Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • STRONA GŁÓWNA
  • O AUTORCE
  • SPIS RECENZJI
  • WSPÓŁPRACA
  • MÓJ BOOKSTAGRAM
  • PATRONATY
  • ARTYKUŁY
    • Wizyta w studio Harry'ego Pottera
    • Co podarować książkoholikowi na święta?
    • Bookstagram - jak zacząć?
    • 21 ulubionych książek na 21 urodziny
    • Podróż z książką
    • Czytelnicy polecają świąteczne książki
    • Blogerzy polecają świąteczne książki
    • Jak poradzić sobie z lekturami szkolnymi?
    • Co blog zmienił w moim życiu?
    • O BOOKSTAGRAMIE
    • CYTATY
    Facebook Instagram Pinterest

    Książki Dobre Jak Czekolada | blog z recenzjami książek


    Taki tytuł od razu zwraca na siebie uwagę. "Tańczące martwe dziewczynki" to ósmy tom z cyklu Katie Maguire, który opowiada o śledztwach prowadzonych przez nadispektor w policji w Cork. Nie czytałam poprzednich tomów i nie jest to konieczne, aby połapać się w akcji. Każdy tom opowiada o innej sprawie, więc spokojnie możecie sięgnąć od razu po ósmy tom.

    "Tańczące martwe dziewczynki" rozpoczyna się tragicznym w skutkach pożarem w szkole tańca. Tancerze, odbywający próbę przed zawodami w stepie irlandzkim spłonęli żywcem. Wydaje się, że nikt nie uratował się z pożaru, jednak gdy na miejsce przyjeżdżają służby ratunkowe, widzą w oknie małą dziewczynkę. To jedyna ocalała, jedyny świadek zdarzenia. Niestety dziewczynka w wyniku trudnych doświadczeń przestała mówić, co utrudnia śledztwo.

    Katie Maguire nie ustaje w poszukiwaniach, choć to odbija się na jej życiu prywatnym. Znajduje powiązania między pożarem a innymi przestępstwami w okolicy. Okazuje się, że pożar to dopiero początek tego, co ma się wydarzyć.

    To, co podobało mi się w "Tańczących martwych dziewczynkach" to z pewnością umieszczenie akcji w Irlandii oraz wykorzystanie w książce elementów tradycji irlandzkiej, np. stepu irlandzkiego. Cieszę się, że autor poruszył temat gorszego traktowania kobiet na wysokich stanowiskach w służbach bezpieczeństwa, np. policji. Na plus też oceniam akcję, która rozgrywała się szybko, a powiązania między zbrodniami nie były oczywiste. Nie sposób było wszystkiego rozgryźć w połowie książki.

    Jednak to nie jest książka bez wad. To jeden z mroczniejszych thrillerów, jakie czytałam. Nie mówię, że autor powinien zrezygnować z szczegółowego opisywania wyglądu spalonych ciał, czy przebiegu zbrodni na tle seksualnym. Nie. Ale muszę Was ostrzec, że brutalnych scen nie brakuje, więc jeśli nie są to Wasze klimaty, nie polecam Wam tej powieści.

    Niestety te drastyczne fragmenty znacznie osłabiły moją radość z czytania, a tym samym również końcową ocenę. Tak, książka była ciekawa, ale niekoniecznie chciałabym ją przeczytać jeszcze raz. Jestem zbyt wrażliwa na takie sceny. Tym, którzy mają mocne nerwy, a thrillery czytają jeden za drugim, mogę polecić "Tańczące martwe dziewczynki". To powieść, która szybko wciąga, ale niestety jest skierowana do pewnego grona czytelników, w którym się nie znajduję. ;)

    A wy lubicie takie mocne thrillery?


    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze

    Czasami, kiedy wszystkie drogi prowadzą donikąd, ucieczka wydaje się jedynym rozwiązaniem. Brakuje słów, żeby wytłumaczyć to, co było. Brakuje wiary, że jeszcze teraz, tutaj uda się odnaleźć choć fragment zagubionej niegdyś beztroski. Smuga szarego pyłu ciągnie się za człowiekiem, przesłaniając okruchy nadziei, które mogłyby stać się drogowskazem.
    Kiedy więc nie ma już ani drogi powrotu, ani dna, od którego dałoby się odbić, często nie pozostaje nic innego, jak tylko skoczyć w najgłębszą toń mrocznego jeziora, by poznać jego nieodgadnione tajemnice.

    "Karminowe serce" to przygody Laury, która rozpoczyna nowy rozdział w życiu od przełomowego wydarzenia, jakim jest przeprowadzka z Warszawy do Bukowej Góry, leżącej w okolicach Krakowa. Z ciasnego mieszkania przenosi się do wiejskiej chatki otoczonej sadem, wrzosowymi polami oraz jeziorem.

    W miasteczku szybko znajduje sobie przyjaciół. Zakochuje się w manufakturze czekolady o nazwie "Złote serce", z którą wiąże się wspaniała legenda. Jednak, czy z pewnością jest to tylko legenda?

    Książka jest przesiąknięta aromatem gorącej czekolady. To pełna romantyzmu i ciepła opowieść, która urzecze każdą kobietę. To dowód na to, że wszystko jest możliwe. "Karminowe serce" daje nadzieję na lepsze dni, a poza tym czyta się ją błyskawicznie! Jest to powieść idealna na zimne jesienne wieczory. Aż się prosi, aby podczas lektury pić czekoladę i zanurzyć się w przygodach Laury.

    Bohaterowie są szczerzy, prawdziwi, bardzo realistyczni. Laura niczym anioł stróż wkracza w ich życie i choć nie może poradzić sobie ze swoimi problemami, pomaga mieszkańcom Bukowej Góry, a miasteczko szybko staje się jej domem.

    W tej książce znajdziemy nie tylko zagubioną Laurę, ale i mnóstwo innych osób, których życie nie oszczędziło, a los ich nieco poturbował.

    Myślę, że nie jestem jedyną, którą nudzą długie opisy w książkach. Jednak Dorota Gąsiorowska posługuje się nimi genialnie. Czy to opowiada nam o wystroju wnętrza, czy o widokach rozciągających się przed główną bohaterką, czy nawet o wyglądzie danej postaci - robi to drobiazgowo, ale jakże poetycko! Aż chce się wejść do akcji tej książki i na własne oczy zobaczyć to wszystko, o czym czytamy.

    To, co mnie urzekło w "Karminowym sercu" to z pewnością klimat tej powieści. Jest to niezwykle ciepła opowieść, choć nie opowiada ona radosnej historii. Jest wiele bolesnych fragmentów, to prawda, ale przez to ta książka staje się jeszcze bardziej realistyczna, bo niczym życie jest słodko-gorzka. Czytając dzieło Doroty Gąsiorowskiej, czułam w powietrzu zapach wrzosów i czekolady. Byłam kupiona.

    Niestety, rzadko kiedy życie jest piękną niespodzianką zapakowaną w kolorowy papier. Dużo częściej przypomina stary znoszony pulower, który jesteś zmuszona ubierać każdego dnia, bo zwyczajnie nie stać się na inny.

    "Karminowe serce" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Doroty Gąsiorowskiej, ale raczej nie ostatnie. Jestem zauroczona barwnym stylem autorki i niezwykłym klimatem, którym zachwycałam się już od pierwszych stron. Zakończenie zaskakuje, a także jest lekcją dla czytelnika, że wszystko może się zdarzyć.


    Polecam Wam tę książkę z całego serca i zachęcam, abyście przed sięgnięciem po nią, zrobili sobie kubek gorącej czekolady. Nie będziecie żałować. Relaks gwarantowany. :)

    "Karminowe serce" nagradzam czterema kostkami czekolady.



    Dziękuję Wydawnictwu Znak za możliwość przeczytania tej książki.

    Premiera "Karminowego serca" już 3 października.
    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    2 października 2018 roku minął rok odkąd prowadzę bookstagrama. Zakładając konto na Instagramie, nie przypuszczałam, że osiągnie ono tak ogromny sukces. To, co miało być jedynie dodatkiem do bloga i fanpage na Facebooku, zdetronizowało obie te części mojej działalności i stało się głównym miejscem mojej pracy. Dlaczego?  A przede wszystkim w jaki sposób?

