Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • STRONA GŁÓWNA
  • O AUTORCE
  • SPIS RECENZJI
  • WSPÓŁPRACA
  • MÓJ BOOKSTAGRAM
  • PATRONATY
  • ARTYKUŁY
    • Wizyta w studio Harry'ego Pottera
    • Co podarować książkoholikowi na święta?
    • Bookstagram - jak zacząć?
    • 21 ulubionych książek na 21 urodziny
    • Podróż z książką
    • Czytelnicy polecają świąteczne książki
    • Blogerzy polecają świąteczne książki
    • Jak poradzić sobie z lekturami szkolnymi?
    • Co blog zmienił w moim życiu?
    • O BOOKSTAGRAMIE
    • CYTATY
    Facebook Instagram Pinterest

    Książki Dobre Jak Czekolada | blog z recenzjami książek


    "Nigdy cię nie opuszczę" opowiada o Francine Day - prawniczce, która właśnie otrzymuje kolejną sprawę. Tym razem ma zająć się rozwodem Martina Joya. Nie będzie to sprawa taka jak wcześniej. Francine rozważa ubieganie się o jedwabną togę i nie może pozwolić sobie na żadne skandale. Musi wymagać od siebie jeszcze większego profesjonalizmu niż zwykle.

    Niestety - po pierwszym spotkaniu ze swoim klientem wie, że nie będzie to łatwe. Jest między nimi chemia, którą nawet ślepy by zauważył. Francine wie, jakie mogą być konsekwencje tego romansu, nie umie się jednak powstrzymać. Nigdy wcześniej nie czyła czegoś takiego. Ona i Martin czują wzajemne przyciąganie i nie potrafią trzymać się od siebie z daleka, więc ryzykują swoim dobrym imieniem i wynikiem rozprawy.

    Ich sielanka szybko się kończy, bo żona Martina znika bez śladu, a wszystkie podejrzenia spadają na jego. Dodatkowo coraz więcej osób zauważa dziwne zachowanie Francine. Wszystko zaczyna się komplikować. Do tej pory wiodła spokojne, przewidywalne życie prawniczki. Teraz jej kochanek jest podejrzany o porwanie, ona jest szantażowana, a o jedwabnej todze może zapomnieć.

    Czy Francine zaufała odpowiedniej osobie? Co stało się z Donną Joy? Czy Francine też grozi niebezpieczeństwo? Ale z kogo strony - kochanka czy kogoś innego?

    Ja jestem kupiona tą książką. Autorka szybko wprowadziła mnie do prawniczego, zupełnie nieznanego mi świata. Od razu wciągnęłam się w fabułę, która nieustannie pędzi, nie zwalnia ani na chwilę. J.L. Butler sprawnie przerzucała moje podejrzenia na przeróżne osoby. Nie byłam w stanie odgadnąć, kto tak naprawdę jest czarnym charakterem w tej książce, a komu można zaufać.

    Podobało mi się, że "Nigdy cię nie opuszczę" wywołało we mnie tyle emocji. Czułam się, jakbym sama była bohaterką tej historii, przeżywałam wszystkie wydarzenia całą sobą. To jest to, czego oczekuję od dobrego thrillera - stałego uczucia zagrożenia u czytelnika. I oczywiście nieprzewidywalnego zakończenia, którego tutaj otrzymaliśmy. Podobało mi się, że J.L. Butler jeszcze na ostatniej stronie miała dla mnie niespodziankę; w momencie, gdy sądziłam, że wiem, jak wszystko się skończy, znowu zostałam zbita z tropu. J.L Butler zdecydowanie zasłużyła na pochwały.

    Jeśli macie ochotę na thriller z delikatną nutą romansu, sięgnijcie po tę książkę. Jest to elektryzująca mieszanka i gwarantuję, że szybko nie oderwiecie się od "Nigdy cię nie opuszczę".

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.
    Share
    Tweet
    Pin
    7 komentarze

    Mamy 2035 rok. Pearl pracuje jako technik do spraw satysfakcji w siedzibie Apricity Corporation w San Francisco. Czym jest Apricity? Jest to urządzenie, które po zbadaniu kodu DNA człowieka, podaje mu wytyczne, co ma robić, by poprawić swój poziom satysfakcji. Pearl zajmuje się tym już od dziewięciu lat. Pobiera wymaz od osoby, która chce poznać swoją receptę na szczęście, a następnie omawia te wyniki z klientem. Niejednokrotnie dziwi ją to, co widzi. Jedz miód, spaceruj więcej, owiń się najmilszym materiałem. Ale też odetnij sobie koniuszek palca. Porzuć dotychczasowe życie. 

    Zapytasz, jaka jest gwarancja, że wypełnienie tych zaleceń uszczęśliwi cię? 99,97%. Czy to wystarczająco dużo, abyś ślepo zrobił to, co każe ci Apricitiy?

    "Maszyna szczęścia" opowiada o tym, jak technologia może zmienić nasze życie. Teoretycznie na lepsze. Dostać indywidualną receptę na szczęście? I to właściwie ze 100% gwarancją, że to naprawdę cię uszczęśliwi? Kto by tego nie chciał? Szczęśliwszy pracownik to bardziej wydajny pracownik. W firmach często właśnie z tego powodu decydowano się na finansowanie pracownikom badania Apricity. 

    Pearl ma nastoletniego syna, który choruje na zaburzenia odżywiania. Matka jest w stanie zmusić go jedynie do trzech koktajli dziennie. Nic więcej. Nie ma szans, że jej syn chociażby spojrzy na prawdziwe jedzenie. Chciałaby wykonać test Apricity, aby dowiedzieć się, jak go uszczęśliwić i wyleczyć, ale on nie pozwala na to. Czy będzie w stanie zrobić to bez jego zgody? Czy posunie się tak daleko dla, jak myśli, dobra swojego dziecka? Gdzie jest granica, której nie powinna przekraczać?

    W "Maszynie szczęścia" poznajemy kilka bohaterów oraz ich zalecenia od Apricity. Widzimy wpływ tego urządzenia na życie ludzi. Jesteśmy obserwatorami, możemy zauważyć, czy faktycznie stają się szczęśliwsi, czy nie jest to jedynie wymysł sfrustrowanych, przepracowanych ludzi. Społeczeństwo, które żyje na pół gwizdka, bo nie ma na nic czasu, ludzie, którzy jedzą gotowe posiłki, bo nie mają czasu przygotować sobie coś do jedzenia, nie mają też ani chwili, by zadbać o siebie, o swój poziom zadowolenia i pragną gotowej instrukcji. Marzą o tych trzech, czterech punktach, które uczynią ich szczęśliwszymi.

    A co jeśli na kogoś liście znajdzie się "Zabij człowieka"?

    Jak wiecie, cenię sobie oryginalność i oczywiście doceniam pomysł autorki. Ciekawie to wymyśliła i opracowała. Ale potem zabrakło czegoś. Pomysły się wyczerpały? Przeskakiwaliśmy od jednej postaci do kolejnej, widzieliśmy, co Apricity zmieniła w ich życiu, ale nic więcej. Brakowało tam pełnej napięcia akcji, czegoś, co utrzymałoby zainteresowanie czytelnika. Tak naprawdę tylko te pierwsze, początkowe rozdziały mnie ciekawiły, potem, z każdym kolejnym moje zainteresowanie malało, a "Maszyna szczęścia" zaczęła mnie nudzić.

    Za pomysł dwie kostki czekolady. Nie było tam żadnych więcej treści, które byt podniosły moją ocenę. A szkoda, bo można było tę historię z Apricity naprawdę fajnie wykorzystać.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.
    Premiera 27 lutego.

    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    Długo wyczekiwana przeze mnie "Iskra" wreszcie trafiła do moich rąk. Jest to kontynuacja "Tuszu" (TUTAJ recenzja pierwszego tomu), który mnie zachwycił nie tylko okładką, ale i świetnie wykreowanym światem, w którym to tatuaże mówią o człowieku wszystko.

    Jak pamiętamy z pierwszego tomu, nasza Leora zbuntowała się, co nie spodobało się władzom miasta. Teraz zostaje zmuszona do współpracy z burmistrzem i staje się jego szpiegiem. Leora ma bowiem do tego idealne warunki — jest pokryta tatuażami, ale pochodzi od nienaznaczonych, łatwiej jej będzie zdobyć zaufanie ludzi niepokrytych tuszem. Dziewczyna wyrusza poza terytorium miasta, przedziera się przez las i w końcu o mało nie gubi drogi, ale ostatecznie dociera do wioski nienaznaczonych, którzy nie traktują ją jak mile widzianego gościa.

    Leora musi teraz przekonać ich, że przybyła tu, by dowiedzieć się czegoś o swojej biologicznej matce, której nie pamięta. Jej priorytetem jest zdobycie ich zaufania, a następnie cennych informacji i przekazanie ich burmistrzowi.

    Mała iskra buntu, wykrzesana przez jedną dziewczynę, może wkrótce rozgorzeć wielkim płomieniem.


    Część nienaznaczonych jest wrogo nastawiona do dziewczyny. Nie chcą jej w ich wiosce, nie ufają jej, stale mają ją na oku. Leora nie czuje się tam bezpiecznie.


    Im dłużej przebywa wśród nienaznaczonych, tym więcej wie o ich życiu. Poznaje ich bajki, które brzmią tak podobnie, a jednocześnie tak bardzo się różnią od tych, które opowiadają w jej świecie. Dziewczyna aż gotuje się ze złości, że tak przekręcają historie dwóch sióstr, ale musi milczeć, ponieważ ma za zadanie stać się częścią tej społeczności. Za wszelką cenę.

    Każdego dnia Leora jest świadkiem trudnego życia nienaznaczonych. Widzi, jak marne są ich zapasy żywnościowe. Obserwuje, jak jeźdźcy wybierają się do miasta, by okraść naznaczonych. Wykradają leki, ponieważ ich nie mają; nawet zwykłe przeziębienie może zabić dziecko. Zabierają ze śmietników koce, które dla Lenory są już zbyt zniszczone, by z nich korzystać, dla nienaznaczonych jednak każde okrycie jest na wagę złota.

    Leora poznaje ideologię, obrzędy i tradycję nienaznaczonych. To silnie wpływa na jej dotychczasowe poglądy. Zaczyna rozumieć, że burmistrz manipuluje mieszkańcami miasta, stara się, aby byli wrogo nastawieni przeciwko ludziom, których skóra nie jest pokryta tuszem. Karmi ich kłamstwami, by byli gotowi do walki. A Leora musi pamiętać, że nie jest przyjaciółką nienaznaczonych; przybyła do nich, by ich szpiegować. Musi ich wydać burmistrzowi, przekazać mu wszystko, co wie o ich słabościach. Czy będzie w stanie zadać ostateczny cios nienaznaczonym? Czy może zaryzykuje i podda się zemście burmistrza za niedotrzymanie swojej części umowy?

    Przez całe życie wierzyłam, że wy, nienaznaczeni, jesteście grzesznikami, a my prawymi ludźmi. Codziennie mówiono mi, że jeśli będę taka jak wy, zaprzepaszczę swoją duszę. Potem jednak przyszłam tutaj i okazało się, że macie te same historie, tylko że nie do końca takie same, więc nie wiem już, kto ma rację. A co, jeżeli nie mamy jej ani my, ani wy?

    W drugim tomie cyklu "Ksiąg skór" dzieje się naprawdę dużo. Akcja jest wartka, czytelnik nie ma ani chwili wytchnienia. Niejednokrotnie nasza główna bohaterka ociera się o śmierć, dowodzi swojej odwagi oraz siły. Mimo młodego wieku Leora staje przed niezmiernie trudnym wyzwaniem, w którym to musi zadecydować, kogo wersja wydarzeń jest prawdziwa - naznaczonych czy nienaznaczonych? Czy będzie w stanie wybrać dobrą stronę mocy? A może wszyscy się mylą? Może obie strony manipulują Leorą, bo chcą, by dziewczyna stanęła po ich stronie? Jak wygląda prawda?


    Uwielbiam tę historię i nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Autora znakomicie posługuje się piórem, wie, jak wzbudzić i utrzymać zainteresowanie czytelników. Często bawi się nami, zwodzi nas, by potem zaskoczyć. "Iskra" to nie tylko piękna okładka. To też fascynująca opowieść, która nie pozwoli Wam się nudzić. W kategorii literatury młodzieżowej z pewnością będę polecać cykl "Księgi skór".

    (...) gdy miłość umiera, to boli tak, jak tusz na igle wprowadzany pod skórę; jak ukłucie, konieczne, by zakwitł piękny tatuaż.


    Premiera 13 marca.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu We Need Ya.
    Share
    Tweet
    Pin
    2 komentarze

    Wierzysz w przypadki? Po przeczytaniu tej książki przestaniesz. Wyobraź sobie, że to wykwalifikowani agenci wszystko zaplanowali. Co do szczegółu. To oni decydują o tym, że ktoś cię zaczepi, przez co będziesz spóźniona, będziesz biegła, aby zdążyć, nie zauważysz mężczyzny i wpadniesz na niego. A potem zakochacie się od pierwszego wejrzenia. To nie przypadek. To wszystko było z góry zaplanowane.

    Nasz cel to rozpalenie iskry po stronie przeznaczenia, tak by zobaczył ją ktoś po stronie wolnej woli i postanowił coś zrobić. Nie rozpalamy pożarów, nie przekraczamy granic, a już na pewno nie sądzimy, że naszą rolą jest mówić ludziom, co mają robić. Jesteśmy tymi, którzy tworzą możliwości, dają wskazówki, kusząco puszczają oko, odkrywają opcje.

    Guy, Emily i Eric zajmują się kreowaniem przypadków, zbiegów okoliczności. Mają oni ogromny wpływ na nasze życie. Jak to działa? W skrócie: kreator przypadku otrzymuje kopertę z misją. Przykładowo jeden z robotników na budowie ma stracić pracę, ale nie w wyniku jego zaniedbania czy jakiejkolwiek tragedii, a potem ma odważyć się i podjąć próbę zarabiania na swojej głęboko ukrytej pasji - śpiewie. Zastrzeżono również, że nikt nie może przy tej misji ucierpieć, a robotnik ma być przekonany, że to jego zmarła małżonka nakierowała go na tę życiową drogę. I wtedy do akcji wkracza tajny agent, kreator przypadków.

    Trójka przyjaciół spotyka się raz w tygodniu, by porozmawiać o swoich misjach i po prostu nie zaniedbać swojej relacji. Trzeba przyznać, że są to bardzo ciekawi bohaterowie książki i niejednokrotnie zaskakują czytelnika swoimi pomysłami.

    Nawet nie wiem, co napisać o tej książce. Z pewnością muszę pochwalić autora za oryginalny pomysł. Tego jeszcze nie było, a przynajmniej ja się jeszcze z czymś takim nie spotkałam. Myśl, że przypadki nie istnieją, a wszystko jest starannie przez kogoś zaaranżowane, mnie przeraża, ale fajnie jest zastanowić się, a co jeśli naprawdę tak by było?

    "Zakochany przez przypadek" ma w sobie coś z bajki. Są tam postacie i profesje, które mogą zaskoczyć. Wydawałoby się, że powieść jest utrzymana w świecie rzeczywistym, ale już po kilku rozdziałach przekonacie się, że te światy są nieco pomieszane. Zawód wymyślonego przyjaciela może zaskoczyć. A tym właśnie zajmował się wcześniej Guy, zanim awansował i stał się kreatorem przypadków. 

    Powieść ta zawiera zarówno elementy romansu, jak i thrillera. Są tam sceny, które mają sprawić, że z przerażenia na chwilę stanie na serce, ale też są momenty, które przyspieszą bicie naszego serducha.

    Historia Guy'a pokazuje, jak bardzo miłość może zaślepić oraz to, jak ludzie są uparci. Przez długie lata trzymają się wspomnienia o kimś tak mocno, że nie mają już siły, by spojrzeć na kogoś innego. Nie potrafią patrzeć w przyszłość, żyją przeszłością i tym samym niszczą teraźniejszość.

    Osobiście miałam bardzo mieszane uczucia po lekturze tej książki. Nie wiedziałam, co myśleć. Zakończenie mnie zaskoczyło, to kolejny plus. Ale mimo wszystko trudno było mi się wciągnąć w ten niezwykły świat stworzony przez autora. Nie poczułam tego. Czekałam na jakąś piękną, romantyczną scenę, która by poprawiła moją opinię o "Zakochanym przez przypadek", ale się nie doczekałam. Niby jest to mieszkanka książki romantycznej i thrillera, jednak odniosłam wrażenie, że żaden z tych gatunków nie został przez autora dobrze wykorzystany. Przyznaję dwie kostki czekolady.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    Layla zaginęła 10 lat temu. Wracali z Finem z wakacji. Gdy na chwilę zatrzymali się na poboczu, wydarzyło się coś, co na zawsze rzuciło cien na życie Fina. Layla zniknęła bez śladu. Mimo policyjnego dochodzenia nie udało się znaleźć kobiety.

    Po kilku pełnych cierpienia lat Fin pozbierał się po stracie ukochanej, a nawet rozpoczął swoje życie na nowo. W najbliższym czasie ma wziąć ślub, jednak nie wszyscy akceptują jego decyzję o poślubieniu Elli. Przeszkadza im fakt, że Ella jest starszą siostrą Layli.

    Kiedy Fin otrzymuje informację, że niedawno ktoś zgłosił policji, że widział Laylę, przypomina mu się, co zrobił. Skłamał. Zmienił kilka faktów, gdy zgłaszał zaginięcie swojej dziewczyny. Czy jego kłamstwa wyjdą na jaw? Czy Layla naprawdę żyje? Jak zareaguje na jego związek z jej siostrą?


    Kiedy policja mnie przesłuchiwała (...) powiedziałem, że w trakcie naszych wakacji w Megeve poprosiłem Laylę o rękę, a ona zgodziła się za mnie wyjść. Nie była to prawda, ale musiałem przekonać policję i w ogóle wszystkich, że w tych ostatnich dniach nasz związek był w jak najlepszym porządku. Minęło wiele lat, więc sądziłem, że moje kłamstwo od dawna spoczywa w spokoju. 


    Z każdym dniem pojawia się coraz więcej znaków, świadczących o powrocie Layli. Fin wszędzie znajduje matrioszki, które uwielbiała. Ma wrażenie, że ktoś je podrzuca — czy to sprawka samej zaginionej? W dodatku dostaje maila z zapytaniem o dom, o którym nikt nie wiedział. Poza Laylą. Czy dziewczyna naprawdę wróciła? Czy powie wszystkim o kłamstwie Fina? Gdzie była przez ostatnie dziesięć lat?


    Autorkę "Pozwól mi wrócić" dobrze znamy z jej wcześniejszych książek. "Za zamkniętymi drzwiami" było jedną z lepszych powieści, jakie przeczytałam w swoim życiu, a już z pewnością był to najlepszy thriller, jaki miałam okazję przeczytać. "Na skraju załamania" nie zachwyciło mnie tak jak pierwsza powieść B.A. Paris, ale trudno było podnieść poprzeczkę po tak znakomitej historii. Niestety, mam wrażenie, że "Za zamkniętymi drzwiami" zawsze już będzie rzucać cień na pozostałą twórczość Paris i jej czytelnicy nigdy nie będą do końca usatysfakcjonowani. Do momentu, w którym napisze coś lepszego niż jej debiutancka powieść. Jeśli to w ogóle możliwe.


    Przyznam Wam szczerze, że długo historia Fina mnie nudziła. Nie czułam ani przerażenia, ani jakiegokolwiek dreszczyku emocji. Nic. Dopiero końcówka podniosła mi ciśnienie. :) Wtedy akcja nabrała szaleńczego wręcz tempa, a i moje serce szybciej zabiło. Na jaw zaczęły wychodzić zatrważające fakty, a na wcześniejsze wydarzenia zostało rzucone światło i nagle "Pozwól mi wrócić" zaczęło mi się podobać. Ale to nie wynagradza faktu, że przez większą część książki byłam znudzona. Zabrakło trzymających w napięciu momentów, scen, które sprawiłyby, że nie mogłabym oderwać się od lektury.


    Aby przekonać się, czy moja opinia jest odosobniona, przeczytałam kilka recenzji i większość czytelników przyznaje, że ta historia jest po prostu nudna. Co oczywiście nie oznacza, że nie powinniście sami się przekonać, czy "Pozwól mi wrócić" Wam się spodoba. :)
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    Czas na piąty już tom niezwykłych przygód siedmiu sióstr. Tym razem poznajemy bliżej Tiggy, miłośniczkę flory i fauny. Dziewczynę o wspaniałym sercu, łagodności, delikatności. Tiggy nie spotkasz na dyskotece czy w barze. Ta dwudziestosześciolatka spędza czas ze zwierzętami, kocha je, a one odwdzięczają jej się za jej czułą opiekę.

    Tak jak było to w przypadku starszych sióstr Tiggy, dziewczyna nie może poradzić sobie ze stratą ojca. Ciągle ma przeczucie, że jej tata żyje. Czuje jego obecność, co nie pomaga jej w zaakceptowaniu myśli o jego odejściu. List, w którym Pa Salt zdradził jej, skąd pochodzi, czytała już wiele razy. Nie ma jednak na tyle odwagi, by odwiedzić odległą Hiszpanię. To jednak wkrótce ma się zmienić.

    Dziewczyna rozpoczyna pracę w Szkocji, gdzie zajmuje się zwierzętami. Poznaje właścicieli posiadłości i mieszkańców okolicy. Kiedy zostaje przedstawiona Chilly'emu, "widzącemu", ten mówi Tiggi, że wiedział, że przybędzie, a teraz za jego sprawą wróci do domu, tam, gdzie jej miejsce.

    Tiggy polubiła Chilliego i zaczęła spędzać z nim więcej czasu, a on w zamian zdradził jej historię jej rodziny.

    Życie Tiggy zaczyna się coraz bardziej komplikować. Dotychczas zajmowała się jedynie zwierzętami. Teraz ma na głowie także jednego z bogaczy, który bardzo chce spędzać z nią czas i nie przyjmuje odmowy. Do tego dochodzi zazdrość żony właściciela domu oraz kiepska sytuacja finansowa posiadłości. Kiedy dochodzi do próby postrzału, dziewczyna ma dość. Ucieka ze Szkocji i wyrusza do Hiszpanii, by odciąć się od trudnej sytuacji, ale i odnaleźć swoje korzenie.

    Większość dzieci ma ten luksus, że ich przeszłość jest nierozłącznie związana z czasem teraźniejszym i przyszłością – zostały wychowane w środowisku, które znają i rozumieją. Ja miałam wrażenie, że przechodzę błyskawiczny kurs swojego dziedzictwa, które było kompletnym przeciwieństwem tego, w czym dorastałam, od kiedy zabrał mnie stąd Pa Salt. Musiałam jakoś poskładać razem te dwie Tiggy i wiedziałam, że to trochę potrwa. Po pierwsze, trzeba było pogodzić się z tą nową Tiggy, którą odkrywałam.

    W ten sposób my również poznajemy historię Sacromonte oraz mieszkających tam Cyganów, którzy zabawą umilali sobie życie. Widzimy narodziny gwiazdy flamenco, trudy życia, wojnę domową w Hiszpanii, mnóstwo niesprawiedliwości losu. Jesteśmy świadkami trudnych decyzji, wielkich wyzwań, chwil pełnych łez rozpaczy, ale i szczęścia.

    Jak to wszystko wpłynie na Tiggy? Czy historia jej przodków rozjaśni, czy też skomplikuje jej sytuację życiową? Czy to możliwe, by dziewczyna została obdarzona niezwykłym darem tak jak widzący Chilly?

    Tym razem czegoś mi zabrakło. Oczywiście, byłam zafascynowana losami Tiggy, a także jej krewnych, ale nie porwała mnie ich opowieść. Brakowało mi miłości, która w tej części serii nie ma łatwo. Nie jest głównym wątkiem, a bohaterowie nie są wylewni w swoich uczuciach.

    Uwielbiam, kiedy autorka zapoznaje nas z dawnymi dziejami, zaciekawia nas historią. Sprawnie przeplata postacie realistyczne z fantastycznymi, operuje fikcją i faktami historycznymi, tworząc niezwykle fascynującą opowieść. A tym razem do tej mieszanki dochodzi jeszcze baśń. Magiczne moce bohaterów, ich widzenie, uzdrawiające dłonie, zdolności zielarskie, mogą przypominać czytelnikowi książki fantastyczne. Lucinda Riley bawi się gatunkami, by na końcu uzyskać niesamowity efekt.

    Przyznaję cztery kostki czekolady, bo jak zawsze byłam zachwycona, mimo że tym razem romantyczna część nie odczuła mały niedosyt.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    W jednej z kopenhaskich kamienic zamordowano studentkę. Ofiara miała wyrysowane nożem wzory na twarzy. Zabójca był wyjątkowo brutalny, jednak tworzył swoje dzieło, dopiero kiedy dziewczyna przestała się poruszać. Potrzebował spokoju, aby narysować idealne linie.

    Kiedy policja rozpoczyna śledztwo, dowiaduje się, że właścicielka kamienicy, niepozorna staruszka, opisała morderstwo w swojej książce. Zrobiła to już kilka tygodni temu. Czy tym samym wydała wyrok śmierci na lokatorkę budynku? 

    Jak to możliwe, że scenariusz, który ułożyła miesiąc temu, nagle stał się rzeczywistością? Ktoś przeczytał jej zapiski i postanowił je zrealizować. Ale dlaczego?

    "Stróż krokodyla" nie jest łatwą książką ze względu na swoją wielowątkowość. Przyznam Wam szczerze, że kilkukrotnie zmieniałam cel moich podejrzeń i kierowałam je na kogoś innego. Nie odgadłam zabójcy, ale to tylko zaleta tego thrillera. 

    Podobał mi się klimat, jaki autorka wytworzyła. Barwne opisy Kopenhagi, uroków tego miasta, jego charakteru sprawiły, że czułam się, jakbym tam była.

    Ciekawe wydawało mi się wykorzystanie jeszcze niedokończonej, a więc również niewydanej książki, jako scenariusza, gotowego planu zabójstwa. Kto i w jaki sposób zdobył dostęp do tych zapisków? Jak odgadł, kim inspirowała się autorka, tworząc główną bohaterkę? Dlaczego to zrobił?

    Czy byłaby w stanie zrobić to sama pisarka? Czy emerytowana nauczycielka miałaby tyle siły i odwagi, aby zabić? Być może zabrakło jej weny i postanowiła zamienić fikcję w rzeczywistość, by się zainspirować?

    Nie miałam w planach czytać "Stróż krokodyla", ale cieszę się, że poznałam tę historię. Oryginalna, wciągająca fabuła. Mnóstwo podejrzanych i wiele motywów. Tak właściwie każdy przesłuchiwany mógłby zabić. Jednak w miarę upływu czasu liczba martwych osób wzrasta. Czy morderca jeszcze żyje? A jeśli tak, to kto będzie jego następną ofiarą? Jaki będzie kolejny rozdział książki?

    Czasem nie dostrzegamy tego, co jest najbliżej nas. Bo tak bardzo pragniemy czegoś innego.

    Ja naprawdę wciągnęłam się w akcję i choć książka jest obszerna, przeczytałam ją błyskawicznie. Była świetną odskocznią od notatek z materiałami na egzaminy, które ostatnio czytam non stop.

    Bohaterów mamy tutaj mnóstwo, a postacie większości z nich Katrine Engberg postanawia nam przybliżyć. I tak zaglądamy za kulisy życia lokatorów kamienicy, w której zamordowano, ale i poznajemy szczegółowo plan dnia policjantów prowadzących to śledztwo, a także sprawdzamy, jak wygląda codzienność bliskich ofiary, po tej ogromnej stracie. To wszystko sprawia, że szczegółów do zapamiętania jest mnóstwo, a że każdy z bohaterów ma coś na sumieniu, to naprawdę mamy wielu potencjalnych morderców. Kto jest tym właściwym? Czy uda ci się odgadnąć?

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

    Share
    Tweet
    Pin
    2 komentarze

    Nad książkami Lucindy Riley rozpływałam się już wielokrotnie: czy to przy okazji serii "Siedem Sióstr" ("Siostra burzy", "Siostra cienia", "Siostra perły") czy też w okresie świątecznym, kiedy to przeczytałam "Drzewo anioła". Śmiało mogę powiedzieć, że Lucinda Riley jest jedną z moich ulubionych autorek. Owszem, nie przeczytałam jeszcze jej wszystkich książek, ale mam to w planach. A dziś mam zamiar zachęcić Was do zapoznania się z kolejną wspaniałą historią od tej autorki.

    "Dziewczyna na klifie" tak jak każda dotychczas przeczytana przeze mnie książka Riley, łączy teraźniejszość silnymi więzami z przeszłością. Każdy bohater, któremu dała życie autorka, stopniowo odkrywa losy swoich przodków, które mają silny wpływ na obecne wydarzenia. Pisarka pokazuje nam, że nasze działania są istotne nie tylko dla nas samych, ale i dla naszych potomków, dlatego musimy zawsze zastanowić się kilka razy przed podjęciem właściwej decyzji.

    Życie każdego człowieka pełne jest fascynujących wydarzeń, a gra w nim wielu aktorów: złych i dobrych.
    I prawie zawsze w którymś momencie pojawia się magia.

    Tym razem bohaterką jest Grania, która właśnie musiała zmierzyć się z niewyobrażalną tragedią, jaką jest poronienie. Młoda kobieta, aby odciąć się od świata, ucieka z Ameryki i wraca do Irlandii, z której pochodzi. Powraca w okolice Cork, gdzie pełno klifów, wzgórz i malowniczych miejsc. To właśnie tam pewnego dnia zauważa małą dziewczynkę stojącą nad przepaścią. 

    Aurora, bo tak nazywa się ośmiolatka, szybko zaprzyjaźnia się z Granią, w której odzywa się instynkt macierzyński. Opieka i spędzanie czasu z dzieckiem sprawia jej ogromną przyjemność i robi to z radością, tym bardziej wiedząc, że matka Aurora zmarła i dziewczynka mieszka jedynie z ojcem.

    Matka Grani nie jest zadowolona ze spotkań córki z Aurorą, pochodzącą z rodziny, która wyrządziła rodzinie Grani wiele złego. To sprawia, że nadchodzi czas, by Grania poznała historię swoich przodków, a jest ona niezwykle fascynująca i pełna cierpienia, wzruszeń, ale i zwrotów akcji, miłości, przygód i wyzwań.

    (...) w dzisiejszych czasach ludzie mają zbyt duże oczekiwania. Zmieniła się hierarchia potrzeb. Małżonkowie nie muszą się już martwić, czy będą mieli dosyć jedzenia dla dzieci albo skąd wezmą następny grosz. A przede wszystkim, czy maluchy przetrwają niebezpieczną chorobę dziecięcą. Teraz nie chodzi o to, żeby w zimie mieć czym ciepło się opatulić, ale którego projektanta ciuchy najlepiej nadają się do pracy. W dzisiejszych czasach kobiety zachodniego społeczeństwa nie całują mężów na pożegnanie, nie wiedząc, czy ich jeszcze zobaczą, bo ci nie wyruszają na wojnę. Najważniejsze życiowe sprawy znacznie wyszły ponad poziom zwykłego przetrwania.
    - Teraz żądamy szczęścia. I jesteśmy przekonani, że na nie zasługujemy.

    W ten sposób przenosimy się do 1914 roku, kiedy to wybucha wojna, a ludzie żyją w ciągłym strachu. Poznajemy opowieść Mary, której ukochany walczy dla kraju i przez wiele lat nie widzi się z narzeczoną. W tym czasie Mary drży ze strachu o jego życie i modli się o bezpieczny powrót. Jednak, czy może mieć na to nadzieję w tak trudnych czasach?

    Jak wiecie, historie Lucindy Riley są wielowątkowe, poznajemy tam mnóstwo bohaterów, więc czasami można się pogubić. Tym razem autorka przygotowała dla nas drzewo genealogiczne, aby łatwiej było nam zrozumieć akcję książki.

    "Dziewczynie na klifie" zarzuca się, że jest mało wiarygodna. Ale czy nie jest tak z każdą z książek Riley? Jej opowieści są tak niezwykłe, że z trudem możemy sobie wyobrazić, że coś takiego naprawdę mogło się wydarzyć. Czy jednak to jest wada? Nie dla mnie. Sięgam po książki właśnie po to, by oderwać się od rzeczywistości, a twórczości Lucindy Riley jest do tego idealna. Z łatwością porywa mnie do swojego świata, a ja zatracam się w życiu bohaterów. 

    Autorka sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, jak wyglądały losy naszych przodków. Myślę, że dzięki niej, wiele osób zaczęło wypytywać o to, jak poznali się rodzice, dziadkowie, pradziadkowie. Jak wyglądało ich życie, z czym się zmagali, jakich cudów życia doświadczyli. Bardzo cenię sobie to w twórczości Lucindy Riley.

    "Dziewczyna na klifie" wzrusza i to wielokrotnie, bo nie brakuje w niej łamiących serca momentów, ale także takich, które na nowo napełniają nas wiarą w ludzi.

    Mogę zapewnić, że lektura książek Riley jest jak przygoda na rollercoasterze - ani na chwilę nie zabraknie Wam emocji i nie będziecie chcieli przestać czytać. Czy potrzeba czegoś jeszcze, abyście sięgnęli po "Dziewczynę na klifie"?
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
    Share
    Tweet
    Pin
    3 komentarze

    Keira właśnie dowiaduje się, że jej ukochana firma, dziedzictwo rodziny, ma ogromne zadłużenie. Działalność, w którą włożyła całe serce, jest na skraju bankructwa i to tylko z powodu jej zmarłego męża. Kobieta nie ma skąd wziąć pół miliona dolarów, znalazła się dosłownie w sytuacji bez wyjścia.

    To wtedy w jej życiu pojawia się Lachlan Mount, obrzydliwie bogaty, bezczelny, ale i przystojny mężczyzna, który włada Nowym Orleanem, a każdy w tym mieście drży na samą myśl o Mountcie. Na nieszczęście Keiry, to właśnie u niego zadłużył się jej mąż, więc teraz ona ma siedem dni na spłacenie gigantycznego długu.

    Co, jeśli nie uda się jej zebrać tych pieniędzy? Jak ma uratować rodzinną firmę?

    Wspaniałomyślnie Lachlan Mount wychodzi jej naprzeciw z propozycją – odda mu siebie na własność, a jej długi zostaną umorzone. Keira nie chce nawet o tym słyszeć. Szanuje się i nie zamierza upaść przed kimkolwiek na kolana i być na każde skinienie. To dla niej nie do pomyślenia. Ale z drugiej strony, wie, że zrobi wszystko, by uratować rodzinną firmę.

    Czy jednak przystanie na propozycję Mounta? Czas mija. Inne wyjścia się nie pojawiają.

    Ale nadal jesteś kobietą, a tego typu chemia to nie jest coś, z czym można walczyć. (...) Po prostu... Uważaj na siebie. On jest inny niż wszyscy mężczyźni, jakich kiedykolwiek spotkałaś. Cokolwiek zrobisz, nie pokazuj mu, że się boisz. Nie pozwól, by namieszał ci w głowie. Jesteś silna. Trzymaj się tego. Ale jeśli będziesz się przy okazji dobrze bawić... to co w tym złego?

    Nie byłam przekonana do sięgnięcia po "Króla bez skrupułów", ale jednak zaryzykowałam. Jak to zwykle w erotykach bywa, nie brakuje niestety brutalnego słownictwa oraz mocnych scen. Nie jest to z pewnością lektura dla osób w nieodpowiednim wieku. Sięgając po tę książkę, musicie być świadomi, że znajdziecie tam wulgaryzmy i ostre fragmenty, jest to typowe dla tego gatunku. Jednak mogę zapewnić, że nie znalazłam tam przemocy czy momentów, które byłyby przesadzone. 

    Podobało mi się, że tym razem główną bohaterką jest naprawdę silna kobieta o wyjątkowym charakterze. Keira wie, że igra z ogniem, a mimo to nie jest w stanie być uległą i poddać się wszystkim zachciankom Mounta. Pomimo beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazła, robi wszystko, by uratować firmę, ale i zachować szacunek i godność.

    Książkę czyta się błyskawicznie. Jest naprawdę krótka, moim zdaniem wręcz za krótka. Akcja dobrze się nie rozwinęła, a tu nagle dochodzę do ostatniej strony. Oczywiście jest to pierwszy tom trylogii, a zakończenie w takim miejscu ma nas zachęcić do sięgnięcia po kolejne tomy, co pewnie zrobię. Bo mimo wszystko się wciągnęłam. Przyznaję trzy kostki czekolady.
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Editio Red.
    Share
    Tweet
    Pin
    3 komentarze

    Wyobraź sobie, że dziennie możesz wypowiedzieć jedynie sto słów. Weź pod uwagę, że każdego dnia przeciętny człowiek wypowiada około szesnastu tysięcy wyrazów. Nie miałabyś tego problemu, gdybyś tylko urodziła się jako mężczyzna, jedynie kobiety zostały zmuszone do noszenia liczników na swoich nadgarstkach. Nie mają dla nikogo litości, nawet dla małych dziewczynek. Wyobraź sobie naukę mówienia dziecka, kiedy ty i twoja córeczka dysponujecie pulą jedynie stu wyrazów. Co się dzieje, kiedy przekroczysz ustalony limit? Porażenie prądem. Najpierw delikatne. Ale za każdym razem będzie silniejsze. Gdybyśmy żyły w rzeczywistości rodem z książki „Vox” musiałabym resztę napisać jutro, ponieważ właśnie użyłam sto wyrazów.

    Wszędzie pracują tylko i wyłącznie mężczyźni, ponieważ kobiety zostały zwolnione, aby mogły wypełniać bożą wolę i spełniać się w roli gospodyni domu. Powinnyśmy zapomnieć o większych ambicjach, słuchać męża i z radością wypełniać obowiązki domowe. Aby nastoletni chłopcy mieli szansę dostać się na studia, muszą uczęszczać na zajęcia z religioznawstwa. To właśnie tam wpaja się im zasady patriarchatu. Kobiety są stale monitorowane. Nie mają możliwości kupienia długopisu, znaczku pocztowego, ich komputery są schowane w sejfach. Nie mogą porozumiewać się za pomocą języka migowego. Nie mają nic poza tymi stoma wyrazami. Zabrano im głos, bo chciały zbyt wiele. 

    Urny wyborcze nie są dla kobiet, do których należy inna sfera życia, niesamowicie ważna i odpowiedzialna. Kobieta jest mianowaną przez Boga strażniczką ogniska domowego. Powinna uświadomić sobie w pełni, że jej rola żony i matki, rodzinnego anioła, jest najświętszym, najbardziej czcigodnym zaszczytem, jakiego mogą dostąpić śmiertelnicy, i powinna wyzbyć się jakichkolwiek wyższych aspiracji, nie ma bowiem nic równie wzniosłego, co mogłaby osiągnąć osoba śmiertelna.

    Homoseksualizm został wyeliminowany. Wystarczyło zabrać takim parom dzieci i przekazać najbliższej rodzinie do czasu, aż biologiczny rodzin zawrze "właściwy" związek małżeński. 

    Część ludzi uciekła, dopóki jeszcze było to możliwe. Mur wzdłuż granicy z Meksykiem był już gotowy, więc nie istniało wiele dróg ucieczki ze Stanów Zjednoczonych.

    Czego teraz się uczą nasze dziewczynki? Trochę dodawania i odejmowania, odczytywania godzin z tarczy zegara, rozmieniania pieniędzy. Rachunków, oczywiście. Przede wszystkim muszą umieć liczyć. Do stu.

    Autorka w podziękowaniach napisała, że przede wszystkim liczy na to, że ta książka rozbudzi w nas, czytelnikach, trochę gniewu i da nam do myślenia. I to jej się udało. Długo się zastanawiałam, w jaki sposób udało się dojść do władzy takim, a nie innym ludziom, w jaki sposób odebrano kobietom głos i sprawiono, że ludzie wierzyli, że jest to jedyne słuszne rozwiązanie. Jakim cudem ich tak omamiono? Cóż. Okazało się, że wcale nie potrzebowano do tego cudu. 

    Podobało mi się, że autorka, Christina Dalcher, nie boi się pisać wprost. To nie jest czas, żeby owijać w bawełnę. Śmiało posługuje się piórem i bezlitośnie pozbywa się wszelkiej obłudy. Nie zostawia ani odrobiny nadziei, że nie była to wina społeczeństwa. Że to nie za naszą sprawą do władzy doszli tacy ludzie. Nie pozwala się skrywać i udawać, że nie wiedzieliśmy, do czego to doprowadzi. Jest surowa i ostra. 

    "Vox" zmusza nas do refleksji. To nie jest lekka książka. Ta dystopijna opowieść wzbudzi w was mnóstwo emocji i mam nadzieję, że zastanowicie się dłużej nad jej przesłaniem. Być może "Vox" wywoła dyskusje o prawach kobiet. Musimy dyskutować. Musimy używać swojego głosu. Głosować. Póki jeszcze możemy, bo jak to świetnie pokazuje "Vox", szybko może nam zostać odebrana nawet zdolność mowy. 

    Ta historia mną wstrząsnęła i to mocno. Dawno nie czytałam z takim przerażeniem w oczach. Stale zastanawiałam się, co by było, gdybym musiała żyć w takiej rzeczywistości. Czy dałabym radę? Kobiety w "Vox" musiały sobie poradzić. Musiały przede wszystkim wspierać swoje córki. I pięknym przykładem takiego działania jest Jean McClellan, która zostaje zmuszona do współpracy z rządem. Robi wszystko, aby przywrócić córeczce głos. Zastanawia się, czy byłaby zdolna do zabicia człowieka. Niedługo później nie musi się już zastanawiać.

    Myślę, że nie muszę Was przekonywać do sięgnięcia po "Vox". To książka z typu "MUST READ". Niewiele jest tytułów, które wybrałabym jako te, które koniecznie trzeba przeczytać, ale przy "Vox" nawet się nie waham. Ta opowieść uświadamia tak wiele, pokazuje, jak mogłoby wyglądać nasze życie, jak łatwo jest odebrać nam głos, uświadamia, w jaki łatwy sposób można manipulować całym społeczeństwem. To nie jest książka, przy której się rozerwiecie. To książka, o której na długo nie zapomnicie. 

    Przyznaję cztery kostki czekolady i gorąco zachęcam do przeczytania "Vox".
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
    Premiera "Vox" zaplanowana jest na 27 lutego.
    Share
    Tweet
    Pin
    7 komentarze

    Autumn, Shay i Logan. Każdy z nich w ostatnim czasie przeszedł swoją osobistą tragedię – utratę kogoś bliskiego. Każdy z nich musi poradzić sobie z tą stratą na swój sposób, jednak nie wiedzą jak. Są jedynie nastolatkami, nie powinni przechodzić przez coś tak strasznego. Ale los nie ma dla nikogo litości.

    Wcześniej czułam, jakbym tonęła. Woda wydawała się spokojna, ale ja obijałam się pod falami, walcząc o oddech. Teraz przebiłam się przez powierzchnię i ludzie mnie widzą. Ale odpłynęłam zbyt daleko od brzegu, żeby mogli mnie ocalić.

    Autumn straciła najlepszą przyjaciółkę. Obwinia się o to, ponieważ, gdy Tavia miała wypadek, ona spędzała czas z jej bratem. A powinna być tam z nią.

    Shay straciła swoją siostrę bliźniaczkę. Powinna być na to gotowa, chociaż w niewielkim stopniu, ponieważ Sasha chorowała już dłuższy czas. Była świadoma, co może się wydarzyć. Ale nigdy nie można być na to przygotowanym.

    Logan stracił swojego byłego chłopaka. Nigdy tak naprawdę nie przestał go kochać i nie pogodził się z rozstaniem. Jak więc mógłby pogodzić się ze śmiercią? Tym bardziej że Bram popełnił samobójstwo, a Logan w wyniku silnych emocji życzył mu samotnej śmierci. Nie miał tego na myśli. Nikt nigdy nie ma czegoś takiego na myśli. A teraz nie może wybaczyć sobie, że to właśnie były jego ostatnie słowa do Brama. Jego życzenie się spełniło. Teraz nie marzy o niczym innym jak tylko o cofnięciu czasu.

    "Piękno, które pozostanie" to opowieść o stracie ważnej części siebie. Dla młodych ludzi, którzy często biorą życie za pewnik, śmierć siostry, przyjaciółki, chłopaka, jest czymś niewyobrażalnym i nie potrafią zaakceptować straty. 

    Trójkę naszych bohaterów łączy wiele. Chodzą razem do szkoły. Każdy z nich zmaga się z ogromną tragedią. Ale to, co jest najistotniejsze to muzyka. Ich wspólnym mianownikiem są dźwięki instrumentów, które może nie mogą uzdrowić, ale z pewnością są w stanie uśmierzyć ból. 

    Czytelnik jest świadkiem powolnego procesu akceptacji i powrotu do normalności. Autumn, Shay i Logan muszą na swój własny sposób przeżyć żałobę i zrozumieć, że w tym wszystkim nie ma ani odrobiny ich winy. Muszą zaufać bliskim, którzy nie wiedzą już jak dotrzeć do pogrążonych w smutku nastolatków. Muszą się otworzyć i spróbować rozpocząć życie na nowo. 

    Wszystko brzmi pięknie, prawda? Książka zapowiada się na naprawdę dobrą, pełną emocji młodzieżówkę. A jednak coś mi tu nie pasowało. Już od samego początku miałam trudności z wkręceniem się w akcję. Potrójna narracja sprawiała, że czułam się jeszcze bardziej zagubiona. Miałam wrażenie, że czytam trzy zupełnie różne historie, starałam się nie pogubić w całej chmarze imion i przeróżnych postaci. Nie było żadnej chemii między mną a "Pięknem, które pozostanie". Dopiero później, kiedy akcja powoli się rozkręcała i nawet zaczęło się coś dziać, a ja w jakimś stopniu odnalazłam się w tej historii, wreszcie lektura tego tytułu przestała być taka nijaka. 

    Emocji nie brakowało, w końcu to opowieść o ogromnej stracie. Ale miałam wrażenie, że poza wybuchami złości i długim procesem pogodzenia się ze stratą, nie było w tej książce nic. Zabrakło mi tam czegoś, co wzbudziłoby moją ciekawość i utrzymało zainteresowanie historią. Rozumiem, że tę rolę miała odegrać wszechobecna w tej opowieści muzyka, ale dla mnie nie było to wystarczające. 

    "Piękno, które pozostanie" zapowiadało się naprawdę dobrze, a okładka zachwyciła mnie. Niestety, potem nie było już tak dobrze. Przykro mi to mówić, ale odniosłam wrażenie, że w tej książce nie dzieje się zbyt wiele, a ja byłam coraz bardziej znudzona i zmęczona tą historią. Może ja już jestem za stara na młodzieżówki? Nie wiem. Przecież z dobrych młodzieżówek się nie wyrasta. Ale właśnie może o to jest słowo klucz: dobrych młodzieżówek?

    Jestem bardzo ciekawa, czy tylko mnie "Piękno, które pozostanie" nie zachwyciło. Przyznaję dwie kostki czekolady i czekam na Wasze opinie po przeczytaniu. :)

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu We need ya.

    Premiera 13 lutego.

    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    Akcja rozpoczyna się w lutym 1793 roku. Jegle jest wyjątkową kobietą. Choć ma zaledwie szesnaście lat, zastanawia się, dlaczego na tak wiele pozwalają mężczyznom, a kobietom nic nie wypada. Kiedy tylko odważy się zrobić coś, czego nie wypada, jest natychmiast tłamszona przez ojca. A jeśli mowa o ojcu Jegle – mężczyzna już lata temu postanowił, że jego córka trafi do zakonu i ani myślał o zmianie decyzji. Los Jegle był od dawna przesądzony i nikt nie pytał jej, co o tym myśli. Ona sama nie zastanawiała się nad tym, czego by od życia chciała. Żyła w czasach, kiedy to kobietom pozwalano na naprawdę niewiele.

    Tak już jest na tym świecie, że kobiety żyją dla innych, nie dla siebie. Jegle zawsze robiła to, czego od niej oczekiwano. Dopiero niedawno po raz pierwszy pomyślała: "A czego ja chcę?"

    Pobyt w Paryżu sprawił, że w szesnastolatce budzi się pragnienie czegoś więcej. Nie chce spędzić wieczności w zakonie. Kiedy ma przyjemność poznać Jeana-Louisa de Vossa, nie wie jeszcze, że ta znajomość wiele namiesza w jej planach na przyszłość. Mężczyzna jest znacznie starszy od Jegle, z pewnością po czterdziestce, ale jej to nie przeszkadza, ponieważ dziewczyna zapragnęła zostać wdową — im bowiem pozwala się na więcej. A jeśli nie może być mężczyzną, strata męża pozwoli jej na więcej niż gdyby wiodła życie szczęśliwej żony. Jagle przyjmuje oświadczyny pana de Vossa.

    Gdyby była mężczyzną! Mogłaby gospodarować w Koborowie, pójść na studia i zostać lekarzem, pojechać jak ojciec do Ameryki... Co może zrobić jako kobieta? Wyjść za mąż i urodzić gromadę dzieci, pójść do klasztoru, uciec od ojca i zostać służącą albo szwaczką, bo ze swoim zdobytym w domu wykształceniem na nauczycielkę nie ma kwalifikacji.


    Lata później podczas wojny na południu Francji poznajemy ponadpiędziesięcioletniego Gastona Lavala — lekarza pierwszej klasy pułkownika. Mężczyzna już dawno stracił żonę, dziecko i siostrę. Spędził wiele lat na wojnie, ratując tych, dla których była, choć odrobina nadziei.


    Pewnego dnia grupka Francuzów melduje Gastonowi obecność czarownicy. Lekarz od razu idzie sprawdzić, kim jest kobieta, która zwróciła uwagę francuskich piechurów. Tak poznał kobietę o zielonych oczach. I znowu nie zapytał o jej imię. Od tamtej pory wypytywał każdego o tajemniczą nieznajomą. 


    Łączy ich miłość do zawodu lekarza, misja ratowania ludzi, a także uczucie, które pojawia się między nimi. Niestety, w czasach, w których żyją, miłość ma zbyt wielu szans, by rozkwitnąć. Jak potoczą się losy naszych bohaterów?


    Nie często sięgam po książki osadzone w czasach historycznych, jednak zrobiłam wyjątek dla tej książki Bogny Ziembickiej. Dlaczego? Od razu coś przyciągało mnie do tej historii. Chciałam poznać tę odważną bohaterkę, która walczy o swoje życie, walczy o więcej praw, pragnie może nie równouprawnienia, ale chociaż zwiększenia wolności kobiet. Chciałaby leczyć ludzi, jednak ze względu na to, że jest kobietą, nie jest jej to dane. Zafascynowała mnie jej osobowość i zaimponowało mi jej zachowanie.


    Wciągający jest też wątek miłosny w tej książce. Wojna sprawia, że uczucie to nie ma szans, a jednak mimo to Gaston chce spróbować. Z jakim skutkiem – tego dowiecie się, czytając "Miłość w cieniu wielkiej wojny".


    Przyznaję, że ta opowieść mnie pochłonęła, a to wszystko za sprawą autorki oraz jej ogromnej wiedzy historycznej. Jednak samą wiedzą nie stworzymy takiej historii, do sukcesu tej książki przyczyniła się też zdolność posługiwania słowem Bogny Ziembickiej. Dzięki autorce płyniemy przez tę historię i nim się spostrzeżemy, docieramy do celu. I tutaj miałam niedosyt. Chciałam więcej, pragnęłam poznać dalsze losy bohaterów, a opowieść skończyła się w miejscu, gdzie wiele możemy sobie dopowiedzieć sami. I za ten mały niedosyt przyznaję trzy, a nie cztery kostki czekolady.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Filia.
    Share
    Tweet
    Pin
    3 komentarze

    "Sezon na lisa" to trzeci już i zarazem ostatni tom cyklu "Pierwsza miłość". Autorka skupia się tym razem na Olku, którego mogliśmy już poznać w poprzednich książkach Agaty Czykierdy-Grabowskiej. Olek rozpoczyna pracę w Lisiej Dolinie i próbuje zapomnieć o Sarze, która go zauroczyła już jakiś czas temu, jednak związała się z Pawłem. Chłopak musi się z tym pogodzić, a do tego potrzebuje czasu. 

    Pewnego letniego dnia szefowa przestawia mu nową pracownicę — Paulę o długich rudych włosach spiętych w kitkę przypominających lisią kitę. Paula i Olek stale się przekomarzają, żartują i mimo że nie są w swoim typie, to jednak coś zaczyna się między nimi rodzić. 

    Czy będzie to kolejny wakacyjny romans? A może przetrwają próbę czasu i uda im się zbudować trwały związek?

    Było w niej coś takiego, co bardzo przyciągało i nie chodziło nawet o kolor jej włosów. To ta mieszanka buntu, zadziorności, niewinności i bezbronności była taka pociągająca. Dziwne, bo nigdy nie gustowałem w filigranowych, bezbronnych dziewczynkach.

    W tej historii nie brakuje nam powodów do wzruszeń, momentów chwytających za serce, ale też zabawnych sytuacji i dialogów, które doprowadzają nas do śmiechu. To nie tylko opowieść o wakacyjnej miłości. Agata Czykierda-Grabowska porusza w tej książce ważne kwestie. Poznajemy problemy, z jakimi zmagają się bohaterowie i widzimy, że życie tych młodych ludzi nie jest usłane różami, a mimo to radzą sobie i to całkiem nieźle.

    Jesteśmy świadkami, jak Olek stopniowo zdobywa zaufanie Pauli, pomaga jej się otworzyć i wreszcie dziewczyna dopuszcza go do siebie. Nareszcie nie jest sama z tym całym bajzlem, jaki zafundowało jej życie. Nigdy nie miała czasu, by zaangażować się w jakąś bliższą relację, nie miała możliwości zbudować z kimkolwiek czegoś trwałego. To jednak się zmienia, a ona poznaje uroki wszystkich pierwszych razów.

    Czy jednak jest to coś więcej niż tylko wakacyjna przygoda? Co się stanie, kiedy wakacje dobiegną końca i nadejdzie czas podjęcia poważnych decyzji?

    Co ja mogę więcej powiedzieć? Każda książka Agaty Czykierdy-Grabowskiej bardzo mi się podoba. To już powoli robi się nudne i mało autentyczne. ;) Czy można jeszcze ufać moich zachwytom, jeśli za każdym razem nie mogę dopatrzyć się ani jednej wady? Pewnie nie. Ale, ale — tym razem mam jedno małe ale. Malusieńkie. Ale jednak. Korekta zawiodła. Dosłownie kilkukrotnie, nie było to jakieś rażące, jedynie małe niedopatrzenie. Często zarzuca się polskim książką kiepską korektę i w tym przypadku było to widoczne. Nie jest to nic, czego nie można byłoby poprawić, dlatego nie wpłynęło to na ostateczną ocenę tej książki, bo po przeczytaniu nie pamiętałam, jakie błędy wyłapałam, a w mojej pamięci były jedynie sceny, które przyspieszyły bicie mojego serca. A to jest właśnie to, czego oczekuję od dobrej książki.

    Tradycyjnie już cztery kostki czekolady wędrują do Agaty Czykierdy-Grabowskiej, a ja niecierpliwie wyczekuje informacji o premierze jej kolejnych powieści. Chyba się uzależniłam.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce — Agacie Czykierdzie-Grabowskiej oraz Wydawnictwu Novae Res.
    Share
    Tweet
    Pin
    3 komentarze

    Miri, Penny i Soleil udzielają wywiadów dla mediów. Każda z nich opowiada własną wersję wydarzeń. Jednak ich wyznania nie pokrywają się całkowicie.

    Nastolatki przedtem przyjaźniły się, a wraz z Jonahem stanowili nierozłączną grupę. Ale to było przedtem — teraz Jonah leży w śpiączce w szpitalu, a historia, jak tam trafił, jest opowiadana w kilku wersjach. Która z nich jest prawdą? Co tak naprawdę wydarzyło się i jaką rolę odegrała w tej tragedii znana autorka?

    Nasi bohaterowie są zafascynowani pisarką Fatimą Ro, której debiut "Pod prąd" zachwycił czytelników w całej Ameryce. Kiedy przyjaciele przybywają na spotkanie autorskie Fatimy, mają przygotowany plan, jak zbliżyć się do ich idolki. Nie mogą jednak przypuszczać, że będzie to początek niezwykłej przyjaźni, która zakończy się tragicznym finałem.

    Kiedy nas przygarnęła, zdałam sobie nagle sprawę... wszystkie zdałyśmy sobie sprawę, że marzymy o tym, by być częścią czegoś ważnego. Zaprzyjaźnienie się z Fatimą Ro, przynależność do wąskiego grona jej bliskich przyjaciół, to było to.

    To, co najbardziej podobało mi się w "To wszystko prawda" to budowa. Autorka stworzyła fabułę z wywiadów przeprowadzanych z bohaterkami, które przeplatają się z serią artykułów, ukazujących treść dziennika Soleil. Mamy też okazję przeczytać również fragmenty najnowszej książki Fatimy Ro "Rozgrzeszenia Brady'ego Stevensona", która w tej historii odgrywa ważną rolę.

    "To wszystko prawda" wyjątkowo szybko wciąga. Świetnie skonstruowana fabuła nie pozwala ani na chwilę odłożyć powieści na bok. Myślę, że to jedna z lepszych pozycji z gatunku literatury młodzieżowej. Tematyka oczywiście porusza te tematy, które są istotne w świecie młodych ludzi. Czytamy o wpływie autorytetów na życie nastolatków, ślepe zapatrzenie w ludzi, bezgraniczne zaufanie, a wręcz naiwność. Naszej czwórce bohaterów marzyło się przeżycie przygody, wierzyli, że Fatima Ro odmieni ich dotychczasowe życie. I tak się stało. Dostali to, czego pragnęli, jednak w zupełnie innej postaci.

    Lygia Day Peñaflor nie zamierzała wydawać tej opowieści. Pisała ją dla siebie i to w tajemnicy, jednak dzięki jej agentce "To wszystko prawda" ujrzało światło dzienne i nie tylko zostało wydane, ale i przetłumaczone na kilkanaście języków, a także stało się międzynarodowym bestsellerem. 

    Przyznaję cztery kostki czekolady i zachęcam Was do sięgnięcia po tę niestandardową opowieść.
    Za egzemplarz recenzencki Wydawnictwu Otwartemu.
    Share
    Tweet
    Pin
    1 komentarze

    Dziś mam przyjemność przedstawić Wam czwartą już książkę, którą objęłam patronatem. Jest to zbiór opowiadań autorstwa polskich pisarzy. Tytuł ten stworzyły różne osobowości, wyróżniające się innymi doświadczeniami, innymi przeżyciami, innymi piórem, więc historie zawarte w "Pierwszej miłości" dzieli wiele, ale łączy miłość - pierwsza miłość. Jak łatwo się domyślić, to ona jest głównym tematem książki. Pisarze biorący udział w tworzeniu tego zbioru opowiadań pokazali siłę miłości na kilka zupełnie różnych sposobów. Każdy z nich poruszył ten wątek inaczej, ale każda z historii jest wyjątkowa tak jak pierwsza miłość.

    Oczywiście, jak to bywa z pracami zbiorowymi, twórczość jednego autora podoba nam się bardziej, innego mniej. To też okazja do poznania polskich pisarzy, bo choć wiele nazwisk było mi znanych, to kilku twórców poznałam dopiero dzięki przeczytaniu "Pierwszej miłości". I właśnie to jest jednocześnie wada, ale i zaleta takich antologii. Z jednej strony możecie momentami się nudzić, nie trafi do Was każda historia, nie spodoba Wam się styl każdego autora. Ale możecie znaleźć kilka perełek, których twórczość będziecie chcieli zgłębić po zapoznaniu się z "próbką" ich umiejętności.

    Za serce chwyciło mnie opowiadanie "Pierwsza randka" opowiadający o Janie, który zwierza się młodej dziewczynie, odwiedzającej szpital, z tego, jak wyglądała jego znajomość z żoną. Na szpitalnym łóżku wraca do lat swojej młodości i przypomina sobie najpiękniejsze, a także najtrudniejsze momenty w jego życiu. Agata Przybyłek, która jest autorką tej historii, wzruszyła mnie praktycznie do łez. 

    Zapytałaś mnie wczoraj, czy jestem szczęśliwy. Odpowiedziałem wymijająco, ponieważ prawda jest taka, że mimo udanej młodości bardzo długo nie byłem. Aż do dziś - do naszej rozmowy.

    Kolejnym opowiadaniem, które zapadło mi w pamięci, jest "Algorytm miłości" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, a także zabawna "Randka z duchem" Katarzyny Bereniki Miszczuk.



    Nie chcę zdradzać Wam, co znajdziecie jeszcze w "Pierwszej miłości", bo chciałabym, abyście sami to odkryli. Mogę zapewnić, że każda historia jest wyjątkowa tak jak i każda pierwsza miłość. Autorzy spisali się na medal, ukazując różne oblicza tego uczucia, które możne zarówno zmienić nasze życie na lepsze, jak i złamać nasze serce i odebrać nadzieję na szczęśliwe zakończenie.

    Mogę Wam obiecać, że to, co znajdziecie w tej książce, niejednokrotnie Was wzruszy. Będziecie mieć łzy w oczach, czuły uśmiech na ustach i rozmarzone oczy. Nie będziecie chcieli oderwać się od lektury. A być może i inaczej spojrzycie na swojego ukochanego...
    Ode mnie oczywiście cztery kostki czekolady, bo czyta się przyjemnie, a historie zawarte w "Pierwszej miłości" wzbudzają w czytelniku całą gamę emocji. 


    Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Stronna za możliwość patronowania tej książce. A Was zapraszam do księgarni, ponieważ "Pierwsza miłość" jest już dostępna w sprzedaży.
    Share
    Tweet
    Pin
    5 komentarze
    Nowsze Posty
    Starsze Posty

    Bookstagram

    Patronat

    Patronat

    Czekoladowa Skala

    Czekoladowa Skala

    Wybierz coś dla siebie

    • artykuł (15)
    • cytaty (23)
    • hate-love (18)
    • Kalendarze/dzienniki (4)
    • Kryminał/sensacja/thriller (38)
    • Literatura dla dzieci (2)
    • Literatura fantastyczna (37)
    • Literatura historyczna (13)
    • Literatura kobieca (195)
    • Literatura młodzieżowa (81)
    • Literatura piękna (1)
    • Literatura świąteczna (13)
    • Literatura współczesna (7)
    • Patronat (13)
    • Poezja (4)
    • Reportaż (1)
    • wywiad (4)

    Najpopularniejsze

    • Zostawiłeś mi tylko przeszłość
      (...) wiedz, że mi przykro, ale nie bądź na mnie zły, że znowu to wszystko przeżywam. Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Tak to się wszyst...
    • Karminowe serce
      Czasami, kiedy wszystkie drogi prowadzą donikąd, ucieczka wydaje się jedynym rozwiązaniem. Brakuje słów, żeby wytłumaczyć to, co było. Br...
    • Bookstagram. Jak zacząć?
      2 października 2018 roku minął rok odkąd prowadzę bookstagrama. Zakładając konto na Instagramie, nie przypuszczałam, że osiągnie ono tak ...

    Archiwum

    • ►  2023 (8)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (2)
    • ►  2022 (42)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (5)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (5)
      • ►  czerwca (2)
      • ►  maja (4)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2021 (51)
      • ►  grudnia (9)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (1)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (3)
      • ►  maja (6)
      • ►  kwietnia (3)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (5)
    • ►  2020 (71)
      • ►  grudnia (5)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (10)
      • ►  września (12)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (5)
      • ►  marca (13)
      • ►  lutego (10)
      • ►  stycznia (1)
    • ▼  2019 (55)
      • ►  grudnia (1)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (2)
      • ►  sierpnia (6)
      • ►  lipca (7)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (8)
      • ▼  lutego (15)
        • Nigdy cię nie opuszczę
        • Maszyna szczęścia
        • Iskra
        • Zakochany przez przypadek
        • Pozwól mi wrócić
        • Siostra księżyca
        • Stróż krokodyla
        • Dziewczyna na klifie
        • Król bez skrupułów
        • Vox
        • Piękno, które pozostanie
        • Miłość w cieniu wielkiej wojny
        • Sezon na lisa
        • To wszystko prawda
        • Pierwsza miłość
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2018 (85)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (6)
      • ►  września (9)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (19)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (8)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  marca (6)
      • ►  lutego (6)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2017 (65)
      • ►  grudnia (7)
      • ►  listopada (7)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (9)
      • ►  czerwca (8)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (4)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2016 (21)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (8)
      • ►  października (9)
    Facebook Instagram Pinterest

    Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates