliwości. Poziom pierwszego tomu zdecydowanie został utrzymany, jeśli nie podwyższony. Tyle emocji, dylematów, że czytelnik nie może się nudzić i nie zauważa nawet, kiedy czyta ostatni rozdział.

    Zdecydowanie jestem zakochana w tej serii, a Wy? 💞

    Dziękuję Wydawnictwu WAB za możliwość zrecenzowania całej serii. 
    Share
    Tweet
    Pin
    6 komentarze

    Emily od niedawna jest w związku z Adamem, mężczyzną idealnym. Opanowanym, przystojnym, czułym, niczego mu nie brakuje. Może nieco przewrażliwionym na punkcie swojej mamy, jednak to nie powód to zmartwień - prawie każdy mężczyzna to maminsynek.

    Kiedy nadchodzi czas poznania matki Adama, Emily jest pełna nerwów, ale przecież to normalne. Nie wie, że Pammie wkrótce zamieni jej życie w piekło.

    Twoja miłość (...) będzie testowana za każdym razem, gdy natrafisz na stawiane przed Tobą przeszkody. Możesz się spodziewać każdego podstępu mającego sprawić, że znikniesz z jego życia. Nie będzie posunięć zbyt okrutnych, by Cię poniżyć, wystraszyć i sprawić, że poczujesz się bezwartościowa.

    Nieprzyjemne komentarze, wtrącanie się w życie Emily, zapraszanie niechcianych gości, Pammie nie cofnie się przed niczym, aby uprzykrzyć życie Emily. Nie zawahała się nawet zniszczyć moment, gdy Adam oświadczał się swojej ukochanej.

    Co ciekawe idealny przyszły mąż nie zauważa niczego złego, a jego matka udaje zachwyconą Emily. Młoda kobieta musi odkryć, o co chodzi przyszłej teściowej i zawalczyć o swoje małżeństwo. Bo celem Pammie jest zniszczyć Emily i nie dopuścić do ślubu. Za wszelką cenę.

    (...) muszę zadać tyle bólu i się nie wycofam. Już raz z mojej winy doszło do tragedii, tym razem zrobię to jak należy.
    Błąd kosztowałby zbyt wiele.

    Już sam prolog mnie zachęcił do czytania oraz wprawił w delikatny nastrój grozy i oczekiwania. Później czytając "Rywalkę" miałam wrażenie, że czegoś mi tu brakuje, a konkretnie jakiegoś mocniejszego wydarzenia, elementu zaskoczenia. Ta książka właściwie sama się czytała w naprawdę szybkim tempie, gdzieś z tyłu mojej głowy czułam niepewność i odrobinę strachu, wyczułam się w akcję, ale pomyślałam sobie, że nie ma szans na 4 kostki czekolady, bo mam niedosyt. Tak było jeszcze w połowie książki. Zakończenie sprawiło, że czytałam z otwartymi ustami. Serio. To było tak niespodziewane i mocne, że nawet o tym nie marzyłam. Byłam oniemiała i nie mogłam powiedzieć dużo więcej niż tylko WOW.

    Drobiazgowo zaplanowana akcja, wszystko dopracowane perfekcyjnie, nie ma do czego się przyczepić. Końcówka wprawia w osłupienie czytelnika, mimo że przez całą książkę był przygotowywany na ten moment, delikatne uczucie lęku i przerażenia towarzyszyło przez cały czas. 

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.



    Share
    Tweet
    Pin
    8 komentarze

    Jak wygląda życie uczuciowe w Chinach? Zupełnie inaczej niż na Zachodzie. Tradycje, przestarzałe obyczaje, inna kultura sprawiają, że wiele kobiet pragnie uciec od małżeństwa z chińskim mężczyzną i pragnie zachodniej miłości.

    W swoim reportażu Dorian Malovic opisał rezultaty badań przeprowadzonych w latach 2011-2015. Rozmawiał z wieloma kobietami, które zwierzyły mu się ze swoich sekretów, a także tajemnic swoich rodzin i przyjaciółek. Ze łzami w oczach opowiadały o życiu w kraju, który kreuje się na potęgę, jednak zabija życie uczuciowe.

