Jeśli jakimś cudem...

 
Jeśli jakimś cudem L.J. Shen recenzja cytaty

Tę książkę trudno jednoznacznie opisać. Jest jednocześnie urocza i zaskakująca, żeby nie powiedzieć dziwna. Uwidacznia specyficzne poczucie humoru autorki.
L.J. Shen znamy raczej z gorących książek i gołych klat na okładce. Ale "Jeśli jakimś cudem..." odbiega od tego schematu. Jak sama autorka napisała w podziękowaniach: "pozwoliłam sobie napisać zupełnie szaloną książkę, taką totalnie nie w moim stylu. (...) Ta książka miała być zwykłą komedią romantyczną na świątecznym klimacie, ale wyszło z niej zupełnie coś innego".

I to naprawdę jest coś innego.

Jeśli przeznaczenie znowu nas połączy, to damy sobie szansę za wszelką cenę, słyszysz?

Kiedy Aurora ma 18 lat, leci do Irlandii, aby odwiedzić grób ojca. Podróż na inny kontynet wywraca jej życie do góry nogami. Poznaje chłopaka, który wydaje się jej sercu niezwykle bliski. I choć okoliczności im nie sprzyjają, to obiecują sobie, że jeśli jakimś cudem spotkają się jeszcze raz, to zrobią wszystko, aby być razem.

Osiem lat później ponownie stają twarzą w twarz, ale nic nie jest już tak, jak kiedyś.

To naprawdę trudna do opisania historia. Z jednej strony — zaznaczyłam mnóstwo cytatów, bo dialogi trafiły w moje serce. Z drugiej strony, o czym już wspomniałam, to specyficzna książka. L.J. Shen pisała z perspektywy serwetki, krowy, batona. I choć są to tylko wtrącenia, krótkie przerywniki, to jednak jest to szalone. Chociaż muszę docenić kreatywność i oderwanie od schematu.

I chyba powtórzę to, co w przypadku "Twojego Cartera"  to urocza historia, ale niektóre sceny są bardzo mocne. W pięciostopniowej skali "hot level" ta książka została oceniona na 4. I choć początkowo stwierdziłam, że powinna mieć niższą ocenę, to przecież taka słodka opowieść, to scena z batonem była jednym z najdziwniejszych i najmocniejszych fragmentów, jakie czytałam. Więc może jednak ten wysoki hot level wydawnictwo przyznało nie bez powodu.

Okładka sugeruje zimową, być może świąteczną opowieść, ale nie wierzcie w to złudzenie. Owszem, w książce występuje porównanie do kuli ze śniegiem w środku, ale na tym kończą się elementy zimowe.

To, co przeszkadzało mi w "Jeśli jakimś cudem..." to oderwanie od rzeczywistości. Im dalej, tym więcej elementów było bajkowych i fantastycznych, jakieś magiczne interwencje, aby wspomóc przeznaczenie. Wiem, że część z Was lubi książki właśnie za tę możliwość ucieczki od rzeczywistości, ale jeśli czytam romans i nie jest to fantastyka, to wolałabym, aby nikt z zaświatów nie sterował życiem bohaterów książki.

Ale żeby nie było, że widzę tylko wady. Nie. To naprawdę wciągająca powieść i bardzo mi się podobała. Wymieniam te negatywy, abyście wiedzieli, dlaczego oceniłam ją na 7/10, nie na 8/10. Początek książki był tak dobry, że byłam przekonana, że mam do czynienia z genialnym romansem, o którym długo nie zapomnę.

Potem jednak autorka poszła swoją drogą i rozminęła się z moimi oczekiwaniami. Nie oznacza to jednak, że "Jeśli jakimś cudem..." jest kiepska. Ten tytuł nagradzam trzema kostkami czekolady.


Poniżej możesz sprawdzić, gdzie w najlepszej cenie kupić "Jeśli jakimś cudem...".

Może zainteresuje Cię również

1 komentarze

  1. Ja aktualnie czytam ''Mgłę'' Świderskiej, bo chciałabym wziąć jeszcze udział w konkursie, w którym do zgarnięcia jest IPhone 13, ale po ''Jeśli jakimś cudem...'' na pewno sięgnę w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)