Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • STRONA GŁÓWNA
  • O AUTORCE
  • SPIS RECENZJI
  • WSPÓŁPRACA
  • MÓJ BOOKSTAGRAM
  • PATRONATY
  • ARTYKUŁY
    • Wizyta w studio Harry'ego Pottera
    • Co podarować książkoholikowi na święta?
    • Bookstagram - jak zacząć?
    • 21 ulubionych książek na 21 urodziny
    • Podróż z książką
    • Czytelnicy polecają świąteczne książki
    • Blogerzy polecają świąteczne książki
    • Jak poradzić sobie z lekturami szkolnymi?
    • Co blog zmienił w moim życiu?
    • O BOOKSTAGRAMIE
    • CYTATY
    Facebook Instagram Pinterest

    Książki Dobre Jak Czekolada | blog z recenzjami książek

    Dobrą książkę można rozpoznać po kilku rzeczach, m.in. po ilości zaznaczonych mądrych cytatów. Czytając "Jak zatrzymać czas" znalazłam tak wiele pięknych zdań zmuszających do refleksji, że mogłabym nimi wypełnić cały zeszyt. To zdecydowanie bardzo dobra i przede wszystkim mądra historia. A o czym opowiada?

    Tom starzeje się i zdecydowanie nie jest nieśmiertelny. Na czym więc polega jego fenomen? Rok życia normalnego człowieka to u niego około piętnastu lat. Starzeje się o wiele wolniej, jego organizm jest odporniejszy niż u zwykłego mężczyzny, więc rzadziej choruje. Urodził się w 1581 roku i nie tyle widział historię, ile ją przeżył. Jego matkę zabito, bo uznano ją za czarownicę, która zapewnia młodość swojemu synowi. Przy życiu utrzymuje Toma jedynie obietnica, którą złożył swojej matce, że będzie żył i cieszył się każdym dniem.

    Byłem w swoim życiu tak wieloma osobami i odgrywałem tak wiele ról. Nie jestem osobą, a całym tłumem zamkniętym w jednym ciele. 



    Dlaczego Tom nie docenia daru, który otrzymał od losu? Prowadząc tak długie życie, trzeba wyrzec się wielu rzeczy, np. miłości. To pierwsza zasada - żadnego zakochiwania się. Najlepiej w ogóle nie przywiązywać się do ludzi, w końcu oni odejdą, a Ty zostaniesz samotny i zraniony. Co grozi w przypadku niezastosowania się do powyższej reguły? Można popaść w obłęd. Jednak, czy życie bez bliskości ludzi, bez ich towarzystwa, nie sprawi, że człowiek i tak zwariuje, tyle że z samotności?

    Tom kochał tylko raz w swoim życiu, a miłość ta odcisnęła na nim ogromne piętno. Kiedy Twoja ukochana starzeje się w oczach, kiedy Twoja córka wygląda na starszą od Ciebie i nie możesz zapewnić bezpieczeństwa swojej rodzinie, taki dar staje się przekleństwem.

    O to właśnie chodzi z przyszłością. Nic o niej nie wiesz. W pewnym momencie musisz zaakceptować to, czego nie wiesz. Musisz przestać przerzucać kartki do przodu i po prostu skoncentrować się na stronie, na której jesteś.

    "Jak zatrzymać czas" najpierw uwiedzie Was przepiękną szatą graficzną. Gdy zaczęłam czytać tę książkę, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Od pierwszej strony czułam pasję tej historii i chciałam jak najszybciej ją poznać w całości. W tej książce przeszłość (i to przeszłość przez duże P, bo mówimy o czasach od XVI wieku) przeplatana jest z teraźniejszością, gdzie Tom nie ma już chęci do życia, jest zmuszony do rozpoczęcia kolejnego rozdziału życia z nową tożsamością. Dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy dogłębnie uczucia towarzyszące głównemu bohaterowi. A na przestrzeni tak wielu lat, dzieje się naprawdę dużo. "Jak zatrzymać czas" to taka lekcja historii dla opornych, otoczona fabułą i ciekawymi postaciami stała się fanatyczną książką, którą nie mogę przestać się zachwycać. 

    W pewnym sensie autor zaskoczył mnie, ponieważ znałam go jedynie z książek dla dzieci, np. "Dziewczynka, która uratowała Gwiazdkę". Tak jak wspomniałam na początku, "Jak zatrzymać czas" przekazuje nam wiele mądrości życiowych, które za pomocą wyjątkowego stylu autora, stały się pięknymi aforyzmami.

    Polecam każdemu bez wyjątku tę książkę, zapewniam, że spędzicie z nią wspaniały czas. Ja do tej historii z pewnością wrócę i to niejednokrotnie.

    Premiera książki 16 kwietnia.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.



    Share
    Tweet
    Pin
    14 komentarze

    Niezwykle długo oczekiwałam premiery tej książki, bo chyba od wakacji (!), a dziś wreszcie przyszedł dzień, w którym mogę z Wami podzielić się wrażeniami po lekturze. Jestem zmieszana. Sama nie wiem, jak ją oceniam, dlatego przedstawię najpierw mocne strony "Biegu do gwiazd", później słabe, a na koniec dowiemy się, na ile kostek czekolady zasłużyła.

    Mocne strony "Biegu do gwiazd"

    1. Tytuł
    Tak, tytuł. To on po części przyczynił się do tego, że zaciekawiłam się tą propozycją od Dominiki Smoleń. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będzie on nawiązywał do śmierci. To piękna metafora i po prostu celna.

    2. Okładka
    Choć nie do końca. Przód cieszy oko, a gwiazdy nawiązują do treści i tytułu. Tył już nie jest tak udany - tekst wygląda jakby przesunął się grafikowi, a las, który tam widzimy, nijak ma się do treści, tytułu, czy przodu okładki. Ale skoro głównie skupiamy się na przedniej stronie części, to chwalę i uznaję szatę graficzną za plus.




    3. Pomysł
    "Bieg do gwiazd" porusza tematykę cukrzycy. Nie przypominam sobie, abym spotkała się wcześniej z tą chorobą w książce. Do tego nie mamy tu samej cukrzycy jako takiej, a skupiamy się na wpływie choroby na życie młodej dziewczyny, która bez wsparcia rodziców, musi sobie radzić z kontrolowaniem poziomu cukru. Ada zmuszona była do zrezygnowania z wielu rzeczy z powodu cukrzycy. Brak pomocy, wiele wyrzeczeń, nagły zmian trybu życia powoduje, że dziewczyna wpada w depresję.

    Ukochana babcia Ady umiera pod nieobecność wnuczki, pozostawiając jej list, w którym prosi ją, by dała sobie miesiąc prawdziwego życia. Ada ma chodzić do szkoły, bawić się, zaprzyjaźnić z kimś, po prostu żyć. A jeśli po tym czasie uzna, że wciąż chce odejść z tego świata, babcia uszanuje jej decyzję.

    To brzmi ciekawie, prawda? Inaczej, niż w większości książek. To chyba największa zaleta "Biegu do gwiazd" - tematyka i oryginalność.

    4. Zaskakujące zakończenie
    Zakończenie opiszę zarówno w mocnych, jak i słabych stronach. Obawiam się, że musicie przeczytać tę książkę, aby dowiedzieć się w pełni, o co mi chodzi. Nie mogę Wam opowiedzieć wszystkiego, bo byłby to spoiler, a nie chcę psuć zabawy, gdybyście jednak zdecydowali się na przeczytanie "Biegu do gwiazd".

    Czytając ostatnie strony czułam rozczarowanie, bo miałam już w głowie wizję zakończenia. Byłam pewna, że wiem, jak potoczą się losy głównej bohaterki, a tu bum - wszystko się odmieniło, jak za poruszeniem magicznej różdżki, pozostawiając mnie z otwartymi ustami z wrażenia... I to było pozytywne zaskoczenie. Historię tę dokończę, opisując słabe strony, bo o ile niespodzianka na końcu książki jest zaletą, to niestety jest do czego się przyczepić.

    5. Na samym końcu książki znajdziemy słowniczek, wyjaśniający wiele pojęć użytych w treści "Biegu do gwiazd" związanych z cukrzycą, a mogących sprawić czytelnikom trudności ze zrozumieniem. To dobry pomysł, bo nie każdy ma tak szeroką wiedzę o tej chorobie, by zrozumieć np. pojęcie hipoglikemii.

    Słabe strony "Biegu do gwiazd"

    1. Treść
    Już spieszę z wyjaśnieniami. Już od pierwszych stron czytelnik może poczuć się przytłoczony ilością tekstu, która na niego czeka. Wielkość opisów refleksji głównej bohaterki jest odwrotnie proporcjonalna do liczby dialogów, których jest naprawdę mało w "Biegu do gwiazd". W dodatku użyto małego fontu, co sprawiło, że moje oczy były wykończone po przeczytaniu zaledwie kilku stron. To właśnie dlatego, tak długo męczyłam się z tą książką. Mało światła między wersami (mowa o odstępach) nie ułatwia czytania.

    2. Postacie
    Tutaj kolejne rozczarowanie. Mam nadzieję, że to nie spoiler (będzie mowa o wydarzeniach z początku książki, więc raczej nie zdradzę Wam za wiele), Ada - główna bohaterka, wraca po długiej nieobecności do szkoły (nie będę Wam mówić, skąd wraca, przeczytacie, to się dowiecie) i już pierwszego dnia, gdy tylko idzie się na nowo zapisać na listę uczniów, podchodzi do niej szkolny przystojniak, Pan Tajemniczy, który przez lata nie odzywa się właściwie do nikogo, ale do Ady przybiegł w podskokach.

    No nie.

    Brzmi mało realistycznie, prawda?

    3. Zakończenie
    Wracając do zakończenia - ono nawet nie jest otwarte. Dla mnie, mowa o kompozycji otwartej jest wtedy, gdy mamy możliwość dowolnej interpretacji losów bohaterów. Każdy, kto przeczyta książkę, może inaczej zrozumieć jej koniec, mamy wiele możliwości. A w "Biegu do gwiazd" wygląda to tak, jakby autorka ZAPOMNIAŁA dopisać kilku ostatnich słów. My nie wiemy, co się stanie dalej. Mamy dwie opcje (chętnie powiedziałabym Wam jakie, ale to już na pewno byłby spoiler) i każda z nich jest równie prawdopodobna. Zdecydowanie brakuje mi tam zamknięcia akcji.

    4. Materiały promocyjne
    Nie wiem, czy wiecie, ale jestem w czwartej klasie organizacji reklamy, dlatego tematyka promocji i reklamowania nie ma przede mną żadnych tajemnic. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy otrzymałam materiały promocyjne "Biegu do gwiazd", na którym widnieje napis "Najlepsza książka tego roku". Jak można napisać coś takiego w lutym?

    Już w pierwszym roku nauki na moim kierunku dowiedziałam się, czegoś, co dla mnie było oczywiste - nie używamy określeń w stopniu najwyższym. Najlepszy, najnowszy, najwspanialszy - tego typu wyrazy jedynie irytują odbiorów, a niepoparte jakimikolwiek dowodami czy argumentami, sprawiają, że to brzmi po prostu śmiesznie.

    W 2018 roku pojawi się jeszcze mnóstwo książek i niejedna z pewnością zaskoczy czytelników. Nazywanie "Biegu do gwiazd" już w lutym takim tytułem jest dla mnie zupełnie nieuzasadnione.



    Jak widzicie, ocenienie "Biegu do gwiazd" nie jest takie łatwe, jak mi się wydawało. Dobry pomysł, ale kiepska realizacja, tak w skrócie podsumowałabym tę książkę. Nie jest tak źle, abym dała tylko jedną kostkę czekolady. Ale nie jest też tak dobrze, bym mogła nagrodzić autorkę trzema cząstkami. Ku mojemu zaskoczeniu powieść ta zbiera mnóstwo pozytywnych opinii. Niestety, gusta są różne, a ja chcę być szczera i podzielić się z Wami moimi prawdziwymi odczuciami. Może część z Was zarzuci mi, że nie powinnam oceniać niczego poza fabułą, ale na ogólne wrażenie, jakie wywiera na mnie jakakolwiek książka, składa się o wiele więcej niż jej treść. Dwie kostki czekolady wędrują do "Biegu do gwiazd".




    A teraz koniecznie zdradźcie mi, czy planujecie przeczytać tę książkę i czy jesteście do niej nastawieni bardziej pozytywnie, czy negatywnie.


    Share
    Tweet
    Pin
    4 komentarze

    Najczęściej nagradzany tytuł na tegorocznej gali rozdania Oscarów - aż cztery statuetki, w tym za najlepszy film. "Kształt wody" może pochwalić się również Złotym Globem oraz Złotym Lwem. Ten film otrzymał mnóstwo nagród, co sprawiło, że stał się sławny na całym świecie. Czy wiecie, że "Kształt wody" możecie nie tylko obejrzeć, ale i przeczytać? 27 lutego swoją premierę miała adaptacja powieściowa filmu napisana przez Guillermo del Toro i Daniela Krausa.

    Najpierw przeczytałam książkę, potem obejrzałam film. Zawsze byłam (i zapewne będę) zdania, że książka wygrywa z filmem. Oczywiście od tej zasady są pewne wyjątki (np. "Love, Rosie"), czy jednak "Kształt wody" jest takim wyjątkiem? Trudno powiedzieć, ale zacznijmy od początku.

    Elisa jest niemową. Ma trzydzieści lat i od kilkunastu lat pracuje w Ośrodku Badań Kosmicznych OCCAM. Od kiedy skończyła osiemnaście lat i wydostała się z sierocińca, jej życie przepełnia monotonia. Wynajmuje tanie mieszkanie nad kinem, a dźwięki z aktualnie granego filmu zna na pamięć. Jej sąsiadem jest Giles, artysta w dojrzałym wieku. Elisa pracuje na nocnej zmianie, podczas której towarzyszy jej czarnoskóra przyjaciółka o imieniu Zelda. Giles i Zelda to tak naprawdę jedyne towarzystwo Elisy, jedyne osoby, które specjalnie dla niej nauczyły się języka migowego.

    Jedyną kolorową rzeczą w skromym życiu Elisy są jej buty. Ma ich mnóstwo, zazwyczaj poniszczone i znoszone, ale barwne i oryginalne. 

    Baleriny będą jedyną formą buntu, na jaką Elisa poważy się tej i każdej innej nocy. Stopy łączą człowieka z ziemią, ale jeśli ktoś jest biedny, to ani jeden kawałek ziemi nie należy do niego.

    Pewnego dnia w OCCAM panuje wyjątkowe zamieszanie. Przywożą jakąś tajemniczą kapsułę wypełnioną wodą. Gdy Elisa podchodzi bliżej, widzi dłoń. Od tej pory jej zafascynowanie postacią ukrywającą się w wodzie.

    Film skupia się jedynie na historii niezwykłej istoty przewiezionej do OCCAM pod pretekstem badań, którymi dowodzą Hoffstetler oraz Strickland. Ten drugi odgrywa tu o wiele ważniejszą rolę, która w filmie nie jest (moim zdaniem) dostatecznie wyjaśniona.

    Dzięki książce poznajemy całą historię Stricklanda. Zmuszony szantażem, spędził siedemnaście miesięcy w dżungli amazońskiej, poszukując legendarnego stwora. Dżungla zmieniła go nie do poznania. Stał się dziki, nieokrzesany, a po powrocie do domu nie może odnaleźć się w cywilizacji. Wodny stwór stał się jego największym wrogiem. 

    "Kształt wody" opowiada nie tylko o niezwykłej miłości między niemową a potworem morskim. To historia również człowieka, który oszalał w dziczy Amazonii. To też opowieść artysty homoseksualisty w podeszłym wieku, który sam nie wie, kiedy jego życie minęło, ale zdecydowanie nie jest zadowolony z jego przebiegu. To też losy kobiety, która po przeprowadzce do Ameryki poznaje inny świat, zaczyna rozumieć, że kobiety też mogą coś znaczyć, mogą pracować, robić to dobrze, a nawet być komplementowane i być kimś więcej niż gospodynią domową. "Kształt wody" mówi również o sposobie, w jaki kiedyś traktowano czarnoskórych ludzi. 

    Podsumowując, powiedziałabym, że "Kształt wody" skupia się właśnie na inności. Niemowa, potwór morski przypominający człowieka, homoseksualista, czarnoskóra kobieta - ich wszystkich łączy fakt, że wyróżniają się na tle pozostałych ludzi. Ale czy to sprawia, że są oni gorsi?

    Jak to jest czuć się kimś? Istnieć nie tylko we własnym świecie, ale również w czyimś innym?

    Tak jak wspomniałam, książka mówi więcej, dzięki niej poznajmy prawdziwą historię, a nie jak w filmie - jedynie jej zarys. "Kształt wody" opowiada o wielu ważnych kwestiach i nie powinniśmy skupiać się jedynie na miłości głównych bohaterów, odważyłabym się o stwierdzenie, że ta niezwykła istota jest tu jedynie tłem do poruszenia ważnych tematów i wywołania dyskusji.

    Jeśli chodzi o klimat, to tu ewidentnie przewagę ma film - adaptacja książkowa kiepsko oddaje nastrój, a momentami czyta się ją z trudnością. Nie wiem, czy jest to wina tłumacza, czy autora. 

    Fabuła z pewnością inna niż wszystkie te historie, z którymi spotykamy się dookoła. Przesłanie również jest na plus, można wiele z tej książki (czy też filmu) wynieść. Niestety niektóre sceny były po prostu dziwne, o wiele lepiej ukazano je na ekranie. 

    Mimo wszystko "Kształt wody" wciągnął mnie i naprawdę zainteresował. Zachwycona nie jestem, ale mam pozytywne zdanie o tej książce. Zdecydowanie warto poznać tę historię. A może już to zrobiliście? Jak wrażenia? Ja przyznaję trzy kostki czekolady, jaka byłaby Wasza ocena? 
    Jeśli zdecydujecie się na sięgnięcie po "Kształt wody", zaczniecie od filmu czy książki? Dajcie znać.



    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
    Share
    Tweet
    Pin
    14 komentarze
    Kiedy już miałam serdecznie dość thrillerów, postanowiłam wrócić do wysłużonych romansów. Oczekiwałam rozrywki, może wzruszenia, ale z pewnością emocji. Wtedy sięgnęłam po pierwszy tom The Royals.

    Clara właśnie ukończyła studia na Oxfordzie, które zwieńczyło uroczyste przyjęcie. Sukienki od najlepszych projektantów, wysokie szpilki i przyklejone do twarzy fałszywe uśmiechy. Do tego jej przyjaciółka, Belle, stale próbuje ją z kimś zeswatać, tym razem trafiło na brata Belle. Clara nie bawi się najlepiej, dlatego postanawia uciec od przyjaciółki, rodziców i całej reszty tej snobistycznej szopki. Na balkonie trafia na niezwykle przystojnego mężczyznę i w wyniku oszołomienia jego urodą, zaczyna na niego krzyczeć z błahych powodów, a on niespodzianie ją całuje. Tak. Brzmi to trochę dziwnie, prawda?

    Mężczyzna wydaje się dziewczynie znajomy, ale pocałunek odebrał Clarze umiejętności posługiwania się mózgiem, więc go nie rozpoznaje.

    Kilka dni później pod jej mieszkaniem stoi tłum paparazzich, a jej twarz błyszczy na pierwszych stronach wszystkich gazet w Wielkiej Brytanii. Nagle Clara doznaje olśnienia i już wie, kim jest ten tajemniczy mężczyzna. To Alexander, książę Cambridge. 

    Życie Clary zmienia się o 180 stopni, gdy udaje się na tajemnicze spotkanie z księciem, który proponuje jej układ. Niby nie chce zobowiązań, a za chwile oczekuje od niej wyłączności i pragnie zabierać ją na randki. Mężczyźni...

    Alexander jest nie tylko nieziemsko przystojny, ale oczywiście też niebezpieczny dla takiej delikatnej młodej kobiety, jaką jest Clara. Dlaczego w każdej książce przystojniak musi mieć jakieś sekrety albo głęboko skrywane wady? Bo zaczęłabym szukać takiego mężczyzny, a to przecież z góry skazane na porażkę.

    (...) nic, co piękne, nie ma szans przy mnie przetrwać. Rozumiesz? Oni cię zniszczą, a jeśli nie oni, to ostatecznie zrobię to ja.

    I tak oto Clara umawia się z księciem, a rodzina królewska jej nienawidzi. Dzień jak co dzień.



    Emocji tu nie brakowało. Całą książkę przedstawiłabym jako sinusoidę. Clara czuje się fatalnie, Clara czuje się jak księżniczka, Clara ma załamanie, Clara jest w euforii, bo widzi się z księciem, Clara płacze, bo nie jest tak, jak sobie to wyobrażała... I tak bez końca.

    Wydaje mi się, że akcja działa się za szybko. Szczególnie jeśli chodzi o pilnie strzeżony sekret i wielką traumę Alexandra - książę otworzył się całkowicie przed Clarą po kilku dniach znajomości. To było rozczarowujące.

    "Kochanka księcia" to typowy przykład guilty pleasure. Pisząc tę recenzję, widzę, jak cała fabuła brzmi absurdalnie i nie wierzę, że to mi się podobało. Ale oczywiście nie mogłam się oderwać od lektury. I tak to jest z literaturą  guilty pleasure - trochę nas zawstydza fakt, że podobała nam się tak mało ambitna książka. 

    Już od początku nie oczekiwałam od tej historii morałów, pouczeń, lekcji życia. Chciałam emocji i dostałam je. Chciałam kilku godzin dobrej zabawy z książką i dostałam je. Czasami potrzebujemy tego typu powieści, by oderwać się od rzeczywistości i po prostu spędzić miły wieczór. W tej kwestii "Kochanka księcia" mnie nie zawiodła.

    Czułam się trochę za bardzo jak w bajce. Bo to była bajka. Taka, jaką się opowiada dziewczynkom przed snem, i taka, o jakiej marzą kobiety chodzące do kina na komedie romantyczne. Tylko że to wszystko działo się naprawdę, w dodatku to ja miałam się wcielić w rolę współczesnego Kopciuszka, którą trudno było mi zaakceptować.

    Podsumowując, jeśli lubicie guilty pleasure i nie będziecie spodziewać się ambitnej książki, a jedynie dobrej zabawy, to możecie sięgnąć po "Kochankę księcia". W innym wypadku po prostu rzucicie książką o ścianę, a przecież szkoda byłoby książki i ściany.

    Przyznaję trzy kostki czekolady i po cichu czekam na kolejny tom. 

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

    Share
    Tweet
    Pin
    6 komentarze

    30 lat temu w ponurym, zwyczajnym miasteczku dorastał Eddie, spędzając czas ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy wszystko się zmieniło? Tego nikt nie potrafi dokładnie określić? Czy zaczęło się to wraz z przybyciem nowego mieszkańca? Czy może tragiczne wydarzenia zapoczątkował wypadek w wesołym miasteczku? A może wszystko zaczęło się w dniu, w którym dzieciaki zaczęły rysować tajemne znaki za pomocą kredy? Odnalezienie zwłok z pewnością odbiło się na psychice Eddiego i jego przyjaciół.

    Teraz, 30 lat później, każdy z nich przechowuje wspomnienia z dzieciństwa głęboko ukryte. Jednak tajemnicze listy z rysunkiem wykonanym kredą, sprawiają, że wspomnienia wracają.

    Kimże bowiem jesteśmy, jeśli nie sumą doświadczeń, które zbieramy przez całe życie? Bez nich stajemy się tylko mięsem, szkieletem i krwiobiegiem.


    Co wydarzyło się tak naprawdę w małym miasteczku? Odkryj prawdę o historii, która wydarzyła się 30 lat temu.

    Tak naprawdę o tej książce nie można zbyt wiele powiedzieć, by za dużo nie zdradzić. Autor "Kredziarza" miał dobry pomysł. Chociaż na początku się trochę nudziłam, to książka była naprawdę ciekawa. Końcówka mnie zaskoczyła. Właściwie do samego końca, nie wiedziałam, jak to wszystko się zakończy. Dobrym pomysłem było przeplatanie rozdziałów z akcją w czasie teraźniejszym i sprzed 30 lat. To sprawiło, że jeszcze bardziej chcieliśmy wiedzieć, co wydarzyło się w dzieciństwie bohaterów, bo wiedzieliśmy już, jakie to miało skutki. Należy docenić również sam pomysł z wykorzystaniem kredy i niewinnej dziecięcej zabawy jako do tragicznych wydarzeń.

    Ogólnie oceniam ją lepiej niż "Kobietę w oknie", ale czy zasługuje na trzy kostki czekolady? Może dwie i pół. 
    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

    Share
    Tweet
    Pin
    3 komentarze

    Anna Fox to 39-letnia psycholog specjalizująca się w pracy z dziećmi. Ma za sobą traumatyczne wydarzenia, które przyczyniły się do rozwoju jej choroby — agorafobii, czyli lęku przed otwartą przestrzenią. To już prawie rok odkąd nie opuściła domu.

    Jako chora mówię, że agorafobia nie tyle zniszczyła moje życie, co się nim stała.

    Jej rodzina się rozpadła. Mieszka sama, kontaktuje się z mężem i córeczką jedynie telefonicznie. Jej rozrywką jest oglądanie czarno-białych filmów oraz podglądanie życia sąsiadów. W dodatku bierze leki tylko,gdy jej się przypomni, nie przejmuje się dawkami, a tabletki popija alkoholem.

    Anna jest na skraju załamania. Nie ma własnego życia, dlatego tak bardzo interesuje ją życie sąsiadów. Każdego dnia spędza długie godziny obserwując codzienność sąsiadów. Pewnego dnia widzi przez okno coś, co zmienia wszystko, a ona wpada w poważne tarapaty.

    Rzeczywistość miesza się z halucynacjami wywołanymi mieszanką leków i alkoholu. Czytelnik ufa wizjom Anny, jednak w tej książce nic nie jest takie, jak się wydaje.

    I  nie mówcie mi, że tego nie widziałam, bo wiem, co widziałam.

    Prawda jest taka, że ostatnio lubuje się w tego typu książkach. Jednak "Kobieta w oknie" nie podbiła mojego serca. Jej czytanie szło mi opornie, co było spowodowane małą czcionką, ale i akcją, która nie za bardzo mnie wciągnęła. Tak naprawdę dopiero pod koniec byłam zafascynowana i nie mogłam oderwać się od lektury. A zanim dotarłam do tego momentu, zastanawiałam się, co niezwykłego widzą wszyscy w tej opowieści.

    Dla mnie "Kobieta w oknie" była w porządku. Tylko i wyłącznie dobra. Bez fajerwerków i większych powodów do zachwytów. Owszem, kilkukrotnie akcja mnie zaskoczyła, ale niestety zbyt często zastanawiałam się, ile jeszcze stron pozostało mi do końca. Jedynie zakończenie, które jest już totalną niespodzianką, uratowało według mnie tę książkę.

    Przeczytać warto, ale nie oczekujcie po "Kobiecie w oknie" czegoś niezwykłego. Przyznaję dwie kostki czekolady.

    Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
    Share
    Tweet
    Pin
    2 komentarze
    Nowsze Posty
    Starsze Posty

    Bookstagram

    Patronat

    Patronat

    Czekoladowa Skala

    Czekoladowa Skala

    Wybierz coś dla siebie

    • artykuł (15)
    • cytaty (23)
    • hate-love (18)
    • Kalendarze/dzienniki (4)
    • Kryminał/sensacja/thriller (38)
    • Literatura dla dzieci (2)
    • Literatura fantastyczna (37)
    • Literatura historyczna (13)
    • Literatura kobieca (195)
    • Literatura młodzieżowa (81)
    • Literatura piękna (1)
    • Literatura świąteczna (13)
    • Literatura współczesna (7)
    • Patronat (13)
    • Poezja (4)
    • Reportaż (1)
    • wywiad (4)

    Najpopularniejsze

    • Zostawiłeś mi tylko przeszłość
      (...) wiedz, że mi przykro, ale nie bądź na mnie zły, że znowu to wszystko przeżywam. Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Tak to się wszyst...
    • Karminowe serce
      Czasami, kiedy wszystkie drogi prowadzą donikąd, ucieczka wydaje się jedynym rozwiązaniem. Brakuje słów, żeby wytłumaczyć to, co było. Br...
    • Bookstagram. Jak zacząć?
      2 października 2018 roku minął rok odkąd prowadzę bookstagrama. Zakładając konto na Instagramie, nie przypuszczałam, że osiągnie ono tak ...

    Archiwum

    • ►  2023 (8)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (2)
    • ►  2022 (42)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (5)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (5)
      • ►  czerwca (2)
      • ►  maja (4)
      • ►  marca (3)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2021 (51)
      • ►  grudnia (9)
      • ►  listopada (4)
      • ►  października (1)
      • ►  września (3)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (3)
      • ►  maja (6)
      • ►  kwietnia (3)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (8)
      • ►  stycznia (5)
    • ►  2020 (71)
      • ►  grudnia (5)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (10)
      • ►  września (12)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  lipca (4)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (5)
      • ►  marca (13)
      • ►  lutego (10)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2019 (55)
      • ►  grudnia (1)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (2)
      • ►  sierpnia (6)
      • ►  lipca (7)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (8)
      • ►  lutego (15)
      • ►  stycznia (1)
    • ▼  2018 (85)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (6)
      • ►  października (6)
      • ►  września (9)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (19)
      • ►  czerwca (5)
      • ►  maja (8)
      • ►  kwietnia (8)
      • ▼  marca (6)
        • Jak zatrzymać czas
        • Bieg do gwiazd
        • Kształt wody
        • Royals. Kochanka Księcia
        • Kredziarz
        • Kobieta w oknie
      • ►  lutego (6)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2017 (65)
      • ►  grudnia (7)
      • ►  listopada (7)
      • ►  października (4)
      • ►  września (5)
      • ►  sierpnia (4)
      • ►  lipca (9)
      • ►  czerwca (8)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (4)
      • ►  marca (4)
      • ►  lutego (4)
      • ►  stycznia (4)
    • ►  2016 (21)
      • ►  grudnia (4)
      • ►  listopada (8)
      • ►  października (9)
    Facebook Instagram Pinterest

    Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates