Za górami, za lasami, znajdował się ośrodek Latham House. Świeże powietrze, spokojna okolica. Brzmi jak idealne miejsce na urlop, jednak nim nie jest. To sanatorium w górach otoczone żeliwnym ogrodzeniem i hektarami lasu, w którym leczą przypadki hipergruźlicy. To choroba zakaźna, która uodporniła się na wszelkie lekarstwa.
To właśnie tam trafia Lane, siedemnastoletni, bardzo ambitny chłopak, którego całym życiem jest nauka. Uczęszcza na zajęcia rozszerzone, robi to, co jest oryginalne i będzie wyróżniać się w podaniu na studia. Nie potrafi się odnaleźć w ośrodku. Nie rozumie lekceważącego podejścia nauczycieli do nauki, dlatego sam nadrabia materiał szkolny. A jego stan, zamiast się poprawić, ulega pogorszeniu.
Przestrzeń należącą dawniej do mnie teraz aktywny przypadek gruźlicy. Wszystko, kim byłam i kim chciałam być, zostało wysiedlone, by zrobić miejsce chorobie.
Sadie od ponad roku przebywa w sanatorium. Nie ma zmian na lepsze, ale nie ma też na gorsze. Tkwi w zawieszeniu. W Latham House jest kimś zupełnie innym niż w domu. Wraz z grupką przyjaciół buntuje się przeciwko wszystkiemu, by żyć w miarę "normalnie". Kradnie internet, przemyca słodycze i alkohol, bawi się, jednak choroba jej nie opuszcza, a ona wciąż jest zagrożeniem dla wszystkich przebywających poza ośrodkiem.
Jest różnica między umieraniem a byciem martwym. Wszyscy umieramy. Niektórzy z nas umierają przez dziewięćdziesiąt lat, inni przez dziewiętnaście. Ale każdego ranka każdy człowiek na świecie jest jeden dzień bliżej śmierci. Każdy.
O czym tak naprawdę jest ta książka? O tym, że życie mamy tylko jedno i dlatego musimy przeżyć je jak najlepiej. Nikt nie zwróci nam czasu, więc wykorzystujmy go tak, jak naprawdę tego chcemy. Zastanówmy się, co sprawia nam radość, co jest dla nas najważniejsze. Nie cofniemy czasu, by naprawić błędy, ale możemy na nich się uczyć i ich nie powtarzać.
Sadie i Lane nauczyli się w ośrodku, że wszystko przemija, a czas nie stoi w miejscu. Jesteśmy krusi, łatwo nas zranić, nie wiadomo, ile dni, miesięcy, lat, będzie dane nam jeszcze żyć. Razem z bohaterami uczymy się doceniać małe chwile, cieszyć się dniem.
Widzisz, na tym polega sekret dobrego życia. Musisz się postarać, żeby nazbierać jak najwięcej dni, do których będziesz chciał potem wracać.
"Dzień ostatnich szans" to książka autorki "Początku wszystkiego", który bardzo mnie rozczarował. A jednak opis "Dnia ostatnich szans" zaciekawił mnie na tyle, by dać Robyn Schneider kolejną, ale ostatnią już szansę. I nie zawiodłam się.
"Dzień ostatnich szans" zaskakuje najpierw oryginalną fabułą. Hipergruźlica tak naprawdę nie istnieje, jak wyjaśnia autorka na końcu książki. Nie ma też Latham House na żadnej mapie. To wszystko fikcja stworzona, by przypomnieć ludziom o pladze gruźlicy w przeszłości, która zabiła zbyt wielu wybitnie utalentowanych ludzi. Jednak nie chodzi tu tylko o historię nieuleczalnej choroby, a o przesłanie, lekcję życia dla czytelników i przemianę bohaterów. Do tego dochodzi jeszcze nieprzewidywalne zakończenie, dużo niespodzianek w akcji książki oraz różnorodne postacie i mamy gotowy przykład literatury młodzieżowej, który naprawdę warto polecić. Cztery kostki czekolady ode mnie.
Premiera 28 lutego.
Tłumaczenie książki: Aga Zano
Dziękuję Wydawnictwu Otwartemu za egzemplarz recenzencki.