    Instagram robi furorę nie tylko wśród zwykłych użytkowników, ale i wśród miłośników książek. Jak więc zacząć swoją przygodę z bookstagramem? Zanim założysz konto, przeczytaj kilka moich wskazówek. Być może pomogą Ci w rozwoju.

    1. Nazwa
    Bookstagram powinien świecić przykładem KREATYWNOŚCI. Czytamy mnóstwo książek, a nie od dziś wiadomo, że literatura rozwija wyobraźnię. Dlaczego więc ograniczamy się do naprawdę prostych nazw? Gdy zakładałam bookstagrama, myślałam, że powinnam mieć nazwę typu karolinaczyta, karolinareads, ksiazkikaroliny. Dlaczego? Bo takich nazw jest mnóstwo i stają się pewną normą. Są proste i nie trzeba się głowić nad czymś fajniejszym. Idziecie na łatwiznę, a to błąd. Lepiej poczekać, zaplanować sobie wszystko krok po kroku, aby to konto od razu zwracało na siebie uwagę. Z nazwą podobną do wyżej podanych zginiecie w gąszczu innych kont i nawet nie dacie szansy innym się zapamiętać.

    Nie mówię, że od razu każdy musi mieć nazwę ksiazkidobrejakczekolada i wszelkie wariacje (a takie już się zdarzały). Nie. Nie ściągajcie od nikogo pomysłów. Niestety to od razu widać, szczególnie jeśli pomysł na nazwę weźmiecie od kogoś naprawdę popularnego i się wyróżniającego. Dodanie kropeczki, myślnika nie pomoże, a tylko osłabi wasz wizerunek i to już na starcie. A tego przecież nie chcemy, prawda?

    Jak więc wymyślić idealną nazwę? Na to nie ma receptury. Jeśli macie już bloga, czy konto na Facebooku, czy jakąkolwiek inną formę działalności książkowej, pod którą jesteście znani, Instagram powinien być jej przedłużeniem. Całość powinna być spójna. Nie możecie być w każdym miejscu ukryci pod inną nazwą, bo wtedy nici z rozpoznawalności.

    Zapisuj pomysły, kombinuj, pomyśl o tym, co lubisz. Tak powstała moja nazwa. Siedziałam na lekcji wraz z moją klasą, gdy wymyśliliśmy Książki Dobre Jak Czekolada. To było proste. Miała być nazwa bloga książkowego, więc muszą być książki. A że to miał być MÓJ blog i miało być to widoczne z daleka, to musiałam połączyć literaturę z czymś, co naprawdę kocham. Czekolada była pierwszym i jedynym słusznym wyborem. Gdy padła ta nazwa, wszyscy wiedzieli, że TO JEST TO. Ta nazwa to JA, nikt inny, niemożliwa do podrobienia. Dlaczego czekolada? Bo ją kocham. Tak, kocham też inne rzeczy, ale blog nie mógł nazywać się Książki Dobre Jak Muzyka, Książki Dobre Jak Zumba, Książki Dobre Jak Ciasto Marchewkowe Mojej Babci, chociaż nad tym ostatnim wciąż się zastanawiam. ;)

    Nazwa musi być WASZA, musi być WAMI. Nie poddawajcie się, ale nie przesadzajcie. Nie chodzi o to, abyście nie sypiali po nocach, stale myśląc o idealnej nazwie. Wręcz przeciwnie. Być może pomysł Wam się przyśni, dlatego nie panikujcie. Po prostu zastanówcie się, jak wyróżnić się na tle konkurencji, która jest OGROMNA i stale rosnąca.

    2. Zdjęcie profilowe/avatar
    To drugi bardzo ważny element. U mnie nie było z tym już problemu, bo miałam logo z bloga, a że tak jak wspominałam wcześniej - Instagram miał być przedłużeniem bloga i tworzyć spójną całość - wybór był prosty. Ale pamiętam początki mojej strony internetowej. Logo, czy też nagłówek, to była masakra. Nie mogłam uzyskać tego, czego chciałam. Nie wspominając o szablonie, który nie chciał współpracować. Uh, okropne czasy.

    Co ustawić na zdjęcie profilowe? Tak naprawdę są trzy opcje:
    - logo
    - Wasze zdjęcie
    - zdjęcie książek WYKONANE PRZEZ WAS

    Dlaczego podkreślam WYKONANE PRZEZ WAS? Bo Instagram zna niejeden przypadek kradzieży zdjęć z Google, Pinteresta, Tumblra, Instagrama, itd, i chwalenia się nim jako swoim. Nie możecie sobie wziąć z internetu dowolnej grafiki i wykorzystywać jej jako znak wasz znak rozpoznawczy (tym jest wasze zdjęcie profilowe), czy też dodawać na profil jako wasze zdjęcie. To kradzież, a profile, które tak robią, są zgłaszane i często usuwane.

    Która z tych trzech wyżej wymienionych opcji jest najlepsza? Trudno powiedzieć. bardziejlubieksiazki oraz bjcczyta wybrały logo jako swój avatar. magicalreading i bibliofilem.byc mają siebie na zdjęciu profilowym. Natomiast maw.reads oraz kogellmogell zdecydowały się na jedno z wykonanych przez nie zdjęć i to też jest dobry wybór. Wszystko zależy od Was. Możecie też jak Emilka z weznieczytaj połączyć swoje zdjęcie z logo. Kto Wam zabroni?

    Moja rada. Bez względu na to, którą opcję wybierzecie i co ustawicie jako zdjęcie profilowe, nie zmieniajcie go co kilka dni. To jest Wasz znak rozpoznawczy, dlatego powinno być charakterystyczne, oryginalne, związane z Wami. Musicie dać czas odbiorcom, aby go zapamiętali i zaczęli rozpoznawać. Możecie je zmienić, oczywiście. Po prostu nie tak szybko! Gdybym ja teraz drastycznie zmieniła logo, musiałabym odczekać, aż wszyscy przyzwyczają się do nowego obrazka, a to wymaga czasu.

    Uwielbiam, kiedy bookstagramy mają jako avatar ustawione zdjęcie, książek czy też ich samych, jednak to ma jedną, ale sporą wadę. Kiedy przychodzi czas, że dany bookstagramer obejmuje patronatem książkę, najczęściej na jej tyle widnieje jego logo. I teraz sprawa jest prosta: logo weznieczytaj czy bjcczyta rozpoznam od razu, bo widzę je codziennie. Gorzej z logo kont, które zdecydowały się na ustawienie zdjęcia jako avatar. Okazuje się wtedy, że logo mają, owszem, ale większość nie kojarzy go.

    3. Bio/biografia
    Tutaj wiele do gadania nie ma (bo ograniczają nas znaki). Z pewnością nie jest to miejsce na podawanie swojej wagi czy wzrostu... Jednak wiek już jest milej widziany, choć wcale nie wymagany. To od Was zależy, co tu umieścicie.


    Biografia musi być krótka (bo mamy ograniczoną liczbę znaków), ale treściwa. Sztuką jest zwięźle przekazać to, co najważniejsze.

    Ja zdecydowałam się na imię, wiek, slogan i małą zachętę do wejścia na bloga. Pokazuje to, co jest u mnie oryginalne, co wyróżnia mnie na tle innych blogów, czyli oczywiście czekoladowa skala ocen. To ważne, aby wszędzie tam, gdzie tylko można, pokazać, że u mnie znajdziecie coś innego, coś wyjątkowego, dlatego warto do mnie zajrzeć.

    Instagram daje nam możliwość umieszczenie jednego aktywnego linku w bio. Ja dodałam tam odnośnik do bloga.  Poniżej możecie też utworzyć zakładkę z kontaktem i dodać email, telefon i adres. Ja dodałam tylko email, bo jest on wystarczający. Polecam zostawianie w tym miejscu emaili, ale nie zapominajcie o wspisaniu go też w bio. Dlaczego? Ponieważ na kompueterze Instagram nie wyświetla opcji kontaktu, tak jak na telefonie, a pracownicy wydawnictw, a także wszelkie inne osoby wyszukujące osób do współpracy najcześciej pracują na komputerach, nie telefonach. Wpisując email w bio, ułatwiacie im pracę. Jest to dla mnie nowość, ale kiedy tylko się tego dowiedziałam, zmieniałam bio, a liczba maili z propozycjami współpracy się zwiększyła.

    4. Wyróżnione relacje
    Dla mnie to jedna z najciekawszych rzeczy na Waszych kontach. Uwielbiam oglądać wyróżnione relacje. Dodajecie tam piękne zdjęcia z wakacji, pogadanki o książkach, unboxingi, informacje o trwających konkursach, możliwość pozostawienia pytania, pobrania planszy, itd.


    Wyróżnione relacje nie muszą (a nawet nie mogą!) być nudne. Postaw na kolory pasujące do avataru, wykorzystaj Canvę do robienia ikonek i gotowe!

    Fajnie, kiedy zadbacie o wygląd wyróżnionych relacji i nadacie im wizerunku ikonek. Tutaj możecie poszaleć. U mnie jest raczej skromnie, ale wiele kont zachwyca mnie swoimi ikonkami. Popatrzcie na swoje ulubione konta na instagramie i zwróćcie uwagę, co i w jaki sposób prezentują oni w wyróżnionych relacjach.

    5. Zdjęcia
    Przechodzimy do najważniejszej części konta na Instagramie. To zdjęcia robią całą robotę. A czasami myślę, że nawet nie same zdjęcia, a filtr!  Zapytacie, ale jak to? A tak to. Robię zdjęcia, nie jestem zadowolona z ich efektu, ale dodaję do nich mój ulubiony filtr i okazuje się, że wcale nie są takie złe. Ba! Dodaję je na Instagram i cieszy się większą popularnością niż zdjęcie, z którego byłam dumna i pracowałam nad nim dłuższy czas... Tak często się zdarza, ale nie pytajcie mnie dlaczego.

    To, co zauważyłam to fakt, że spójność jest ogromną zaletą. Kiedy przeglądam sobie konta, widzę jedynie dziewięć najnowszych zdjęć. I to te dziewięć zdjęć zadecyduje o tym, czy będę mieć ochotę przeglądać konto dalej, czy je zaobserwuje, czy się nim zainteresuje, czy też ucieknę i zapomnę o jego istnieniu. Wiele osób mówi, że lubi, gdy fotografie pasują do siebie, ale to nie znaczy, że mamy ciągle robić zdjęcia na takim samym tle (próbowałam, nie udało mi się to, ale mistrzynią tej sztuki jest ver.reads, która swoje zdjęcia robi jedynie na łóżku, w białej pościeli i uwierzcie mi, jestem w nich zakochana!) Jeśli tak jak ja, nie umiecie ograniczyć się do zdjęć na jednym tle, wybierzcie stały filtr i nie zmieniajcie go. Moje zdjęcia to wariacje. Różne miejsca, różne kolory, nic stałego poza właśnie filtrem, który robi tu całą robotę.

    Jedna ważna uwaga: jeśli nie chcecie, to nie trzymajcie się tego BOOKSTAGRAMA tak mocno. To tylko nazwa. Tak, ludzie obserwują Was głównie ze względu na książki, ale jeśli raz na jakiś czas pokażecie zdjęcie z wakacji, albo ze ślubu, czy innej fajnej imprezy, nic złego się nie stanie. Ludzie chcą Was poznać, chcą zobaczyć nie tylko, co czytacie, ale też co lubicie poza literaturą. Jednak nie przesadzajmy też w drugą stronę: nie chciałabym codziennie patrzeć, co jecie na śniadanie, w końcu zdecydowaliście się na tematykę książkową...


    Wszystko, co musicie zapamiętać z tego artykułu to fakt, jak ważna jest KREATYWNOŚĆ.
    Główna zasada co do zdjęć to: KREATYWNOŚĆ I ORYGINALNOŚĆ. A właściwie nie tyle do zdjęć, ile do całej Waszej działalności. Te dwie cechy musicie sobie wyryć w pamięci i traktować je bardzo poważnie. Możecie też je zignorować i powielać w 100% pomysłów z innych kont, ale ja na Instagramie, tak samo, jak w telewizji nie lubię oglądać powtórek. Nie wiem jak Wy. ;)

    Podoba Wam się jakieś zdjęcie? Zapiszcie je sobie. Podczas sesji, często otwieram sobie zapisane posty i inspiruję się. Nie, nie ściągam całego pomysłu, przerabiam go na swój. Ale się inspiruję. Tak na przykład było ze zdjęciami z serii #pluskamzmaw. maw.reads jakiś czas temu zdradziła na swoim blogu tajemnicę, jak wykonać pluskane zdjęcia, które uwielbiam. Okazało się, że przepis jest banalny i już następnego dnia chwyciłam kubek z kawą i mlekiem i zaczęłam pluskać. Przepadłam. Kocham ten rodzaj zdjęć. Tak, zainspirowała mnie Miłka, ale moje zdjęcia są zupełnie inne niż jej. Nie potrafię stworzyć takiego cudownego klimatu, ale pracuję nad tym, co nie znaczy, że kiedykolwiek skopiuję jej zdjęcie. To niewykonalne, Miłki styl jest nie do podrobienia.

    Link do artykułu Miłki o pluskanych zdjęciach. KLIK

    Wracając do stylów: ja swojego długo poszukiwałam. Konto ma niewiele ponad rok, ale przewija się tam kilkanaście zupełnie różnych etapów. Pierwsze zdjęcia były wykonywane właściwie jedynie w ogrodzie, były barwne i właściwie przedstawiały książki powtykane między doniczki z kwiatami. Zimą miałam nieudaną próbę z jednolitym tłem, dlatego zdjęcia są naprawdę kiepskie i nudne. Potem próbowałam zdjęć w pościeli i było super do momentu, w którym pościel trzeba było zmienić. Eksperymentowałam i to dużo. Często wprowadzałam zmiany. Dopiero w czerwcu odnalazłam to, co naprawdę mi się podoba, co nadaje moim zdjęciom MOJEGO charakteru. I jest to filtr. Wystarczy ograniczyć się do jednego filtra i można poszaleć z tematyką zdjęć.


    Kwieciste początki


    Spójnie, ale nudno


    Tu nawet nie wiem, co się wydarzyło...


    Różne zdjęcia, jeden filtr, spójna całość, a efekt mi się podoba. Nie potrzeba niczego więcej. Magia dobrze dobranego filtra.
    6. Statystyki
    Myślicie, że to nudne cyferki i wykresy? O nie, moi drodzy. Statystki to główne źródło wiedzy o naszym koncie. Na szczęście Instagram daje nam możliwość bardzo dokładnego zbadania sposobu, w jaki prowadzimy nasze konto. Możemy sprawdzić nie tylko, które zdjęcie jest najpopularniejsze, jeśli chodzi o serduszka, komentarze, czy wyświetlenia. A mogą to być trzy zupełnie różne zdjęcia. Potem należy się zastanowić, dlaczego pod tym zdjęciem tak wiele osób postanowiło zostawić komentarz, a pod innym nie? Jak mogę to zmienić? Jak mogę wykorzystać tę wiedzę?

    W statystykach znajdziecie też informację o Waszych obserwatorach. Dowiecie się, o której godzinie są najbardziej aktywni, w jakim są wieku, a nawet skąd pochodzą.

    Ciekawostka: nie zawsze najładniejsze, najlepsze, najbardziej oryginalne zdjęcie (Waszym zdaniem) jest tym, które zdobędzie najwięcej zaangażowania Waszych obserwatorów.