    W Chinach nie można nikogo poznać osobiście. By spotkać się z jakimś mężczyzną, zawsze trzeba skorzystać z pomocy pośrednika: rodziców, ciotki, kuzynów, przyjaciół, znajomych ze studiów lub kolegów z pracy. Jeśli dziewczyna sama zagada do nieznajomego, jest uważana za prostytutkę.

    Wisząca przed urzędem do spraw planowania rodziny lista rodzin, rodziców, kobiet, dzieci, nawet z datami miesiączek kobiet. Wszystko było kontrolowane. Kary za ponadprogramowe dziecko? Horrendalne! Niezamężne kobiety po 25 roku uchodzą za stare panny. 

    "Miłość made in China" to skarbiec pełen wiedzy o kulturze Chin. Czego pragną Chinki, szukając kandydata na męża? Jak ma się homoseksualizm w tym kraju? Jak organizuje się wesela i jak wygląda życie po ślubie? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi w fascynującym reportażu Doriana Malovica. Warto dowiedzieć się, jak wygląda życie miłosne w innych miejscach na świecie i docenić wolność, jaką mamy w Polsce.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak.


    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze

    Dziewiętnastowieczna Francja. Dwudziestoczteroletnia Charlotte jest zaręczona z Victorem, razem są niezwykle szczęśliwi. Do czasu, kiedy mężczyzna otrzymuje propozycję pracy jako doradca samego cesarza Francji. Victor wyjeżdża do Wersalu, a Charlotte jest załamana. To wtedy jej matka zapoznaje ją z Franciszkiem, który uczy się na lekarza i pragnie uleczyć złamane serce pięknej dziewczyny. Charlotte długo się nie waha i próbuje zapomnieć o Victorze, walcząc o szczęście z przyszłym lekarzem.

    Victora brałam za ideał, a teraz ren jeden pocałunek zmienił wszystko. Zrozumiałam, że nie muszę być sama - że są inni mężczyźni, dla których mogłabym stracić głowę.

    Zaproszenie na bal w Wersalu zmienia całe jej życie. Wraz z Franciszkiem jedzie do Victora, aby wszystko z nim wyjaśnić. To tam poznaje cesarza, który od razu traci dla niej głowę. W ten sposób mamy czworokąt, a główna bohaterka skacze z kwiatka na kwiatek. 

    Będę cię uwodził. Kusił w każdy możliwy sposób. Ale uwaga, nie pocałuję cię. Pragnę, abyś ty zrobiła to pierwsza. Pragnę, abyś marzyła i śniła o moich ustach, które ciągle będą blisko twoich.

    Męskie postacie w tej książce wcale nie są lepsze od Charlotte. Podczas gdy ona wyraźnie się nie może zdecydować na jednego mężczyznę, każdy z nich obiecuje, że nie odda jej, będzie walczyć do końca, tymczasem przy pierwszej lepszej próbie, jej "ukochani" poddają się i uciekają (oczywiście, by za chwilę wrócić i zacząć czworokąt od nowa),

    "Pocałunek cesarza" miał potencjał. Wszystko zaczęło się naprawdę ciekawie, a ja byłam dobrych myśli. Początek mnie zauroczył, autorka świetnie opisuje chemię między bohaterami, jest ona wręcz namacalna. Rozumiem taką namiętność między dwójką, ale dziwię się, że Charlotte zakochała się w trzech mężczyznach i między nią a każdym z nich czuło się iskry. Moim zdaniem autorka tutaj przesadziła i było tego po prostu za dużo. 

    Niestety, żaden z bohaterów nie przypadł mi do gustu. Zachowanie Charlotte, Victora, Franciszka oraz cesarza były dziecinne i niezwykle mnie irytowały. Czasami czułam się, jakbym była świadkiem wydarzeń rodem z taniej telenoweli. Zwroty akcji były niewiarygodne i po prostu tanie?

    Charlotte zakochiwała się błyskawicznie i była przekonana o stałości swoich uczuć. Co trzy strony zmieniała swoich kochanków, gdy jeden wyjeżdżał, natychmiast biegła do pozostałej dwójki, a oni najpierw byli wściekli, potem jej wybaczali, myśląc, że znowu mają ją na własność. Chyba jeszcze nie spotkałam się z tak bardzo irytującym zachowaniem w książce. Niestety.

    Podsumowując - zaczęło się bardzo dobrze i mogło być ciekawie, jednak wydaje mi się, że autorka po prostu przedobrzyła. Za dużo romansów i wątków miłosnych, zbyt wiele skakania z kwiatka na kwiatek. Najsłabszą stroną książki "Pocałunek cesarza" są postacie, są słabo zaplanowane (matka Charlotte na początku była surową i nieco oschłą kobietą, za chwilę była matką roku, gdzie tu konsekwencja?), co niestety męczyło czytelnika. Pomysł na fabułę można uznać za obiecujący, jednak ten potencjał nie został wykorzystany, a szkoda.

    Co ciekawe, na Lubimy Czytać znajdziecie bardzo pozytywne opinie o tej książce, przykro mi, że jestem tą, która rozpoczyna krytykę, ale może to tylko moje odczucia. Jeśli jesteście ciekawi, czy i Wy podzielacie moje zdanie, przeczytajcie "Pocałunek cesarza" i sprawdźcie sami. :)

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce - Sylwii Bachledzie.

    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze

    Witaj w świecie reklamy!

    Casey Pedergast pracuje w agencji reklamowej i kocha swoją pracę, mimo że jej przyjaciółka pisarka uważa, że Casey po prostu zachowuje się nieetycznie, wciskając ludziom wszystko, czego nie potrzebują. Pedergast nie przejmuje się tym, jej praca sprawia jej przyjemność, uwielbia te codzienne wyzwania, pławi się w uznaniu swojej szefowej i nie ma powodów do narzekań.

    Kiedy szefowa proponuje młodej kobiecie nowe zlecenie, Casey się nie waha. Jej zadaniem będzie namawianie pisarzy do pracy dla agencji reklamowej, prowadzenia social mediów, pisania teksów na batoniki itd. Czyli praca, którą każdy pisarz pogardzi, ale nie jeśli potrzebuje pieniędzy. I w ten słaby punkt Casey musi uderzyć.

    Gdy Pedergast poznaje Bena, niezwykle przystojnego pisarza, którego zjawiskowy uśmiech rozświetla twarz, dziewczyna zapomina o zleceniu. Nagle Casey chce zupełnie inaczej upolować tego mężczyznę i już nie w głowie jej podpisanie umowy.

    Trudno było stwierdzić, w czym tak naprawdę do siebie pasujemy, ale poczułam to od razu, kiedy koło mnie usiadł, i wiem, że on też to poczuł. I właśnie dlatego nie potrafiłam odebrać sobie przyjemności, która wynikała z samego siedzenia przy nim, patrzenia, jak błyszczą mu oczu, jak marszczy mu się skóra wokół nich i z jakim ożywieniem gestykuluje.

    Sally Franson opowiada nie tylko o trudnych relacjach między światem reklamy a światem literatury, ale o tym, jak łatwo się zagubić. Casey zgubiła chęć bycia najlepszą, by zasłużyć na pochwały od szefowej. Do tego przyczyniło się jej dzieciństwo. Była skłonna zrobić wszystko, aby szefowa spojrzała na nią z uznaniem. Nie zastanawiała się, czy jej praca jest etyczna. Nie myślała o ludziach, którzy przy niej podpisywali umowy. Ani przez chwilę nie wyobrażała sobie skutków swoich działań. Była zazdrosna, zaborcza i chciała świat na własność. To zachowanie ją zgubiło, a konsekwencje były bolesne nie tylko dla niej, ale i dla jej bliskich.

    Niby dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć być sobą, skoro zamiast tego może uzyskać odbicie swojego własnego obrazu? Bo kiedy kulka razy próbowałam być czymś, co można nazwać sobą - działać, być podmiotem, nie przedmiotem - kończyło się na tym, że czułam się jak wariatka. Kończyło się na tym, że czułam się źle.

    "Jak upolować pisarza" opowiada o autentyczności, o byciu sobą bez względu na wszystko. Casey w pogoni za sukcesem, zgubiła siebie. Podczas lektury tej książki, czytelnik musi ocenić, czy miłość w świecie reklamy jest prawdziwa, czy jest to tylko kolejny chwyt marketingowy, na który nabrali się bohaterowie tej historii.

    Jeśli jesteście fanami "Diabeł ubiera się u Prady" oraz "Dziennik Bridget Jones" to prawdopodobnie powinniście sięgnąć po tę książkę. Jeśli chcecie odpocząć od książek, których akcja dzieje się w małych miasteczkach, urokliwych miejscach i które opowiadają słodkie romantyczne historie, jeśli potrzebujecie czegoś nowego, to polecam "Jak upolować pisarza". Ta książka to powiew świeżości na rynku wydawniczym.

    Premiera 18 lipca!

    Dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz tej książki.


    Share
    Tweet
    Pin
    9 komentarze
    Nowsze Posty
    Starsze Posty

    Bookstagram

    Polecany post

    Wydane w Polsce książki z zestawień Goodreads

    Od 2022 roku z niecierpliwością czekam na nowe zestawienie najlepszych romansów według Goodreads. W lutym 2022 roku pojawiła się lista 64 na...

    Wybierz coś dla siebie

    • Kalendarze/dzienniki (4)
    • Kryminał/sensacja/thriller (38)
    • Literatura dla dzieci (2)
    • Literatura fantastyczna (40)
    • Literatura historyczna (14)
    • Literatura kobieca (236)
    • Literatura młodzieżowa (90)
    • Literatura piękna (1)
    • Literatura współczesna (7)
    • Literatura świąteczna (14)
    • Patronat (32)
    • Poezja (4)
    • Reportaż (1)
    • artykuł (15)
    • cytaty (23)
    • hate-love (19)
    • wywiad (4)

    Najpopularniejsze

    • Bookstagram. Jak zacząć?
      2 października 2018 roku minął rok odkąd prowadzę bookstagrama. Zakładając konto na Instagramie, nie przypuszczałam, że osiągnie ono tak ...
    • Moje ulubione cytaty z książek (I)
      Ponieważ na moim Instagramie zdjęcia z cytatami są Waszymi ulubionymi postami, postanowiłam podzielić się z Wami jeszcze większą ilości...
    • Zostawiłeś mi tylko przeszłość
      (...) wiedz, że mi przykro, ale nie bądź na mnie zły, że znowu to wszystko przeżywam. Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Tak to się wszyst...

    Archiwum

    • ►  2025 (7)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  lutego (3)
    • ►  2024 (27)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (1)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (1)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (3)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2023 (25)
      • ►  listopada (2)
      • ►  października (2)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (1)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (1)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (2)
    • ►  2022 (42)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (5)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (5)
      • ►  czerwca (2)
      • ►  maja (4)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2021 (51)
      • ►  grudnia (9)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (1)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (3)
      • ►  maja (6)
      • ►  kwietnia (3)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (5)
    • ►  2020 (71)
      • ►  grudnia (5)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (10)
      • ►  września (12)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (5)
      • ►  marca (13)
      • ►  lutego (10)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2019 (55)
      • ►  grudnia (1)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (2)
      • ►  sierpnia (6)
      • ►  lipca (7)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  lutego (15)
      • ►  stycznia (1)
    • ▼  2018 (85)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (6)
      • ►  września (9)
      • ►  sierpnia (4)
      • ▼  lipca (19)
        • Siedem sióstr
        • Apartament w Paryżu
        • Ucieczka z martwego życia
        • Z nicości
        • Chłopiec, który widział
        • Mroczny Duet
        • Hashtag
        • Adam
        • Rok we mgle
        • Powiedz, że jesteś moja
        • Przesilenie
        • Żerca
        • Noc Kupały
        • Rywalka
        • Miłość made in China
        • Pocałunek cesarza
        • Jak upolować pisarza
        • W pułapce
        • Szeptucha
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (8)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  marca (6)
      • ►  lutego (6)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2017 (65)
      • ►  grudnia (7)
      • ►  listopada (7)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (9)
      • ►  czerwca (8)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (4)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2016 (21)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (8)
      • ►  października (9)
    Facebook Instagram Pinterest

    Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates