Małe sekrety

Małe sekrety Jennifer Hillier

Marin popełniła jeden błąd, który zrujnował jej dotychczasowe życie - wypuściła dłoń swojego czteroletniego synka. Podczas przedświątecznych zakupów wszędzie panował tłok, a ona musiała napisać smsa, brakowało jej wolnej dłoni, więc puściła synka i kazała mu się trzymać blisko.

Chwilę później Sebastiana nigdzie nie ma. Monitoring zarejestrował moment porwania - dziecko z uśmiechem odeszło w towarzystwie osoby przebranej za Świętego Mikołaja. Każde dziecko zaufałoby tak ubranej osobie.

Tego dnia idealne życie Marin rozsypuje się w drobny mak. Choć jest cenioną fryzjerką gwiazd, odnosi sukcesy, ona i jej mąż zarabiają fortunę - to wszystko straciło znaczenie w chwili zniknięcia synka. To było ich upragnione dziecko, o które starali się wielokrotnie, ale za każdym razem dochodziło do poronienia. Sebastian był ich cudem.

Chociaż poszukiwania dziecka są bardzo nagłośnione, nie przynoszą rezultatu. Nawet nagroda w wysokości miliona dolarów nie pomaga w odnalezieniu Sebastiana.

Szesnaście miesięcy później Marin próbuje jakoś funkcjonować. Uczęszcza na spotkania grupy rodziców zaginionych dzieci, niedawno wróciła do pracy. Jest to jedynie namiastka normalności. W dodatku między nią a jej mężem z dnia na dzień rośnie dystans. Praktycznie ze sobą nie rozmawiają.

To wtedy Marin dostaje od życia ostateczny cios - prywatna detektyw, która zajmuje się poszukiwaniem Sebastiana, odkrywa, że mąż Marin ją zdradza.

Do czego będzie zdolna Marin, aby uratować swoje małżeństwo?

Do czego doprowadzą skrywane małe sekrety?

Po thrillery sięgam, kiedy robi mi się za słodko od romansów. Lubię przeczytać coś innego, aby nie znudzić się jednym gatunkiem. Nie lubię jednak krwawych książek, pełnych przemocy i agresji. Wolę skupić się na rozszyfrowaniu zagadki przygotowanej przez autora książki.

"Male sekrety" to książka, która szybko wciąga i trzyma w napięciu. Cała historia przepełniona jest smutkiem i żalem po stracie dziecka. Czytelnik jest świadkiem kryzysu w życiu bohaterów. Autorka świetnie oddała emocje Marin, która się zagubiła i nie potrafi się pozbierać. Każdego dnia towarzyszą jej wyrzuty sumienia, każdego dnia obawia się telefonu od detektywa z informacją o odnalezieniu martwego ciała synka.

Przyznam, że ciekawą postacią jest też kochanka męża Marin. Młoda, o idealnym ciele, popularna na Instagramie i z różowymi włosami nie może bardziej różnić się od Marin.

Czytelnik może mieć problem z polubieniem bohaterów "Małych sekretów", bo każdy z nich ma coś na sumieniu. Łatwiej nam się czyta książkę, w której szybko obdarzamy sympatią główne postacie, a w tym przypadku nawet Marin jest trudną do polubienia osobą.

Na początku fabuła nie do końca do mnie przemawiała. Porwanie dziecka, mąż, który nie jest święty i kryzys matki nie są niczym oryginalnym. Na szczęście autorka wykazała się w zakończeniu, które może zaskoczyć niejednego czytelnika.

"Małe sekrety" to nie idealna książka, ale z pewnością na tyle dobra, abym mogła ją Wam polecić na jesienny wieczór. Emocje gwarantowane! Nagradzam ten tytuł trzema kostkami czekolady.

Bądźcie czujni, bo w najbliższych dniach będę miała do wygrania 3 egzemplarze tej książki. Rozdanie oczywiście na Instagramie.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu MUZA.

Może zainteresuje Cię również

2 komentarze

  1. Zapowiada się całkiem intrygująco, więc pewnie sięgnę po tę książkę, jeśli trafi w moje ręce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiła mnie ta książka. :) Może w wolnym czasie się skuszę i przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)