    Post, pod którym najchętniej się udzielaliście i jako jedyny ma ponad tysiąc serduszek to zdjęcie, które uważam za nieudane i miałam go nie dodać. Nie tak ono miało wyglądać. Długo z nim walczyłam, a i tak jestem z niego bardzo niezadowolona. Ani kolory, ani kompozycja, ani nic. A jednak dodałam je i proszę, to ono uzyskało tyle Waszego zainteresowania. Dlaczego? Bo tematyka, opis sprawił, że chcieliście dodać coś od siebie. A więcej komentarzy to więcej serduszek, więcej serduszek to wyższe miejsce na stronie głównej, a to więcej wyświetleń i większe zaangażowanie. Jak widać, nie samym zdjęciem człowiek na Instagramie się interesuje, a i opisem, dlatego warto postarać się i wyskrobać coś nie tyle ciekawego, ile angażującego odbiorców.



    Wyświetl ten post na Instagramie.


    Kto jest Waszym ulubionym autorem? Kogo książek macie najwięcej w swoich biblioteczkach? Moja mama ma pokaźną kolekcję powieści Remigiusza Mroza. A jej wybredna córka przeczytała tylko Hashtag. 🙈 Proszę o wybaczenie. 😂 Tak więc prezentuje się mój mrozowy stosik do przeczytania. 📚 To zdjęcie miało wyglądać tak idealnie, wyszło jak zwykle beznadziejnie, ale mniejsza 😂 Jeśli kogoś interesuje mój pierwszy dzień w Warszawie, uważam go za udany. "Zabłądziłam" tylko dwa razy, ale to w normie 😂 #czytamy#czytanie#polishbookstagram#lubieczytac#inspiremyinstagram#czytambokocham#czytanierozwija#czytajpolsko#bookholic#bibliophile#readingtime#bookaddict#readingissexy#booktoday#bookkeeping#bookalicious#booknookstagram#bookobsession#bookseverywhere#booksaddicted#remigiuszmróz
    Post udostępniony przez Książki Dobre Jak Czekolada (@ksiazkidobrejakczekolada) Sie 1, 2018 o 10:31 PDT

    Omówiliśmy chyba już wszystko, ale
    jak zacząć?
    Zdradzę Wam, jak wyglądało to u mnie. To nie jest recepta na udane konto, ale może pomoże to Wam.
    Pierwsze zdjęcie dodałam 2 października. Były to pierwsze urodziny bloga. Jednak samo konto na Instagramie założyłam w czerwcu i od tego czasu nad nim pracowałam. Komentowałam zdjęcia u innych, pojawiałam się, tworzyłam na moim koncie aurę tajemnicy i oczekiwania. Wykorzystywałam relację, by odliczać dni do daty oficjalnego wystartowania z kontem. Nie było jeszcze żadnego posta, a ludzie przybywali, interesowali się moim Instagramem, nie mogli się doczekać października. To było szalone. A mój blog i Facebook wcale nie były wtedy popularne. Tworzyłam to konto od początku z Wami, pozwoliłam Wam na obserwowanie mojego startu, dałam Wam możliwość odliczania dni do pierwszego zdjęcia, a to Was cieszyło. I tak to zadziałało. ;)

    Mnie nikt nie reklamował, nie polecał. Nie było jakiegoś popularnego konta, które by powiedziało: EJ ZNALAZŁAM TAKIE SUPER KONTO, ZAJRZYJCIE TAM. Nie. Wiem, że to pomaga, ale zdarza się niezwykle rzadko. Nie wykupywałam też promocji na Instagramie. Wszystko stworzyłam własnymi siłami i wciąż uważam, że główną przyczyną tej "popularności" jest oryginalna nazwa. Nie zdjęcia, nie recenzje, nie konkursy.

    Nie wklejam pod zdjęciami spamowych komentarzy, żeby się wypromować. Nie bawię się w follow/unfollow. I polecam Wam tego typu zachowań, bo to zraża do Was ludzi.

    Zapytacie, a dlaczego obserwujesz tak mało osób. A no, bo uwielbiam być w stałym kontakcie z kontami, które obserwuje. Każdego dnia do nich zaglądam i nie tylko podziwiam i serduszkuje zdjęcia, ale udzielam się u nich. Komentuje, odpowiadam na relację, jestem aktywna. Obserwując dwa tysiące osób, nie byłabym w stanie być częścią tej społeczności. Nie pamiętałabym tam dobrze Waszych nazw, nie kojarzyłabym, co aktualnie czytacie.  Obserwuję konta, które naprawdę lubię. Oczywiście sympatia nie rodzi się w trzy sekundy. Czasami podobają mi się kogoś zdjęcia, daję follow, ale jeśli po jakimś czasie nie zrodzi się chemia między mną a tym kontem, jeśli coś mnie tam irytuje, daję unfollow. Chodzi o to, abym cieszyła się każdym Waszym zdjęciem, a nie włączając Instagrama, myślała O NIE, ZNOWU ONA...

    Co Instagram lubi:
    Hashtagi
    Po coś w końcu one są prawda? Warto je dodawać, bo wiele osób przegląda interesujące je hashtagi i wyszukują pięknych zdjęć. W ten sposób mogą trafić na Wasze konto. Nie odbierajcie sobie szansy trafienia do większej liczy osób. Jednak pamiętajcie, że hashtagi powinny odnosić się do tematyki zdjęcia. Nie pisz #stół, jeśli dodajesz zdjęcie książki. To proste. Używaj raczej małych hashtagów (do 500 tysięcy zdjęć, jeśli jesteś małym kontem), ponieważ łatwiej w nich się wybić. Popularne hashtagi mają nawet milion postów, a nowe zdjęcia pojawiają się co kilka sekund. Praktycznie nie ma szans, aby trafić do najlepszych zdjęć w tak obleganym hashtagu. Małe hashtagi mają duży potencjał.

    Wyzwania
    Niektórzy organizują konkursy fotograficzne albo wyzwania o określonej tematyce. Warto w nich brać udział nie tylko ze względu na potencjalną wygraną, ale na zwrócenie uwagi. To kolejna szansa na zaistnienie i pokazanie się szerszej grupie odbiorców. Nie chowaj się w swojej skorupie, pokaż światu swoje konto.

    Promowanie
    Jeśli podoba Wam się jakieś konto, a uważacie, że jest niedoceniane, pomóżcie mu. Pokażcie swoim obserwatorom zdjęcia tej osoby. Mała rzecz a cieszy. Ja lubię co jakiś czas (CO JAKIŚ CZAS, A NIE KAŻDEGO DNIA PO 58515878952 UDOSTĘPNIEŃ KONT, BO TO JUŻ JEST SPAM) pokazać Wam moje nowe odkrycie, albo po prostu bookstagramy, które sobie cenię.

    Czego nie lubimy na Instagramie?
    Oznaczania kont na zdjęciach, które nie mają nic z tymi kontami wspólnego.
    Oznacz mnie, kiedy dodajesz zdjęcie mojego patronatu, kiedy sfotografowałeś coś związanego ze mną, książkę ode mnie, zakładki, cokolwiek. Nie oznaczaj mnie tylko po to, bym weszła na twoje konto, bo takich zachowań nie lubię i nie jestem jedyna.

    Kupowania followersów
    To nie ma sensu. Tak, będziesz miał więcej followersów, ale to są sztuczne konta. One nie skomentują ci zdjęcia, nie udzielą się w ankiecie, nie napiszą niczego od siebie, nie polubią nawet zdjęcia! A przecież na Instagramie o to chodzi - o kontakt. Uwielbiam czytać Wasze komentarze, odpowiedzi na relacje, wiadomości. Uwielbiam prowadzić z Wami dyskusję, dostawać od Was polecenia książek, albo dowiadywać się, że przeczytaliście coś z mojego polecenia. Kupując followersy, odbieracie sobie szansę na budowanie relacji z odbiorcami, bo boty nie są ludźmi i w końcu zauważycie, że na Waszym koncie mimo okrągłej liczby followersów, wieje pustką i nudą...
    Nie wspomnę już o tym, że coraz częściej wydawnictwa sprawdzają konta, pod względem autentyczności odbiorców, ich zaangażowania, itd. Naprawdę w bardzo łatwy sposób mogą sprawdzić, czy jesteście uczciwi. Przecież żadne wydawnictwo wydające książki w Polsce, nie ma grupy docelowej z Turcji, Egiptu czy innego zakątka poza Polską. Wydawnictwo wybierze do współpracy konto, które obserwują Polacy i często z określonymi preferencjami co do płci, wieku, zainteresowań itd. Książki dla młodzieży powinno reklamować konto obserwowane przez nastolatków, a nie osoby po 50-tce.

    Wasze pytania
    Jak zacząć?
    Myślę, że cały post to odpowiedź na to pytanie, a przynajmniej starałam się, aby nią był. Przemyśl, jak chcesz, aby wyglądał twój Instagram. Zaplanuj wszystko i powoli realizuj swoje punkty.

    Jak mieć dużo obserwatorów?
    Dobre pytanie. Kiedy już konto ruszy, raczej nie zastanawiamy się nad tym. Ale przypomnijmy sobie początki: wtedy to jedno z najczęstszych pytań, które nas dręczą. Jak "rozhulać" konto? Udzielać się u innych. Pokazywać się. Pomyśl w ten sposób: ludzie nie mają pojęcia, że Twoje konto istnieje. Musisz do nich dotrzeć, zaprezentować się z dobrej strony i udowodnić, że warto do Ciebie zajrzeć i zostać. Zawsze dobrym pomysłem jest bycie aktywnym wśród bookstagramów. Nie tyle lajkować posty, ile komentować, odpowiadać na komentarze, dyskutować. Kiedy ktoś skomentuje mi zdjęcie, zaglądam do niego, przeglądam zdjęcia, a jeśli mi się spodoba, zaobserwuje. I tak robi większość osób, dlatego warto przejrzeć książkowe hashtagi i poudzielać się pod zdjęciami. Tylko nie zrozumcie mnie źle: to mają być komentarze odnoszące się do opisu, tematyki dodanego zdjęcia, być może odpowiedź na zadane pytanie w opisie. Żeby Wam nie przyszło do głowy wklejanie wszędzie komentarzy typu "SUPER KONTO, ZAJRZYJ DO MNIE", bo tego typu treści spora część użytkowników Instagrama zgłasza jako spam, a to początek do nieprzyjemności.

    Dobrym pomysłem jest też pokazać swoją działalność wśród przyjaciół, bliskich, zaufanych osób. Z pewnością zaobserwują Wasze konto i będą Was wspierać, co na początku działalności jest bardzo potrzebne.

    Oczywiście ruch na Waszym koncie wywoła też zorganizowanie konkursu, rozdania, ale zanim je zrobicie, poczytajcie w internecie, jak zrobić to zgodnie z prawem.

    Przypomnę to, co napisałam kilka linijek wyżej. Promujcie małe konta, pomagajcie im, przypomnijcie sobie, jak trudne są początki.

    Co z opisami do postów?
    Kwestia gustu. Podobno użytkownicy Instagrama preferują dłuższe posty, ale to nie znaczy, że niczym blogerki lajfstajlowe masz pisać rozprawkę pod każdym zdjęciem. To Twój wybór. Nie ważne ILE napiszesz, ważne CO napiszesz. Pisz ciekawie, zadawaj pytania, rozpoczynaj dyskusje. W ten sposób zaangażujesz obserwatorów do aktywności.

    W jaki sposób zachęcić obserwatorów do komentowania i udzielania się na twoim profilu?
    Żebym ja to wiedziała... Aktualnie jest to chyba moja największa zmora i problem, z którym nie mogę sobie poradzić. Trzeba pisać ciekawe treści, zdjęcie też powinno zachęcić. Czasami wpadnę na super (według mnie) pomysł na opis pod zdjęciem, jakieś pytanie, które powinno wywołać ogromny ruch itd, a pod postem jest tak pusto, że słychać świerszcze... Nie wiem, od czego to zależy, wciąż próbuję to rozpracować i Wy też kombinujcie, to jedyne, co teraz mogę doradzić. Być może znajdziecie w tym jakąś zasadę. Na pewno pomaga publikowanie w godzinach największego ruchu na Instagramie (możecie to sprawdzić w statystykach). Planując post, zastanówcie się, czy Wy byście dali temu zdjęciu serduszko, czy przyciąga ono Waszą uwagę, czy zachęca do przeczytania opisu, a sam opis, czy sprawia, że chce Wam się pisać komentarz. Jeśli nie, należy coś zmienić.

    Ilu miałaś obserwatorów, kiedy dostałaś pierwszą współpracę?
    Przypomnę, że Instagrama założyłam w pierwsze urodziny bloga. To był październik, a ja pierwszą współpracę miałam w maju, czyli blog miał wtedy pół roku. Nie pamiętam dokładnie, ale bloga z pewnością nie obserwowało dużo osób. Ważniejsze były wtedy komentarze pod postami, wyświetlenia. 

    Natomiast kiedy założyłam Instagrama, to współprac przybyło od razu. Bo wydawnictwa widziały, że blog się rozwija, stale przybywa czytelników. Kiedy nie macie bloga i wydawnictwo skupia się jedynie na Waszym bookstagramie, patrzą na liczbę followersów, ale też na zaangażowanie obserwatorów pod zdjęciami. Często wydawnictwa na swoich Instagramach ogłaszają, że szukają recenzentów do danej książki i piszą, ile trzeba mieć obserwatorów, aby być branym pod uwagę. Różne są liczby. Widziałam 500, 1000, 2000, a nawet 3000 obserwujących. To kwestia indywidualna wydawnictwa.

    Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, zostawcie je w komentarzu pod tym postem lub na Instagramie.


    Wiem, nagadałam się. Podejrzewam, że nie ze wszystkim się zgodzicie i nie musicie. To, co zadziałało u mnie, niekoniecznie sprawdzi się u Was. Ale to, co chciałabym, abyście wynieśli z tego posta to potrzeba tworzenia oryginalnych i kreatywnych treści. Bądźcie sobą, nie udawajcie i nie kopiujcie innych. Autentyczność popłaca, uwierzcie mi. Czasami warto pomyśleć trochę dłużej, zaplanować krok po kroku założenie konta, niż zakładać od razu, dodać pierwsze zdjęcie i zastanawiać się co dalej. Jestem fanką zorganizowanej pracy i mam nadzieję, że zachęciłam Was do zaplanowania sobie działalności na Instagramie.

    Dziękuję, że dobrnęliście do końca. Mam nadzieję, że przydadzą Wam się moje rady. Życzę powodzenia w prowadzeniu bookstagramów. :)

    Jeśli interesuje Was tematyka bookstagrama, zapraszam do obejrzenia 10 moich lekcji z bookstagrama. Wszystkie są zapisane w wyróżnionych stories na moim profilu na Instagramie. Kliknij tutaj, aby zajrzeć na moje konto i odnaleźć lekcje.

    bookstagram


    Share
    Tweet
    Pin
    16 komentarze

    (...) wiedz, że mi przykro, ale nie bądź na mnie zły, że znowu to wszystko przeżywam. Zostawiłeś mi tylko przeszłość.

    Tak to się wszystko zaczyna - od końca. "Zostawiłeś mi tylko przeszłość" rozpoczyna się tragicznym wydarzeniem, jakim jest śmierć Theo, najbliższej osoby Griffina. Griffin opowiada nam historię jego i Theo, zdradza nam krok po kroku, co doprowadziło do tej tragedii. To jego forma terapii, pisanie pomaga mu poradzić sobie z faktem, że już nigdy nie ujrzy Theo, dlatego często zwraca się bezpośrednio do przyjaciela.

    Byli tylko nastolatkami, kiedy wydarzyła się ta tragedia. Byli tylko dziećmi, kiedy zrozumieli, że są sobie bliżsi, niż im się wydaje. Theo i Griffin znali się od zawsze, ale w pewnym momencie ich życia, kiedy powoli stawali się świadomi swoich uczuć, wyznali, że łączy ich coś więcej i są homoseksualni.

    Adam Silvera stworzył niezwykle interesujące, wielowymiarowe postacie. Opisał nam je tak szczegółowo, że mam wrażenie, że istnieją naprawdę, a ja dobrze ich znam. Griffin cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, liczby nieparzyste (z kilkoma wyjątkami) napawają go strachem. Gdybyś poszedł z nim na spacer, Griffin byłby po Twojej lewej stronie, bo tylko wtedy dobrze by się czuł. Dlatego też zawsze siada z tyłu auta, a nie na miejscu pasażera. Jednak jego choroba nie definiuje całego Griffina. Na tego nastoletniego chłopca składa się także jego uwielbienie do Harry'ego Pottera oraz miłość do Theo.

    Theo natomiast jest fanem Gwiezdnych Wojen. Wolny czas spędza, układając puzzle i tworząc zabawne historie na temat obrazków, jakie przedstawiają układanki. Ponadto wierzy, że jest wiele alternatywnych światów. Być może w jednym z nich jest żywy, jest szczęśliwy i wciąż jest z Griffinem.

    W rzeczywistości jednak wszystko zepsuło się, kiedy Theo wyjechał na studia, gdzie rozpoczął nowe życie bez Griffina i zakochał się w Jacksonie.

    Kiedy na pogrzebie spotykają się dwie osoby, dla których Theo był całym światem, może być to początek tragedii. A być może jest to zapowiedź czegoś nowego. Z pewnością, tylko Jackson może zrozumieć ból Griffina.

    Griffin opowiada nam, co działo się, kiedy Theo jeszcze żył, przeplatając z tym, co dzieje się teraz, z jego życiem bez Theo. W ten sposób powoli docieramy do prawdy o śmierci Theo. A jest to naprawdę bolesny moment w tej książce.

    "Zostawiłeś mi tylko przeszłość" to powieść o tym, jak poradzić sobie po utracie najcenniejszego skarbu w życiu - miłości. I odpowiedź na pytanie, czy złamane serce może pokochać jeszcze raz.

    Adam Silvera stworzył kolejną książkę o tematyce LGBT. Po "Raczej szczęśliwy niż nie" wszyscy czekali na następną jego historię. I oto ona. Bolesna, wzruszająca, łamiąca serca. A jednocześnie z trudem się w nią wciągnęłam. Akcja była powolna, nieco zbyt powolna, ale być może taka musiała być ze względu na ładunek emocjonalny, który zawierała ta książka. 

    Miłość to miłość. To wydaje się proste i oczywiste, a jednak uczucie Theo i Griffina musiało stanąć przed wieloma wyzwaniami, co nie było dla nich łatwe, szczególnie że byli tak młodymi ludźmi. Czytelnik w tej książce przeczyta o wielu sytuacjach, które wydadzą mu się zbyt okrutne dla bohaterów, których szybko polubi. Wraz z nimi będzie przeżywał każdą chwilę. Będzie z nimi cieszył się, ale i płakał. Będzie im kibicował, a potem będzie odczuwał dumę.

    Adam Silvera pisze bardzo emocjonalnie. Potrafi szybko stworzyć więź między bohaterami a czytelnikiem. Nie boi się trudnych tematów. Wie, że są to sprawy, które młodzież musi sobie przemyśleć, a on ich do tego skłania za pomocą ciekawej historii i bardzo realistycznych postaci.

    A jednak ta powolna akcja, czasami nuda oraz styl, który wymaga odrobiny poprawek, sprawiają, że nie mogę być w pełni zadowolona z tej książki. Co nie zmienia faktu, że doceniam autora i jego misję, jaką jest rozmowa z młodymi ludźmi o seksualności.

    Przyznaję trzy kostki czekolady.

    Czytaliście jakieś inne książki o tematyce LGBT?
    Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
    Share
    Tweet
    Pin
    9 komentarze

    To była historia jak z bajki. Poznali się w zabawnych okolicznościach w rodzinnym mieście, spędzili ze sobą dzień, który dla obojga z nich był trudny. Pozwolili sobie cieszyć się chwilą i robili tak przez siedem cudownych dni. Nie znali się dobrze, ale mieli wrażenie, że znają się od zawsze. Nie chcieli się rozstawać, dlatego obiecali sobie, że kiedy on wróci z wakacji w Hiszpanii, od razu się spotkają.

    Jednak bajka się skończyła, a on się nie odezwał.

    Sarah i Eddie przeżyli razem przez siedem dni więcej niż przez całe życie oddzielnie. Byli dla siebie stworzeni i wiedzieli to. Uczucie między nimi było niezaprzeczalne. Jak mogliby zignorować coś tak realnego? Tak potężnego?

    Sarah wierzyła w zapewnienia Eddiego, że gdy tylko wróci z urlopu, skontaktuje się z nią. Zaplanują przeprowadzkę, rozpoczną wspólne życie. Nie chciał wyjeżdżać na te wakacje, ale wszystko było już opłacone, szkoda byłoby to zmarnować. Wiedzieli, że spędzą ze sobą resztę życia, dlatego nie bali się tej krótkiej rozłąki.

    A jednak przez cały wyjazd Eddie nie odezwał się ani słowem do Sarah. Zadurzona w nim po uszy kobieta była w stanie mu to wybaczyć. Lecz gdy jego urlop dobiegł końca, nadszedł dzień, w którym mieli się spotkać, a on wciąż uparcie milczał i nie pojawił się, Sarah zaczęła się martwić.

    Przecież nie mógł się nią jedynie zabawić. Przecież to było, to JEST na poważnie. Zagubiona kobieta rozpoczęła na własną rękę małe poszukiwania. Okazało się, że Eddie od momentu ich rozstania nie logował się do internetu. Nikt nie widział go od tamtego czasu. Co stało się jej ukochanemu?

    A może Sarah przesadza? Może tylko ona czuła podniosłość ich uczucia? Może Eddie po prostu się nią zabawił, a ona nie mogąc się z tym pogodzić, wymyśla niestworzone scenariusze?

    Prawda jest nieprzewidywalna i brutalna. Złamie serce nie tylko Sarah, ale i Wam.

    "Bez słowa" zaskoczyło mnie całą gamą uczuć, jaką wzbudziła we mnie ta książka. Nie spodziewałam się, tak wzruszającej i zaskakującej opowieści. To historia o przeznaczeniu, karmie, losach, które są pogmatwane i zawiłe. Nic nie dzieje się przypadkiem. 

    Jestem pełna podziwu dla postaci Sarah. Nie jedna osoba na jej miejscu poddałaby się już wiele razy. Ona jednak niestrudzenie walczyła. Romantyczna cząstka mnie była zachwycona losami Sarah i Eddiego, jednak potem wszystko się skomplikowało i miałam złamane serce.

    W tej książce ważne są też postacie drugoplanowe oraz wątki poboczne. Poznacie bliżej fundację, która zatrudnia klaunów do pocieszania dzieci w hospicjach. Przeczytacie o przyjaciółce Sarah, która od lat stara się o dziecko, jednak wciąż to się nie udaje. Opada z sił, jest pozbawiona nadziei. Czy istnieje dla niej jeszcze choćby maleńka szansa na szczęśliwe życie bez potomka?

    Koniecznie przeczytajcie "Bez słowa", bo ta niepozorna historia, zawierająca elementy romansu i thrillera, wstrząśnie waszym światem i nie pozwoli oderwać się od książki.

    Za możliwość przeczytania "Bez słowa" dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

    Premiera 1 października.


    Share
    Tweet
    Pin
    6 komentarze

    Niczego nie ukryjesz. Wszystko, co zrobisz, każda twoja decyzja, odciśnie się nie tylko na twojej duszy, ale i na twoim ciele. W tym świecie tatuaże są nieodłączną częścią życia człowieka. Narodziny, nadanie imienia, pierwszy tatuaż. Taka jest kolej rzeczy. Drzewo genologiczne na plecach. Przewinienia, występki, edukacja i umiejętności na dłoniach. Tatuaż małżeński na pośladku. 

    Witaj w świecie, gdzie nikt nie ma nic do ukrycia.

    Leora właśnie wkracza w dorosłe życie, jednak ten ważny moment w jej życiu odbywa się w cieniu tragedii, jaką jest śmierć jej ojca. Dziewczyna nie jest przerażona jego odejściem, po prostu pragnie, aby było już po ceremonii ważenia dusz i aby mogła mieć tatę z powrotem w domu. Jakim cudem, zapytacie? Kiedy człowiek umiera, jego skóra pełna tatuaży przerabiana jest na księgę, która po odczytaniu jest ważona. To wtedy zapada decyzja, czy zmarły był dobry i może wrócić do domu w postaci książki, czy też zasługuje na karę, jaką jest spalenie na oczach bliskich.

