Gwiazdy nadziei


"Gwiazdy nadziei" to książka, która naprawdę mnie zaskoczyła. Autorkę znałam już dzięki powieści fantastycznej "Światło w mroku", już wtedy I.M. Darkss zachwyciła mnie swoją twórczością. Długo musiałam czekać na kolejną próbkę umiejętności tej pisarki, ale było warto.

Amara wraca do domu po długiej nieobecności. Już na samym początku spotyka się z pretensjami rodziców. Nigdy nie uda jej się spełnić ich oczekiwań. Nie jest idealna jak jej siostra i nigdy nie będzie. Amara kocha kolory i nie boi się tego pokazywać, stąd też jej pseudonim "Rainbow", który już dawno nadał jej Jaks.

To spotkania z nim najbardziej się obawia. Nawet wyjazd do Włoch nie pomógł Amarze zapomnieć o tym mężczyźnie. Kocha go całą sobą. Niestety to uczucie jest nieodwzajemnione. Do tej pory Jaks był w związku z perfekcyjną siostrą Rainbow, co jeszcze łamało jej serce. 

Jaks to wyjątkowy mężczyzna. Emanuje aurą tajemniczości, jego skóra pokryta jest licznymi tatuażami, które przyciągają wzrok. Prowadzi własne studio tatuażu. On nie chce miłości. Pragnie jedynie zabawy. 

Amara chce uczuć. Jaks chce przygody. To nigdy się nie uda. Ta dwójka ma destrukcyjny wpływ na siebie. Każde z nich dźwiga swój bagaż doświadczeń. Są skazani na niepowodzenie.

Jak wspomniałam na początku - ta książka była dla mnie wielką niespodzianką. Oczekiwałam romansu, niczego więcej. Dostałam emocjonalny rollercoaster, jakiego długo nie zapomnę. 

Trudno jest w takim popularnym gatunku wymyślić coś nowego, czego jeszcze nie było. Nie jest łatwo wyjść poza schemat. Dlatego nie winię autorki, że "Gwiazdy nadziei" jest dość typową historią. Mamy tutaj szaleńczo zakochaną młodą kobietę, która pragnie uratować wypranego z emocji bad boya z tatuażami. Przyznacie, że nie jest to nic odkrywczego?

Mimo to byłam zafascynowana tą powieścią! I.M. Darkss pisze w taki sposób, że każde zdanie jest naprawdę przemyślane i niesie ze sobą przesłanie. Zaznaczyłam tak wiele cytatów, że prawie zabrakło mi znaczników, a to o tym świadczy. Już dawno nie trafiłam na taką książkę, pełną zdań, które aż chce się gdzieś zapisać, zachować na przyszłość. 

Może ta książka jest nieco cukierkowa. Czasami było aż za słodko. Zakończenie było szczególnie przesłodzone. Ale nie przeszkadzało mi to tak, bo w całej tej historii działo się dużo, nie brakowało dramatów, kłótni, było naprawdę emocjonująco. Nie mogłam ani na chwilę oderwać się od przygód Jaksa i Amary. Rainbow nieustannie walczyła o swoją miłość. Nie poddawała się, mimo że wielokrotnie była raniona i odtrącana. Z drugiej strony momentami chciałam krzyknąć na główną bohaterkę i uświadomić jej, że powinna dać już sobie spokój, bo za chwilę straci godność. Ale ona dalej próbowała dotrzeć do serca ukochanego.

Jak widać, nie jest to książka idealna, a mimo to pamiętam uczucie, gdy dotarłam do końca. Byłam zachwycona. To dlatego nie mogę nie dać czterech kostek czekolady. Błędów nie brakuje, ale nie zepsuły one finalnego wrażenia. Polecam wszystkim romansoholiczkom.

Mam nadzieję, że na kolejną powieść autorki nie będziemy musieli czekać tak długo. :)

A poniżej lista cytatów, ponieważ ta książka jest pełna pięknych fragmentów. Zresztą przekonajcie się sami.

Jaks Traviss jest jak tsunami. Pojawia się bez ostrzeżenia, pochłania i nie daje szansy na ucieczkę. Najgorsze jest to, że ja wcale nie chcę uciekać, a powinnam, bo tsunami to przecież potężny i bezlitosny kataklizm, który wszystko na swojej drodze może zmienić w bezużyteczne ruiny. Tak, Jaks jest jak tsunami i choć wiem, że powinnam się od niego odseparować dla własnego bezpieczeństwa, to i tak idę w jego stronę. Za każdym razem. Zawsze.

Czas się nigdy nie zatrzyma, pustka po osobie, którą kochasz, nigdy nie zostanie zapełniona, a tęsknota za kimś, kto posiadł każde uderzenie twojego serca, nigdy nie minie.


Kiedyś sądziłam, że można się podnieść po każdym upadku, ale to nieprawda. To, że człowiek znajduje w sobie siłę, by dalej funkcjonować, by wstawać rano z łóżka, uśmiechać się i śmiać, nie oznacza, że się podniósł. Wręcz przeciwnie. Jego funkcjonowanie nie jest życiem. Jest zaledwie brnięciem naprzód ze świadomością, że każdy kolejny krok będzie naznaczony upadkiem i utratą, Wstawanie rano z łóżka nie jest równoznaczne z chęcią rozpoczęcia nowego dnia, a śmiech jest tylko kamuflażem łez. Nie podnosimy się po utracie. Tylko chowamy ją głęboko.


Nigdy nie doświadczę utraty Jaksa, bo on nie jest mój, ale codziennie doświadczam utraty wszystkiego, co mogliśmy mieć. Codziennie tracę możliwość całowania go, dotykania go czy spędzania z nim czasu. Codziennie tracę możliwość obudzenia się i zaśnięcia obok niego. Codziennie tracę możliwość odnalezienia sposobów na rozśmieszenie go. I z każdą kolejną utratą tracę cząstkę siebie.


Mówią, że przeznaczeni zawsze odnajdują drogę do siebie. Mówią, że dusza dzieli się na dwie części i żyje w dwóch przeznaczonych sobie sercach, przyciągając je do siebie. Mówią, że prawdziwa miłość nie może być nieodwzajemniona. Ja sądzę, że dusza może być opuszczona. Przeznaczeni mogą się minąć. A miłość nieodwzajemniona pozostaje taka zbyt często. Nie oznacza to, że nie wierzę w przeznaczenie. Dręczy mnie tylko jedno pytanie. Co, jeśli jestem przeznaczona komuś, kto nie jest przeznaczony mnie?


Zabawne i cholernie przerażające, że codziennie mijasz setki ludzi, którzy są zwyczajni, obojętni, nieistotni. I nagle — bez ostrzeżenia — spotykasz go.  A on jest wszystkim. I jest wszędzie. Nawet jeśli dzielą was setki kilometrów.


Podążanie za głosem serca wymaga odwagi. Przypomina bowiem bieg z zawiązanymi oczami drogą pełną przepaści, ale czasem tylko na dnie tej przepaści można odnaleźć swoje prawdziwe przeznaczenie. I w pełni świadoma wiążących się z tym niebezpieczeństw, dziś wiem, że bez wahania skoczę w każdą otchłań, na dnie której czekać mnie będą chwile takie jak ta.


Gdyby ktoś mnie dziś zapytał, czy ufam życiu, bez wahania odparłabym, że tak. Od dziecka wierzyłam w przeznaczenie. Myślę, że wiara w to, iż nic nie dzieje się bez powodu, dawała mi nadzieję na lepsze jutro. A lepsze jutro następuje, gdy masz nadzieję.


Wszystko, co doprowadziło mnie do dnia dzisiejszego, nauczyło mnie, że nadzieja zawsze gdzieś na nas czeka, nawet jeśli się poddamy. To ona jest sprawdzianem naszej zdolności do walki.


"Gwiazdy nadziei" nagradzam czterema kostkami czekolady.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Może zainteresuje Cię również

5 komentarze

  1. Ajj, mimo wszystko takie przesłodzone wydarzenia w książkach baaardzo mnie odrzucają i nie wiem czy po to sięgnę:( Jednak gdybym natknęła się na tę powieść to na pewno nie przejdę obojętnie <3

    Buziaki i zapraszam <3
    https://sleepwithbook.blogspot.com/2019/04/po-co-nam-wojna-skoro-wystarczy-zabrac.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Po takiej recenzji, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko sięgnąć po książkę. 😊
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, ciężko wymyślić przy takim gatunku coś, co zaskoczy. Czytając recenzje książka wydaje się być ciekawa.
    Od siebie chciałam tylko dodać, że czytając twojego bloga na nowo zachciało mi się czytać książki <3 Niestety, ale kiedy poszłam do liceum wszystko uległo zmianie, ale to już za mną.
    Co sądzisz o tym, aby przeczytać sagę Virgini C. Andrews o rodzinie Dollangangerów? Wszystko zaczyna się od książki ''Kwiaty na poddaszu'' i to jest genialne! Każda część intryguje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówisz, że ta powieść zawiera błędy. A znasz taką, w której ich nie ma? Mimo wszystko Twój opis zachęca

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam tę książkę przedpremierowo i również bardzo mi się spodobała :) Świetna recenzja

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)