Miłosny blef

Miłosny blef D.B. Foryś

To niestety nie była dobra książka. Opis zachęcił mnie do sięgnięcia po "Miłosny blef", ale po raz opis i powieść to dwie odrębne historie na zupełnie innym poziomie.

Krótko o fabule: Hela trafia do szpitala, potrzebuje przeszczepu. Okazuje się, że z powodu braku miejsc, dzieli salę z mężczyzną - przystojnym, ale bezczelnym Kubą. To flirciarz jakich mało, a Heli nie podoba się, że z ich sali zrobił sobie romantyczny kącik. Nie pomaga też fakt, że mężczyzna ma świetne ciało i eksponuje je podczas codziennych ćwiczeń. Niestety Kuba ma też cięty język, który doprowadza do szaleństwa Helę.

Wkrótce okazuje się, że te wzajemne dogryzki to jedyne, co sprawia, że pobyt w szpitalu staje się całkiem znośny, a współlokator nie jest taki zły...

Odpychałam ludzi, którzy za bardzo się zbliżali, bo cholernie się bałam, że ich skrzywdzę, gdy mój czas się skończy. Natomiast w momencie, kiedy ta chwila miała niebawem nastąpić, niczego bardziej nie pragnęłam, niż mieć u boku ukochaną osobę.

Pierwsze, co zauważyłam to fakt, że autorka bardzo szybko przeskakiwała ze sceny do sceny. Bohaterka budzi się, szykuje do pracy, a za chwilę jest już na imprezie, z której trafia do szpitala. A to wszystko na jednym wdechu.

Niestety działo się tak w całej książce - sceny, w których Hela spędzała czas z Kubą, były dobrze rozpisane, ale kiedy tylko każde miało spędzić chwilę w samotności, autorka sprowadzała je do krótkich zdań. W moim odczuciu było to za mało i wyglądało tak, jakby Hela nie miała życia poza Kubą. Z tego też powodu książka jest krótka, bo liczy zaledwie 209 stron.

Miałam też zastrzeżenia co do stylu autorki. Pierwsze skojarzenie? Infantylny. Zauważyłam dużo wykrzykników, które moim zdaniem były zbędne. Sprawiały jedynie, że główna bohaterka przypominała mi swoim zachowaniem rozemocjonowaną, niezbyt inteligentną osobę.

Brakowało mi też konsekwencji. W jednym rozdziale Hela żaliła się, że nie ma rodziny, nikogo bliskiego, a chwilę później okazywało się, że znajomi z pracy są bardzo troskliwi i dbają o nią na każdym kroku, kolejna koleżanka wisi z nią całymi dniami na telefonie, a mama specjalnie dla niej przylatuje z Londynu. Ja już bym zaczęła tęsknić za samotnością.

Ale w "Miłosny blefie" spodobały mi się nazwy rozdziałów, które były zbudowane na zasadzie "Jestem" + przymiotnik odnoszący się do uczuć głównej bohaterki w tym rozdziale (np. oszołomiona, zawstydzona, niespokojna). Pierwszy raz spotkałam się z takim zabiegiem i oceniam je pozytywnie.

Największym zaskoczeniem było zakończenie. I chyba jeszcze żadna książka nie zszokowała mnie tak jak "Miłosny blef". Uwierzcie, że chętnie bym Wam opisała, co konkretnie wywołało we mnie tyle emocji, ale byłby to spoiler. Wobec tego powiem tylko tyle, że zakończenie to coś nieprawdopodobnego i sprawiło, że o tej historii zaczęłam myśleć w kategorii fantastyki, bo takie rzeczy nie mają miejsca w rzeczywistości. Kompletnie pozbawione logiki zakończenie.

A wiecie, co jest najlepsze? To jest pierwszy tom i czekają nas kolejne. Po takim zakończeniu boję się, co będzie dalej i raczej nie sięgnę po kontynuację.

"Miłosny blef" zdobywa dwie kostki czekolady.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Niezwykłemu.

Poniżej sprawdzisz, gdzie w najlepszej cenie kupisz "Miłosny blef".

Może zainteresuje Cię również

3 komentarze

  1. Może autorka nie chce zanudzać, monotonnym samotnym życiem bohaterów. No nie wiem nie czytałam, a może będzie ciekawiej w kolejnych częściach

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie historie mnie nie przekonują, ale muszę przyznać, że okładka jest świetna i zaintrygowała mnie Twoje recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kompletnie nie moja bajka i raczej na pewno nie sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)