    (...) w życiu chodzi o zbieranie symboli, aż w końcu się umrze. A potem człowiek staje się księgą albo zostaje spalony.

    To naturalna kolej rzeczy, do której Leora przywykła, dla niej tak wygląda życie. Tatuaże są niezwykle ważne, dzięki nim dusza może być wolna, ludzie wszystko o tobie wiedzą. Dziewczyna jest tak zafascynowana tą dziedziną sztuki, że gdy kończy szkołę, decyduje się na zostanie tatuatorką i rozpoczyna staż przygotowujący ją do tego zawodu. Jednak w tym czasie wychodzą na wierzch informacje ukrywane przez całe życie Leory, a czytanie księgi ojca się przedłuża. Czyżby dziewczyna była przez całe życie okłamywana? Czy ukochany ojciec, wzór prawego obywatela, miał drugie oblicze, pilnie skrywane przed córką?

    Życiem Leory zatrzęsie, a solidne podstawy, za jakie uważała zasady, którymi kierowała się przez wszystkie lata, runą w jednej chwili. Co skryli przed córką jej rodzice?

    (...) czy jeden zły uczynek może naprawdę przekreślić dobrego człowieka?
    Po raz pierwszy w życiu wątpię w moją wiarę i to mnie przeraża.
    Po raz pierwszy chcę zmienić zasady.
    I po raz pierwszy zastanawiam się, czy ma znaczenie to, co znajduje się na twojej skórze, jeśli stawką jest dusza?

    Osoby, które są tu ze mną od dłuższego czasu, wiedzą, że najbardziej sobie cenię oryginalność. To dla mnie istotne, by autor wniósł swoją książką pewną dozę świeżości do literatury. Alice Broadway, której "Tusz" jest debiutem, zrobiła to fantastycznie. Pomysł na utopijny, fantastyczny świat zasługuje na ogromne brawa. Autorka nie tylko przybliżyła nam sztukę tatuowania i rzuciła na nią nowe światło, ale i poruszyła temat bycia dobrym człowiekiem. Historia Leory zmusza do przemyślenia, czy w życie jest czarno-białe. Czy jest tylko dobro i zło. Czy nie ma odcieni szarości. Czy decyzja o tym, co jest w porządku, a co nie, jest zawsze prosta i oczywista. To ważny temat, dlatego cieszę się, że został on "przemycony" do literatury młodzieżowej w tak oryginalny sposób.

    To, co sprawiło, że musiałam dłużej zastanowić się nad oceną tej powieści, to drastyczne sceny. Niestety wydaje mi się, że jest ich nieco zbyt dużo, a może są po prostu zbyt szczegółowo opisane, jak na książkę dla młodych czytelników. Opis zdzierania z człowieka skóry nie brzmi zbyt przyjemnie, a ja, mimo że nastolatką już nie jestem, krzywiłam się z bólu. Doszłam jednak do wniosku, że autorka postanowiła zostawić to w nieco okrutnej formie, aby pokazać czytelnikom jak najbardziej realnie tę historię. Tu nie było miejsca na ogólniki.

    Ważną częścią "Tuszu" są bajki. Jeśli wczytacie się uważnie, możecie rozpoznać tam baśnie, które poznaliście w dzieciństwie. Alice Broadway świetnie je wplotła w tę książkę, za co muszę ją pochwalić.

    Komplementy należą się również grafikowi, zajmującemu się zaprojektowaniem okładki "Tuszu". Jest przepiękna. Na zdjęciu tego nie widać, ale uwierzcie mi, wspaniale lśni w słońcu. Jest bogato zdobiona, a jednocześnie nie jest przesadzona, a w dodatku świetnie oddaje charakter tej powieści. Brawo.

    Jak widzicie "Tusz" warto przeczytać. Uważam, że czytelnik w każdym wieku znajdzie w tej książce coś dla siebie. Pisząc tę recenzję, dowiedziałam się, że to nie jest koniec przygód Leory, co bardzo mnie cieszy. "Tusz" nagradzam czterema kostkami czekolady i wyczekuję wieści o premierze kontynuacji. 

    Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
    Share
    Tweet
    Pin
    7 komentarze

    Trzeci tom przygód Magdy, Feliksa i Mateusza jak zawsze rozpoczyna się mocnym wstępem. Akcja od początku jest wartka i czytelnik musi mieć się na baczności - demonów jest coraz więcej i kryją się w każdym kącie. Jednak w trzeciej części walka z potworami to nie przelewki. Tym razem zagrożenie rzuca cień na całą ludzkość. Na ziemi pojawia się bóg krainy zmarłych i pragnie, by ludzie znowu się bali. Przez lata zapomnieli, że nie są sami na tym świecie, zapomnieli, że ciemność nie jest ich przyjacielem, ale to ma się zmienić. Gdy trzynasty księżyc zalśni na niebie, cała armia demonów wyjdzie z Nawi. Nasza trójka słowiańskich superbohaterów stanie przed ogromnym wyzwaniem. Czy podołają? Czy są w stanie uratować ludzkość? 

    W tej części najbardziej podobało mi się to, jak autorka wykorzystała postać Pierwszego. Szantażowana Magda spędza z nim coraz więcej czasu, a pierwszy żniwiarz przypomina mi nieco takiego bad boy'a z książek new adult. ;) Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że naszą Magdalenę coś ciągnie do podstępnego żniwiarza i mimo że ogromnie pragnie go zabić, to jednak coś jest na rzeczy. A poczciwy Mateusz zamartwia się, czekając na powrót ukochanej... Aj aj aj, dziewczyno, co ty wyprawiasz?

    Wiele osób mówiło, że pierwszy tom jest najlepszy, a im dalej, tym gorzej. Moja opinia jest inna. Z każdym tomem, coraz bardziej zagłębiałam się w losy mieszkańców Wiatrołomu, z napięciem czytałam opisy walk z demonami i obawiałam się o ich życie. W tej części znowu cioteczka mnie rozbawiła, a sąsiadka Krystyna zaskoczyła, kiedy to zaatakowała książką... A co ja Wam będę pisać, sami przeczytajcie i dowiedzcie się, co tam się wydarzyło. 

    Naprawdę polubiłam tę serię, choć nie była taka, jak się spodziewałam. To była niespodzianka, ale bardzo pozytywna. Nie mogę już się doczekać kolejnego tomu, choć na niego będziemy musieli jeszcze trochę poczekać... Przyznaję trzy kostki czekolady i próbuję cierpliwie wyczekiwać wieści o kolejnym tomie.

    A! Jak mogłam o tym nie wspomnieć! Czy Wy widzieliście te okładki?! To jest cudo! Nie wiem, jakim cudem nie pozachwycałam się nimi w recenzjach poprzednich tomów, ale już to nadrabiam. ;)

    Za możliwość zrecenzowania całej serii "Żniwiarz" dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    Magda wraca do żywych. Musi zmierzyć się ze swoim nowym wcieleniem, jest bowiem żniwiarzem. Jej powrót do Wiatrołomu, rodzinnej wsi, sprawia, że bliscy wreszcie mogą odetchnąć z ulgą. Magda ma cel i zamierza go osiągnąć za wszelką cenę. Obiecuje sobie zemstę na Pierwszym i nic nie jest w stanie stanąć jej na przeszkodzie. Jest gotowa do wszelkich poświęceń, byleby dorwać w swoje ręce tego, który odebrał jej życie. To dlatego pozwala Mateuszowi ponownie wkroczyć w jej życie - wierzy, że chłopak może jej pomóc odnaleźć Pierwszego.

    W międzyczasie Magda musi oswoić się nie tylko ze swoim nowym wyglądem, osobowością, ale i wspomnieniami z momentu śmierci dziewczyny, której ciało przejęła. To jej pierwsze miesiące w roli żniwiarza i wszystko jest dla niej nowe. Jednak nie ma zbyt wiele czasu na dochodzenie do siebie, we wsi pojawiają się nowe upiory, a mieszkańcy potrzebują ochrony.

    Jakby tego było mało, po rodzinny spadek upomina się zapomniana siostra ciotki Magdy. Wraz ze swoimi wnukami wnosi do miasta nieco chaosu. Magda i Feliks nie mają pojęcia, co to nuda.

    Przyznam szczerze, że drugi tom porwał mnie bardziej niż pierwszy. Nienawiść między Magdą a Mateuszem mnie bawiła (powinnam się leczyć, ale wiecie od nienawiści o krok do miłości ;)), a rodzinne perypetie i tajemnice, które wyszły za sprawą sprowadzenia do książki nowych postaci, sprawiły, że akcja stała się jeszcze ciekawsza. I tym razem nie było tego "bałaganu", który przeszkadzał mi w pierwszym tomie. Druga część jest lepiej napisana, widać, że autorka odnalazła w tym wszystkim swój pomysł na tę historię i świetnie go realizuje. Pozostał mi trzeci tom, ale z tego, co wiem, to jeszcze nie jest koniec tej serii. :)




    Za możliwość zrecenzowania całej serii dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

    Share
    Tweet
    Pin
    7 komentarze

    O serii "Żniwiarz" jest i będzie głośno. To kolejne moje spotkanie z elementami naszej słowiańskiej kultury w książkach. Spuścizna, którą zostawili nam Słowianie, jest fascynująca, a ich legendy niezwykle ciekawe. W szkołach jednak wciąż skupiamy się na mitologii greckiej i rzymskiej, często pomijając to, co jest nam bliskie. Cieszy mnie fakt, że autorzy książek z elementami fantasy coraz chętniej wplatają w swoje historie, słowiańskie legendy.

    Zmory gnębiły ludzi w nocy, wysysając ze śpiących krew, upiory powstawały ze swych mogił, aby zabijać, wisielce nawiedzały miejsca, w których zostały pochowane, a widy włóczyły się po świecie, nie mogąc zaznać spokoju.

    Jak widzicie, ciemność skrywa w sobie naprawdę wiele niebezpieczeństw. Przed tymi wszystkimi koszmarami, ludzkość chronią żniwiarze, odsyłając mary do Nawii, gdzie było ich miejsce, często ryzykują własne życie. Jednak to, co musicie wiedzieć o naszych słowiańskich bohaterach to fakt, że właściwie są oni nieśmiertelni. Umierają, odczuwają wtedy prawdziwy ból, jednak po jakimś czasie wracają do życia, w nowym ciele. Potrzebują chwili, by przyzwyczaić się do nowej osobowości, jednak to nie jest wysoka cena za długoletnie życie.

    Magdalena to dwudziestolatka, która zajmuje się rodzinnym interesem. Za dnia opiekuje się księgarnią, oczkiem w głowie jej rodziców. Nocą zaś pomaga swojemu wujkowi żniwiarzowi w tym, co naprawdę ją pasjonuje - łapaniu demonów. Tak tak, dobrze słyszycie. Magda najczęściej odbiera telefony od przerażonych mieszkańców, wzywa swojego wujka Feliksa do akcji, a sama błaga go, aby zabrał ją ze sobą do pracy. Niestety, Feliks stara się chronić Magdę i nie pozwala jej brać udziału w tak niebezpiecznych zajęciach. Dziewczyna jest jednak nieugięta i wreszcie odgrywa ważną rolę w ochronie ludzkości. W tym czasie poznaje też Mateusza, chłopaka, który pochodzi z innej miejscowości i nie ma pojęcia o żniwiarzach i wszystkich potworach. Magdalena zbliża się do niego i jego zwyczajnego życia, tak innego od jej. Jednak czy ta dwójka może stworzyć prawdziwą i trwałą relację, biorąc pod uwagę fakt, jak różnią się ich światy?

    W tej książce dzieje się naprawdę sporo jednak mam wrażenie, że akcja jest bardzo nierównomierna - raz usypiała mnie, a na koniec pędziła tak szybko, że nie mogłam połapać się, co właściwie się dzieje. Poza tym po tak wielu pozytywnych recenzjach oczekiwałam czegoś bardziej WOW. Nie zrozumcie mnie źle - ta historia mi się podobała i sięgnę po kolejne tomy, jednak nie zakochałam się w tej książce. Brakowało mi tu czegoś, może jestem po prostu już zbyt wybredna. ;)

    Z pewnością duży plus daję za nawiązanie do słowiańskiej kultury, a przy tym za osadzenie akcji w teraźniejszości. Magdalena jest moją rówieśniczką, a biega po cmentarzu ze swoim wujkiem i łapie demony. To zabawne wyobrażać sobie, że wieś ze "Żniwiarza" istnieje gdzieś w Polsce, a jego mieszkańcy walczą ze zmarami. Okej, może niezabawne... ;)

    To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Pauliny Hendel, ale jeszcze nie ostatnie. Na mnie czekają już dwa kolejne tomy tej serii. Recenzje już wkrótce na blogu. A tymczasem przyznaję pierwszemu tomowi trzy kostki czekolady i chwytam w ręce kolejną część. A wy, przeczytaliście już tę serię? Jak wrażenia?

    Za możliwość przeczytania całej serii "Żniwiarz" dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.





    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze
    Nowsze Posty
    Starsze Posty

    Bookstagram

    Patronat

    Patronat

    Czekoladowa Skala

    Czekoladowa Skala

    Wybierz coś dla siebie

    • artykuł (15)
    • cytaty (23)
    • hate-love (18)
    • Kalendarze/dzienniki (4)
    • Kryminał/sensacja/thriller (38)
    • Literatura dla dzieci (2)
    • Literatura fantastyczna (37)
    • Literatura historyczna (13)
    • Literatura kobieca (195)
    • Literatura młodzieżowa (81)
    • Literatura piękna (1)
    • Literatura świąteczna (13)
    • Literatura współczesna (7)
    • Patronat (13)
    • Poezja (4)
    • Reportaż (1)
    • wywiad (4)

    Najpopularniejsze

    • Zostawiłeś mi tylko przeszłość
      (...) wiedz, że mi przykro, ale nie bądź na mnie zły, że znowu to wszystko przeżywam. Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Tak to się wszyst...
    • Karminowe serce
      Czasami, kiedy wszystkie drogi prowadzą donikąd, ucieczka wydaje się jedynym rozwiązaniem. Brakuje słów, żeby wytłumaczyć to, co było. Br...
    • Bookstagram. Jak zacząć?
      2 października 2018 roku minął rok odkąd prowadzę bookstagrama. Zakładając konto na Instagramie, nie przypuszczałam, że osiągnie ono tak ...

    Archiwum

    • ►  2023 (8)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (2)
    • ►  2022 (42)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (5)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (5)
      • ►  czerwca (2)
      • ►  maja (4)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2021 (51)
      • ►  grudnia (9)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (1)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (3)
      • ►  maja (6)
      • ►  kwietnia (3)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (5)
    • ►  2020 (71)
      • ►  grudnia (5)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (10)
      • ►  września (12)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (5)
      • ►  marca (13)
      • ►  lutego (10)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2019 (55)
      • ►  grudnia (1)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (2)
      • ►  sierpnia (6)
      • ►  lipca (7)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  lutego (15)
      • ►  stycznia (1)
    • ▼  2018 (85)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (6)
      • ▼  września (9)
        • Tańczące martwe dziewczynki
        • Karminowe serce
        • Bookstagram. Jak zacząć?
        • Zostawiłeś mi tylko przeszłość
        • Bez słowa
        • Tusz
        • Żniwiarz. Trzynasty księżyc
        • Żniwiarz. Czerwone słońce
        • Żniwiarz. Pusta noc
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (19)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (8)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  marca (6)
      • ►  lutego (6)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2017 (65)
      • ►  grudnia (7)
      • ►  listopada (7)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (9)
      • ►  czerwca (8)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (4)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2016 (21)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (8)
      • ►  października (9)
    Facebook Instagram Pinterest

    Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates