Wiosna koloru słońca

Wiosna koloru słońca - Carina Bartsch (recenzja)

Najtrudniejszym pytaniem jest pytanie o ulubioną książkę. Ale kiedy już ono pada, najczęściej odpowiadam "Złe serce" lub "Lato koloru wiśni".

Niewiele jest książek, a jeszcze mniej serii, do których regularnie wracam. Ale "Lato koloru wiśni" jest jedną z nich. W 2016 roku, kiedy poznałam tę dylogię, uznałam za swoją misję polecenie jej jak największemu gronu. Efekt? Zarówno moja mama, jak i moja przyjaciółka zakochały się w powieściach Cariny Bartsch tak samo jak ja.

Mijały lata, a w internecie pojawiało się coraz więcej próśb o trzeci tom losów Emely i Elyasa. Jednym z najgorszych zjawisk w literaturze jest dla mnie przeciąganie na siłę historii, aby wydać kolejny tom, zarobić jeszcze więcej pieniędzy. "Lato koloru wiśni" składało się z dwóch tomów, z wyraźnym zakończeniem i to mi wystarczyło. Jednak czytelnicy Cariny Bartsch jeszcze bardziej naciskali i prosili o możliwość powrotu do swoich ulubionych bohaterów.

Efekt? 10 marca 2021 roku swoją premierę będzie miał trzeci tom "Lata koloru wiśni".

Miałam okazję przeczytać tę książkę przedpremierowo, bo zostałam poproszona o napisanie kilka zdań na okładkę. Cofam się do 2016 roku, kiedy przepadłam w historii o Emely i Elyasie i nie mogę uwierzyć, że moje imię i nazwisko znajdzie się na okładce trzeciej części ich losów.

Życie potrafi zaskoczyć!

Ale przejdźmy do "Wiosny koloru słońca". Już w przedmowie autorka przyznaje, że nie chciała ciągnąć losów jej bohaterów na siłę. Widziała liczne prośby o kontynuację tej historii, ale musiała być do tego pomysłu przekonana. Musiała sama zrozumieć, że "Zima koloru turkusu" nie musi być zakończeniem. Ale udało się.

Carina Bartsch uprzedza, że przed lekturą "Wiosny koloru słońca" powinniśmy odświeżyć sobie poprzednie tomy, bo trzecia część jest bezpośrednią ich kontynuacją. Akcja jest kontynuowana dokładnie od momentu, na którym zakończyła się w "Zimie koloru turkusu".

I właśnie dlatego w weekend poprzedzający premierę "Wiosny koloru lata" zorganizuję maraton z tą serią. W dniach 5-7 marca będziemy wspólnie przypominać sobie losy Elyasa i Emely. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z tą znakomitą serią, będzie to dobra okazja na nadrobienie zaległości. Dlatego w piątek, 5 marca, widzimy się na moim Instagramie. Daję znać wcześniej, abyście sobie zarezerwowali egzemplarze w bibliotekach, na zakup własnych egzemplarzy lub wyszukanie ich w platformach udostępniających eBooki. Na pewno są dostępne w Legimi. Przygotujcie się, tym razem nie ma wymówek, czas na lekturę "Lata koloru wiśni".

Jak wiecie, w każdej mojej recenzji znajduje się na tabelka z najlepszymi cenami książki w konkretnych księgarniach internetowych, więc jeśli chcecie zaoszczędzić, to wystarczy kliknąć recenzję "Lata koloru wiśni" (klikamy tutaj) i sprawdzić ceny. :) "Zimy koloru turkusu" nie recenzowałam, więc nie ma też tabelki.

Ale wracając do tematu. :) Nie powiem, trochę obawiałam się powrotu do tej historii. Po pierwsze - minęło kilka dobrych lat. Po drugie - istniało ryzyko, że autorka jednak zepsuje urok tej historii. Ale te lęki były bezpodstawne, bo Carina Bartsch fantastycznie poradziła sobie z kontynuacją losów naszych ulubionych bohaterów.

Elyas i Emely są razem. Udało się. Ale co dalej?

I ona, i on, muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością, taką, w której mogą się dotykać, całować, mogą się odwiedzać, bez lęku, że wizyta nie będzie mile widziana. Elyas może dzwonić do Emely i nie obawiać się, że nie odbierze (choć ona wciąż nie zmieniła nazwy jego kontaktu w telefonie z "Nie odbierać"). Choć to miłe doświadczenie, wreszcie mieć przy sobie ukochaną osobę, to z tyłu głowy wciąż świeci się lampka ostrzegawcza, że to wszystko za chwilę może się zepsuć i stracą tę piękną relację.

Właśnie ten lęk sprawia, że Emely nie chce się spieszyć i powoli otwiera się na Elyasa. Cały czas w jej sercu jest obawa, że kiedy otworzy się przed nim całkowicie, on odejdzie, a ona po raz kolejny będzie miała złamane serce.

Zapowiada się emocjonująca lektura, prawda?

Po raz kolejny zapewniam, że trzeci tom jest na tym samym poziomie, co dwie poprzednie części. Mimo że nasi bohaterowie są już razem, to wciąż się droczą, a przecież ich słowne potyczki były jedną z głównych zalet tych książek. Co więcej - ta dwójka wciąż sprawia, że moje serducho topnieje jak masło. Uwierzcie, czytałam "Wiosnę koloru słońca" z ogromnym uśmiechem na twarzy.

A teraz mam dla Was kilka cytatów z "Wiosny koloru słońca". Tak na zachętę, choć nie sądzę, abyście potrzebowali jeszcze dodatkowych powodów do poznania tej historii. :)

Być może ten lęk był ceną, którą trzeba zapłacić, kiedy znajduje się swoją wielką miłość. Bo przecież, nawet jeśli najwidoczniej dostaje się ją za darmo, nie oznacza to, że można ją bez wysiłku utrzymać.

Czasami wydaje mi się, że to, co prawdziwe, stopniowo wymiera. A światem zaczyna rządzić to, co sztuczne. Przyszło mi do głowy wiele faktów, które potwierdzały tezę Sebastiana, ale moje myśli chwyciły się kurczowo jednego tematu, do którego zawsze podchodziłam z błyskiem w oku. Literatura. Nieważne, jak długo bym się nad tym zastanawiała, nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem miałam w rękach naprawdę dobrą, dopracowaną, kreatywną i aktualną książkę. Tematy i bohaterowie sprawiali wrażenie potraktowanych powierzchownie. Jak gdyby wcale nie chodziło o to, by się z nimi mierzyć, a ludzie szukali czegoś, co można skleić i sprzedać gotowy produkt. Książki rzadko pisano teraz z czystej pasji i przekonania, produkowano je raczej dla sztucznych potrzeb rynku.

Miłość to cholerna zagadka. Myślę, że jeśli prawdziwa miłość naprawdę istnieje, rozum jest nią zwyczajnie przeciążony i nie potrafi jej objąć. Wiecznie szukasz wyjaśnienia, ale nigdy go nie znajdziesz.

Tylko dlatego, że wiele osób robi to źle, nie wolno powstrzymywać się przed robieniem czegoś dobrze. Nawet jeśli wygląda to na walkę z wiatrakami.

– Powiedziałaś wcześniej, że stare książki pachną minionymi czasami. Jak to możliwe? Masz na myśli papier?
– Nie, same historie też pachną. Jeśli są barwnie opowiedziane, przez cały czas czytania człowiek czuje najróżniejsze zapachy.
Milczał przez chwilę, jakby zastanawiał się nad moimi słowami. A potem zaskoczył mnie pytaniem, którego się nie spodziewałam.
– A jak pachniałaby nasza dwutomowa historia?
Udało mu się wywołać na moje usta uśmiech, bo przypomniałam sobie naszą rozmowę na ten temat – jakby to zdarzyło się wczoraj. Poszliśmy wtedy do parku:
– Co jeszcze przyszło ci głowy?
– Bardzo dużo – powiedziałam i westchnęłam. – Cała nasza historia?
Spojrzał na mnie,
– Nasza historia?
Skinęłam głową.
– Czy to znaczy, że my mamy... historię? – zapytał?
– Elyas – powiedziałam z uśmiechem. – Myślę, że materiału starczyłoby na całą książkę, i to tak grubą, że dałoby radę zrobić z niej dwa tomy!
Jeszcze przez chwilę tkwiłam w tym pięknym wspomnieniu, a potem wróciłam do rzeczywistości.
– Myślę, że nasza historia mogłaby objąć już przynajmniej trzy części.
– I jak pachniałyby te części?
Zastanawiałam się i na początku nie byłam pewna, czy w ogóle uda mi się znaleźć odpowiedź, ale potem ona sama niespodziewanie znalazła mnie.
– Pierwsza część – latem w kolorze wiśni. Druga – zimą w kolorze turkusu. A trzecia – wiosną w kolorze słońca.

Czasem marzyłam o tym, by żyć w książce. W nich wszystko działo się tak po prostu: problem – rozpoznanie – refleksja – rozwiązanie. W rzeczywistości wyglądało to jednak inaczej, bo rozpoznanie często zajmowało kilka lat, zanim przyniosło rzeczywiste rezultaty. 

(...) wydaje mi się, że nie ma sensu czekać na szczęście. Wielu ludzi to robi. Każdy ma nadzieję, że pewnego dnia odnajdzie to ostateczne, wielkie szczęście albo że to ono znajdzie jego. A kiedy ono już nadejdzie – zostanie na zawsze. Myślę, że to jest złudzenie. Szczęście chyba nie jest ani darem, ani stanem, ale bardziej naszą decyzją. I tylko ty możesz ją podjąć. Jeśli to zrobisz, będziesz mogła żyć w cholernej lepiance w lesie, a mimo to będziesz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ważnie nie jest to, co się ma, ale to, co się z tym robi.

Życie zdarzało się tylko raz i było po prostu za krótkie, by pozwolić innym niszczyć nasze marzenia i cele. Nieważne, ile kosztowało to siły. Walczyliśmy o siebie samych – i to była najważniejsza walka, jaką można było stoczyć.

Jak widzicie, czeka Was miły czas z tą książką. Ja jestem oczarowana i choć przeczytałam dwa pierwsze tomy kilkukrotnie, wiem, że jeszcze będę do nich wracać. Historia Emely i Elyasa jest jedną z moich ulubionych i mam nadzieję, że Wy również ją polubicie.

"Wiosna koloru słońca" zdobywa cztery kostki czekolady, co nie jest żadną niespodzianką.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

Jeśli chcecie zakupić własny egzemplarz, to poniżej znajduje się tabelka z aktualnymi cenami tej książki w różnych księgarniach. I widzimy się na maratonie. :)

Może zainteresuje Cię również

0 komentarze

Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)